Niczym nieskrępowany akt tworzenia – recenzja zbioru opowiadań „Iluminacje” Alana Moore’a
Alan Moore „Iluminacje”, tłum. różni, wyd. Echa
Ocena: 7,5 / 10
Pośród związanych ze światem komiksu nazwisk próżno szukać drugiego rozpoznawalnego tak bardzo, jak to należące do autora „V jak Vendetty” czy „Strażników”. Alan Moore jak mało kto zasłużył sobie na status popkulturowej legendy, a swym obejmującym cztery dekady pracy zbiorem opowiadań udowadnia, że jedynym ograniczeniem dla jego twórczości jest… wyobraźnia czytelnika.
Z „Iluminacjami” sprawa ma się tak już od pierwszych stron, bowiem otwierająca antologię „Hipotetyczna jaszczurka” pod wieloma względami stanowi kwintesencję stylu i motywów, jakie w dziełach Brytyjczyka zwykły się przewijać na przestrzeni lat. Moore bezpardonowo łączy tu eksplorację seksualności z mistycyzmem, filozoficzne rozważania ubierając w fantastyczne szaty obarczone ciężarem metafor i alegorii, a wszystko to okrasza kunsztownym stylem. Choć dla uważnego odbiorcy opowieść o nietypowym domu publicznym to pełna detali przygoda, tekst sam w sobie można uznać poniekąd za drogowskaz – jeżeli to, co oferuje Moore, nie przypadnie czytelnikowi do gustu, na dalszej ścieżce znajdzie jedynie kolejne przeszkody. W następnych opowiadaniach słynny scenarzysta komiksowy nie zamierza bowiem stosować taryfy ulgowej.
Choć pozostałe siedem opowiadań i liczącą sobie niemal trzysta stron nowelę można przyłożyć do wspólnego fantastycznonaukowego mianownika, trudno tak naprawdę o jednoznaczną kategoryzację tych utworów. Najbliższym naszej rzeczywistości z całego zestawu wydaje się być najobszerniejsze z całego zbioru „Co możemy wiedzieć o Thundermanie”, stanowiące zarazem sentymentalną podróż ku początkom superbohaterskiego komiksu, jak i krytykę jego komercyjnej strony. Pozostałe teksty przyziemności trzymają się już znacznie mniej – znajdziemy tu choćby wariację na temat apokalipsy, rozgrywającą się w zimnej kosmicznej pustce opowieść o początku stworzenia, quasi-horror o oszukańczym medium, które spotyka prawdziwego ducha, czy pełną zarówno emocji, jak i czasoprzestrzennych zawiłości historię człowieka wracającego do miejsca, które w dzieciństwie odcisnęło na nim trwałe piętno.
Rozpiętość tematyczna jest tu więc przeogromna, a Moore potwierdza to, za co jego wielbiciele kochają go od dawna – że jest twórcą, który nie boi się eksperymentować z formą przekazu, pozwalając czytelnikom na poszukiwanie ukrytych znaczeń i jednoczesne kwestionowanie stworzonej na kolejnych stronach rzeczywistości. Jednak to, co jest jedną z największych zalet tego zbioru – gęsty od aluzji i odniesień styl – może też zniechęcić niewtajemniczonych. A zatem decydując się na podróż do krainy wyobraźni jednego z najwybitniejszych umysłów współczesnej literatury, należy mieć świadomość, że Moore w „Iluminacjach” rzuca czytelnikowi cały szereg intelektualnych wyzwań. Podjęcie ich to dla wielbicieli Brytyjczyka obowiązek, a dla nowicjuszy ten szczególny rodzaj literackiego doświadczenia, które nie ma prawa pozostawić ich obojętnymi.
Maciej Bachorski
fot. BBC Maestro
Kategoria: recenzje