Morderczy sierpień w brytyjskim tyglu – recenzja książki „Miecz i tarcza” Iana Rankina

15 grudnia 2023

Ian Rankin „Miecz i tarcza”, tłum. Dagmara Łata, wyd. Albatros
Ocena: 7 / 10

Szósty tom opowieści o detektywie Johnie Rebusie to niezwykle gęsta fabularnie kryminalna układanka, do ogarnięcia której czytelnikowi przyda się historyczne obycie w polityczno-narodowych podziałach występujących w Wielkiej Brytanii. Bez tego możemy zginąć niczym kolejne postacie w brutalny sposób schodzące ze sceny w „Mieczu i tarczy”.

Powyższe teatralne porównanie jest jak najbardziej wskazane, ponieważ „Miecz i tarcza” rozgrywa się podczas cyklicznego festiwalu teatralnego w Edynburgu, czyli w miesiącu, którego Rebus szczerze nie znosi. Chodzi o sierpień, a więc najazd miłośników teatru zalewających tłumnie szkockie miasto. W Edynburgu uaktywniają się wówczas gangi pragnące skorzystać na niefrasobliwości turystów, emocje rosną, policja nie nadąża. A im dłużej ten okres trwa, tym bardziej ujawniają się szkockie demony. Bo Szkocja to – jak wiemy – część Wielkiej Brytanii, która podobnie jak Irlandia Północna ma nieukrywane problemy z przynależnością do korony brytyjskiej.

W tej gorącej atmosferze zostaje znalezione ciało pewnego szkockiego młodzieńca. Chłopak był przed śmiercią torturowany i pewne okoliczności wskazują na mord z powodów politycznych, w którym specjalizują się członkowie IRA. Rzecz w tym, że ów młodzieniec okazuje się być synem Gera Cafferty’ego – gangstera, którego Rebus wsadził do więzienia w poprzedniej powieści, czyli w „Czarnej księdze”. I wprawdzie chłopak nawet nie wiedział, że Cafferty był jego ojcem, to jednak gangster nie zamierza tego tak zostawić, stając się jednym z elementów kryminalnej układanki zaserwowanej czytelnikom przez Iana Rankina.

Czego tu nie ma! Przede wszystkim różne strony sporu – lojaliści, oranżyści, unioniści, IRA oraz inne polityczne frakcje, które przez wieki kultywują swoje narodowo-polityczne zapatrywania. Są jeszcze młode wilki z biednego szkockiego osiedla, dzięki którym dostajemy najciekawsze sceny w powieści – to tam, wśród młodych gniewnych zepchniętych na margines społeczeństwa buzują największe emocje, bo starzy dobrze znają już tę, często pozorowaną, grę. Młodzi najmocniej wierzą w ideały i najłatwiej jest ich wykorzystać. Ale również najtrudniej jest nad nimi zapanować, o czym w „Mieczu i tarczy” boleśnie przekonuje się sam Rebus. A stawka naprawdę jest wysoka, bo wszystko wskazuje na to, że podczas teatralnego festiwalu w Edynburgu może dojść do terrorystycznego zamachu.

W komplikowaniu intrygi Ian Rankin przeszedł w „Mieczu i tarczy” samego siebie, ale też ze szkodą dla czytelnika spoza Wysp – tu rzeczywiście trzeba się merytorycznie przygotować, żeby wyłapać niuanse zaprezentowanych w powieści podziałów, trwających przecież na terenie Wielkiej Brytanii od wieków. Ten mariaż historii i współczesności, które nie mogą bez siebie funkcjonować i nieustannie na siebie wpływają, nabijając ideologicznymi prawdami młode gorące głowy, to bardzo istotny element fabuły, często przyćmiewający to, co dzieje się na drugim planie.

Na pierwszym, oprócz historyczno-politycznego kotła, jest zaś kluczący po Edynburgu (z przerwą na wyprawę do Ulsteru) Rebus, który co i rusz obrywa – detektyw nie był dotąd bardziej fizycznie poobijany niż właśnie w „Mieczu i tarczy”. Kobiety również dają mu się we znaki, jak zawsze zresztą, ale przynajmniej na jakiś czas wybył ze swojego komisariatu, by wspomóc swym doświadczeniem inną policyjną komórkę i swoboda przemieszczania się zaczyna mu się podobać. Powoli z horyzontu znika dużo bardziej widoczny wcześniej policjant Brian Holmes i to samo dzieje się w tej powieści z Siobhan Clarke, która jednak zostanie w serii na długo. A tak naprawdę, poza główną fabułą, w kontekście późniejszych tomów najważniejsze wydaje się być budowanie specyficznej relacji między Rebusem a Caffertym – czyli coś, co dla cyklu Iana Rankina stanie się najistotniejszym wątkiem.

Przez jakiś czas podczas lektury poprzedniej powieści, czyli „Czarnej skrzynki”, zapewne nie pomyślelibyśmy, że szkocki mafioso stanie się kimś tak ważnym w życiu Rebusa. Miał być jednym z tych drani, którzy usuwają się w cień zaraz po tym, jak detektyw wsadza ich do więzienia. Tutaj jedna mamy zupełnie inna strukturę. Znikają kolejne postacie z życia Rebusa, jak poprzednia kobieta, z którą romansował, żona, która wyprowadziła się z córką do Anglii, brat, który zszedł na złą drogę i pokutuje w więzieniu, i pewnie kolejni policjanci z kręgu detektywa. Cafferty zaś będzie niczym mroczna, uaktywniająca się połowa Rebusa, jego rewers, powracająca zmora, ktoś, na kogo detektyw będzie skazany. Widać, jak poznają się bliżej w „Mieczu i tarczy”, jak zaczynają na siebie wpływać, jak wzajemnie się obserwują i w odpowiednich momentach reagują – nawet ratując drugiemu życie. Oto relacja, która mieści w sobie różne konteksty i staje się siłą napędzającą cykl Rankina.

I to właśnie głównie ona zostaje w głowie (razem z postacią nadpobudliwego młodzieńca, który mocno zalezie Rebusowi za skórę) po lekturze, bo cała skomplikowana intryga może zbytnio rozkojarzyć czytelnika. Ważne, że maksymalnie skoncentrowany jest Rebus i pomaga nam przejść przez meandry śledztwa w tym buzującym, brytyjskim tyglu. Zaś sam cykl rozrasta się i – co ważne – ewoluuje. Rankin w każdej z dotychczasowych powieści proponował czytelnikowi bardzo różne od siebie sprawy, jakby chciał uniknąć popadnięcia w rutynę i prowadzenia fabuły według tego samego schematu. I to się udaje, nawet jeśli historie w jednych powieściach mogą być mniej porywające niż w innych. Ważni są ludzie, to, jak się zmieniają (bądź nie), jak próbują iść przez życie, mimo dokonania nietrafionych wyborów. Rebus może i by chciał wieść normalny żywot, ale nie pozwala mu na to jego natura psa gończego, który dla wyniku nie boi się łamać reguł policyjnej gry. Czy to droga do zatracenia? Niekoniecznie. Po prostu niektórzy nie mogą inaczej i jakoś dają radę z tym funkcjonować. Nawet jeśli wśród nich robi się coraz bardziej pusto.

Tomasz Miecznikowski


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje