Tęsknota za dziką naturą – recenzja książki „Czarna księga” Iana Rankina

4 kwietnia 2023

Ian Rankin „Czarna księga”, tłum. Bogusław Stawski, wyd. Albatros
Ocena: 8 / 10

„Czarna księga” to jak dotąd najbardziej skomplikowane fabularnie śledztwo Johna Rebusa we wznawianej przez Wydawnictwo Albatros serii autorstwa Iana Rankina. Owo skomplikowanie nie przyćmiewa jednak satysfakcji, którą odczuwamy na samym końcu lektury, kiedy wszystkie kamyki zaczynają do siebie pasować i zaskakują, a wręcz zadziwiają oczywistością motywów.

Nie ma to jak komplikować życie głównemu bohaterowi. Wszystko układało się Johnowi Rebusowi przez jakiś czas całkiem znośnie po tym, jak wprowadził się do Patience, swojej aktualnej partnerki. Jednak wystarczy, że przeczytamy kilkadziesiąt stron powieści i widzimy bohatera w nowym położeniu – z powrotem w swoim mieszkaniu, które notabene wynajmowane jest obecnie studentom. Do lokum nie wraca zresztą sam. Z więzienia wyszedł jego brat, Michael, którego powinniśmy pamiętać z pierwszej części cyklu. I cóż, nie jest on w dobrej formie psychicznej. A to zaledwie wierzchołek problemów, które nawarstwiają się wokół Rebusa. Jedyną ucieczką może być to, co zostaje każdemu detektywowi w takich wypadkach. Śledztwo. Najlepiej w sprawie, która przez lata wydawała się być nie do rozwiązania.

Zaczyna się od naszego dobrego już znajomego, czyli policyjnego partnera Rebusa, Briana Holmesa, który po napaści pod pubem ląduje w śpiączce w szpitalu. W jego notatkach edynburski detektyw znajduje zapiski dotyczące pożaru hotelu sprzed kilku lat, po którym zostały same tajemnice i niezidentyfikowana ofiara. To ponownie wierzchołek zagmatwanej sprawy oraz jedynie część tego, co się dzieje w fabule wokół Rebusa i jego nowej, policyjnej partnerki.

Następujące po sobie wydarzenia – począwszy od tajemniczego prologu powieści, przez atak nożem w sklepie rzeźniczym, aż po obserwację przez policję jednego z edynburskich mafiozów – wydają się być oderwane od siebie, ale przecież muszą się jakoś łączyć. Na dokładkę mamy wątek z pedofilem, który będzie sprawdzianem dla duszy Rebusa, a także dwójkę gejów, którzy próbują uratować swoje wspólne życie. Słowem, dzieje się. Szybko, bez żadnej taryfy ulgowej dla czytelnika, który może nie nadążać z kojarzeniem faktów. I jeszcze Rebusowi uprzykrzają życie jego zwierzchnicy i policyjni rywale, choć o dziwo tym razem prostolinijny komendant Wilson nazywany Farmerem bardziej przychylnym okiem patrzy na poczynania głównego bohatera.

Ian Rankin

Jednocześnie serię o edynburskim detektywie czyta się dla tego, co jest pomiędzy. Śledztwo, owszem, jest zajmujące, ale Rankin z tomu na tom pozwala sobie w kreśleniu świata przedstawionego na coraz więcej i tworzy niezwykle fascynującą, momentami nawet zahaczającą o mitologiczność, wizję szkockiego społeczeństwa z jego różnymi warstwami – w przypadku kryminału najczęściej znającymi smak owocu zakazanego. Ta ostatnia kwestia posmakowania zakazanego owocu jest niezwykle istotna dla jednego z teoretycznie negatywnych bohaterów związanego z dramatycznymi wydarzeniami podczas pożaru hotelu sprzed pięciu lat. To mężczyzna, który wtedy był innym człowiekiem, szalonym młodzieńcem żyjącym na krawędzi życia, zmuszonym, by się szybko ustatkować (pochodzi z bogatej rodziny), ale demony nie odpuszczają i wciąż wyzwalają tęsknotę za dziką – w tym przypadku człowieczą – naturą. Swoje do powiedzenia w tym temacie ma również Rebus, który zamiast naprawiać stosunki z Patience, w pełni świadomie gra rolę narwanego policjanta robiącego dosłownie wszystko, byle dojść do prawdy, na czele z ledwo kontrolowaną, wielką improwizacją.

Improwizacja to dobre słowo na określenie fabuły wykreowanej przez Rankina w „Czarnej księdze”. Mamy wrażenie, jakbyśmy przedzierali się przez gęsty jazzowy utwór, który tylko cudem trzyma się hipotetycznej partytury. A jednak to wszystko elegancko łączy się w końcówce, na czele z jednym, niewyjaśnionym przed długi czas wątkiem, po którym aż kiwamy głową z uznaniem dla pomysłowości Rankina.

Co jeszcze zostaje z czytelniczych przyjemności? Jak zwykle passusy Rankina, które ubarwiają i ożywiają fabułę. Jak ten: „To właśnie robiła z człowieka świadomość, że jest się mordercą. To coś zupełnie innego niż stężenie pośmiertne. To było rozmiękczenie, a inaczej – efekt galarety”. A jest tego więcej – aż nie można się powstrzymać i trzeba zaznaczyć sobie w książce te najbardziej wyraziste cytaty. I to jeden z głównych powodów, dla których chce się wracać do opowieści o detektywie z Edynburga.

Tomasz Miecznikowski


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje