John Rebus na emeryturze – recenzja książki „Wszyscy diabli” Iana Rankina

16 listopada 2023

Ian Rankin „Wszyscy diabli”, tłum. Łukasz Praski, wyd. Albatros
Ocena: 8 / 10

„Wszyscy diabli” to dwudziesty pierwszy tom cyklu o edynburskim detektywie Johnie Rebusie. Czy w roli emerytowanego policjanta bohater wymyślony przez Iana Rankina wciąż daje radę?

Cykl o Johnie Rebusie nie miał u nas łatwej drogi wydawniczej, ale wygląda na to, że właśnie wychodzi na prostą. Powieści Iana Rankina ukazują się w Wydawnictwie Albatros w nowej, charakterystycznej szacie graficznej. Równolegle wychodzą po kolei te pierwsze tomy, jak i tytuły późniejsze, dotąd niepublikowane na naszym rynku. Do tych drugich zalicza się powieść „Wszyscy diabli”, w której od poprzednio recenzowanej „Czarnej księgi” mija wiele lat, a szkocki detektyw jest już na emeryturze. Pewne rzeczy pozostają jednak niezmienne, jak choćby determinacja bohatera w dochodzeniu do prawdy. Na emeryturze Rebus zachowuje się bowiem tak, jakby cały czas pracował w policji. I to jest jeden z naprawdę ciekawszych wątków we „Wszyscy diabli”: obserwowanie, jak były policjant kombinuje, by wciąż być na czele wyścigu za sprawcami zbrodni. Co zresztą ma swoje konsekwencje.

Dwudziesty pierwszy tom cyklu rozkręca się, można powiedzieć, niemrawo i przez długi czas śledztwo wygląda na mało angażujące. Mamy tu dwie sprawy – jedna, wciąż niewyjaśniona, dotyczy zamordowanej przed laty kobiety z wyższych sfer, a druga pobicia jednego z filarów przestępczego świata w Edynburgu, czyli Darryla Christiego, który po wycofaniu się Gera Cafferty’ego z przestępczej działalności idzie w jego ślady. To ostatnie nazwisko brzmi znajomo – Cafferty był ważną postacią w „Czarnej księdze” i od tego momentu jego losy zostały już na trwałe związane z Johnem Rebusem. W powieści „Wszyscy diabli” obaj bohaterowie zeszli na boczny tor, głównie ze względu na wiek, ale stare przyzwyczajenia są od nich silniejsze. I obaj zrobią wiele, żeby wrócić do gry.

Przez większą część lektury „Wszyscy diabli” są jak błądzenie we mgle, a policjanci – znana również z „Czarnej księgi” Siobhan Clarke i najwyraźniej istotny niegdyś w zawodowym życiu Rebusa Matthew Fox – kluczą i dosłownie chodzą od drzwi do drzwi, by uporać się najpierw z zagadką pobicia Christiego, a potem z nieoczekiwanym morderstwem, które może mieć związek zarówno ze sprawą zbrodni sprzed lat, jak i atakiem na edynburskiego mafioza. W kreowaniu tej pajęczyny połączeń i zarazem skomplikowanej intrygi Rankin jest mistrzem i zdecydowanie nie pisze pod gusta tych czytelników, dla których wzorcem jest dajmy na to Remigiusz Mróz. Pokazuje żmudną policyjną robotę, chwile, w których nie dzieje się nic, a na małe przełomy w sprawie czekamy równie niecierpliwie, jak prowadzący śledztwo policjanci. I na szczęście kiedy wszystkie klocki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce, nasza żądza prawdy zostaje w pełni zaspokojona. I to w tak precyzyjny sposób, z jakim nieczęsto mamy do czynienia w zalewie współczesnych kryminałów.

Jednocześnie Ian Rankin opowiada znacznie większą historię, która w dużej mierze zawarta jest pomiędzy „Czarną Księgą” a „Wszyscy diabli”. Najprostszym tropem będzie tu relacja Sherlocka Holmesa i Moriarty’ego, bo Rebus i Cafferty urastają do takiej rangi przeciwników. Ci dwaj może nie tyle się lubią, co szanują. Są w stanie ze sobą rozmawiać i dzielić się informacjami, ale cały czas prowadzą ze sobą grę, we „Wszyscy diabli” już wieloletnią. Wygląda to tak, jakby byli na siebie skazani i jeśli tylko w śledztwie pojawi się nazwisko Caffert’yego, Rebus od razu reaguje jak gończy pies.

Z wcześniejszych tomów pamiętamy detektywa jako nieco aroganckiego, ale też bardzo skutecznego policjanta, który stosuje swoje, często wątpliwe metody. Co ciekawe, we „Wszyscy diabli” Rebus jest irytujący jako często nieproszony gość na policyjnych naradach, bo wciąż zachowuje się jakby był u siebie i korzysta z dawnych przywilejów. Ma niełatwą relację z nową kobietą u boku, a policjanci, z którymi aktualnie pracuje przy sprawach, nierzadko traktują go jako dopust boży, nawet jeśli cenią go za doświadczenie i wyjątkowo bystry umysł. Słowem, wcale nie jest tak samo, jak było, choć i Rebus, i Cafferty chcieliby, żeby najlepiej wszystko zostało po staremu. Mimo że ich interesy są sprzeczne, to pragną tego samego. I cóż, jeśli uda im się to osiągnąć, dalej będą mogli bawić się w kotka i myszkę.

Już w pierwszych tomach cyklu zarysowywał się edynburski mikrokosmos skupiony wokół Rebusa i tu możemy zobaczyć, jak po latach pewne rzeczy uległy zmianie, a inne są stałe. Sam detektyw twierdzi, że zawsze bardziej mu zależało na wyniku, a nie metodach, które do niego prowadzą, i tak jest nadal. Choć jednak nie chce tego przed sobą przyznać, my jako czytelnicy czujemy, że tak naprawdę czas poszedł do przodu i te starania detektywa, by dalej rozwiązywać sprawy, by dalej walczyć z przestępczością na swoich prawach, są bardziej rozpaczliwe niż racjonalne. Rebus nie odpuszcza, choć tę robotę spokojnie mogliby wykonywać za niego inni. Po drodze z jego życia zniknęło wiele osób, także najbliższych, które znamy z pierwszych powieści, a pozostało wciąż rozwiązywanie kryminalnych spraw – tych niewyjaśnionych i tych aktualnych. Pytanie, do kiedy będzie mu się to udawało. Cóż, w kolejce do czytania czekają najnowsze tomy przygód Rebusa, więc jeszcze to jakiś czas potrwa.

Tomasz Miecznikowski


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje