Janakippo staje przed najtrudniejszym z wyborów. Przeczytaj początek książki „Wracam do domu” Karin Smirnoff

29 stycznia 2024

W Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich ukazał się finał jednej z najlepszych szwedzkich trylogii ostatnich lat autorstwa Karin Smirnoff, nowej kontynuatorki „Millennium” Stiega Larssona. Janakippo, uwielbiana przez Szwedów (i nie tylko) bohaterka znana z tomów „Pojechałam do brata na południe” i „Jedziemy z matką na północ”, tym razem musi skonfrontować się z samą sobą. Książka „Wracam do domu” jest już dostępna w księgarniach, a poniżej przeczytacie jej fragment.

1

Bror umarł i mnie zo­sta­wił.

Lina się po­lu­zo­wała. Ze­śli­zgnę­li­śmy się. Po­le­cie­li­śmy.

Przy­trzy­mało mnie roz­ga­łę­zione drzewo. Wą­ski ko­nar oplótł się wo­kół ręki i wy­szep­tał do ucha ty nie ja­no­kippo. Szarp­nię­cie wy­rwało mi ra­mię ze stawu. Lina wy­su­nęła się z dłoni.

Wi­jąc się jak wąż znik­nęła w dole urwi­ska.

Na dru­gim końcu węża był mój brat.

Wie­rzył że star­czy mi sił. Za­wsze we mnie wie­rzył.

Za­wi­słam nad szcze­liną z ra­mie­niem wplą­ta­nym w so­snę.

So­sna szep­tała że było o włos. Że sły­szała jak świerk mó­wił brzo­zie że.

Wi­sia­łam nad afta­stu­pet i sły­sza­łam krzyki brora ude­rza­ją­cego o wy­stępy skalne.

Po­tem za­mil­kło wszystko poza drze­wami.

Tra­ciły igli­wie na wie­trze.

Po­pro­si­łam żeby się za­mknęły.

2

Zdję­cie. Gdy by­li­śmy mali stało na szy­fo­nie­rze w izbie.

Aatka ro­biła nam co roku nowe.

Gdy mie­li­śmy dwa­na­ście lat oociec po­sta­no­wił za­po­cząt­ko­wać nową świecką tra­dy­cję. Od­tąd do fo­to­gra­fii miała po­zo­wać cała ro­dzina kip­pów.

Kiedy mie­li­śmy trzy­na­ście lat bror za­bił ooca. Tuż po na­szych uro­dzi­nach. Fo­to­graf był już umó­wiony. Nie zdą­ży­li­śmy do niego do­trzeć.

Ni­gdy nie mo­gli­śmy się do­cze­kać tej wi­zyty. Tliła się w nas na­dzieja. Że może kie­dyś bę­dziemy ta­kimi ludźmi jak na zdję­ciu. Ro­dziną. Jed­no­ścią. Do­ra­sta­ją­cymi dziećmi. Dum­nymi ro­dzi­cami.

Nie mo­głeś wstrzy­mać się z za­bi­ja­niem ooca do wi­zyty u fo­to­grafa spy­ta­łam raz brora.

Wy­szło jak wy­szło prych­nął.

Nie mo­głeś wstrzy­mać się z umie­ra­niem do końca świąt spy­ta­łam te­raz. Umie­ra­nie w święta jest słabe. Trzeba było po­my­śleć o an­ge­lice. Sie­dzi sama z pu­dłami gra­tów i nie wie co ze sobą zro­bić.

A co bę­dzie ze mną do­da­łam.

Mam się wspiąć na tę górę i rzu­cić w prze­paść.

Za­strze­lić się. Po­wie­sić. Uto­pić.

Po­wiedz skoro już to wiesz.

Ja­kie to uczu­cie umrzeć.

3

Mimo wszystko mu­simy ja­koś uczcić boże na­ro­dze­nie oświad­czyła an­ge­lika.

Znio­sła ze stry­chu pu­dła z de­ko­ra­cjami świą­tecz­nymi i po­sta­wiła je na pod­ło­dze w izbie. Usia­dła na em­mie i tak sie­działa.

Ja usia­dłam na osca­rze i też tak sie­dzia­łam.

Nie chcę ob­cho­dzić bo­żego na­ro­dze­nia po­wtó­rzy­łam.

A więc w tej kwe­stii mamy od­mienne zda­nia od­parła an­ge­lika.

Chciała pod­trzy­mać tra­dy­cję. Bo tra­dy­cje po­zwa­lają lu­dziom za­cho­wać rów­no­wagę jak to ujęła.

Wszystko może się zda­rzyć je­śli nie bę­dziemy ob­cho­dzić świąt. Jesz­cze coś ci się prze­stawi w gło­wie i za­czniesz pić do­dała. Albo ja nie dam rady wię­cej piec.

Je­śli już to bez bom­bek łań­cu­chów i go­ści nie ustę­po­wa­łam.

Pod­nio­sła aniołka na nitce. Od­cze­kała aż prze­sta­nie się ob­ra­cać i scho­wała go z po­wro­tem do pu­dełka.

Sporo ozdób jest po mo­jej ma­mie za­uwa­żyła. Też lu­biła boże na­ro­dze­nie.

Twoja mama pod­chwy­ci­łam i po­my­śla­łam że ni­gdy nie py­ta­łam an­ge­liki o ro­dzinę. Zro­bi­łam to te­raz a ona od­po­wie­działa nie­zbyt wy­lew­nie.

Miesz­ka­li­śmy w västi­byn. Koło lant­manny. Oj­ciec był me­cha­ni­kiem. Na po­dwó­rzu miał warsz­tat. Wła­ści­wie to na­wet wciąż ma. Dawno tam nie za­glą­da­łam.

A co z twoją mamą.

Po­wie­siła się na stryszku. Do­sta­łam po niej w spadku de­ko­ra­cje świą­teczne.

Prze­su­nęła się na skraj sie­dzi­ska ze­brała w so­bie wszyst­kie siły i dźwi­gnęła się z fo­tela. Bror jej mama i to co wła­śnie w niej ro­sło od­biło się na jej czole pod po­sta­cią zmarsz­czek.

To brora spy­ta­łam.

Za­pewne nie. Ale przy­je­chał pro­sto do mnie. A ja mu wy­ba­czy­łam wy­ja­śniła.

Ale nie są­dzisz żeby to było jego drą­ży­łam.

Nie nie są­dzę. Może ar­cha­nio­ła­ga­briela.

Ko­ły­sząc się po­czła­pała do kuchni. Przy­nio­sła tacę z pro­wian­tem. Pod­pło­myk z roz­to­pio­nym tłusz­czem szynką i ki­szo­nym ogór­kiem. Sok bo­rów­kowy kawę i spodek cia­ste­czek.

Pro­szę po­wie­działa. Jedz. Mu­sisz coś jeść.

Ugry­złam ka­napkę. Za­czę­łam prze­żu­wać szynkę. Na­pi­łam się kawy żeby prze­pchnąć przez gar­dło ten kęs.

Ktoś za­pu­kał do drzwi.

Otwarte za­wo­ła­ły­śmy nie wsta­jąc z miejsc.

Göranbäckström wgra­mo­lił się do środka z cho­inką w ob­ję­ciach. Ściął ją nad mo­rzem. Brnął przez śnieg z sie­kierą sznu­rem i piłą. Wi­dzia­ły­śmy po nim że sporo go to kosz­to­wało. Nie­mal ry­zy­ko­wał ży­cie żeby tylko an­ge­lika miała cho­inkę.

Prze­cież pra­wie nie ma śniegu za­uwa­ży­łam. Mo­głeś ją tu przy­nieść choćby w pan­to­flach.

An­ge­lika i göran­bäck­ström wy­mie­nili spoj­rze­nia.

Chcia­łem tylko po­móc mruk­nął.

Wiel­kie dzięki rzu­ci­łam. Po­szłam na stry­szek po­ło­ży­łam się na łóżku i wle­pi­łam wzrok w su­fit. We­szło mi to w na­wyk. Le­że­nie na łóżku i ga­pie­nie się w su­fit. W my­ślach raz po raz prze­cho­dzi­łam przez to co się stało. Od mo­mentu kiedy cze­ka­jąc na johna wy­sia­dłam z sa­mo­chodu przy tar­taku aż do chwili gdy ten sam john zniósł mnie z góry i za­pa­ko­wał do mo­jego dżipa.

Mo­głam cho­dzić. No­gom nic nie do­le­gało. Tylko się od­mro­ziły.

Ko­niecz­nie jedź na po­go­to­wie oświad­czył.

Nie. Za­wieź mnie do tej prze­klę­tej góry. Mu­sia­łam się do­wie­dzieć co z bro­rem. Nie sły­sza­łam już jego my­śli.

U pod­nóża afta­ber­get ze­brali się miesz­kańcy wsi. El­la­gran obej­mo­wała an­ge­likę.

Ka­retka już tu je­dzie oświad­czyła na nasz wi­dok. Stała tam na­wet ta finka i trzę­sła się z zimna w sztucz­nym fu­trze.

A ona co tu robi spy­ta­łam johna. Nic tu po niej.

Mieszka te­raz u mnie wy­ja­śnił. Też chce wie­dzieć co się dzieje.

Aha od­par­łam i spró­bo­wa­łam wy­siąść z sa­mo­chodu. Wkrótce jej się znu­dzi i wróci do swo­jego spód­ni­co­spod­nio­landu.

Je­śli bę­dziesz ci­cho to bę­dzie cię mniej bo­lało po­ra­dził john i za­ło­żył mi tem­blak z sza­lika.

Nie czu­łam bólu. Ale nie pro­te­sto­wa­łam.

Jego ręce pra­co­wały ostroż­nie.

Rzadko się to zda­rzało.

Jak­bym była szcze­gól­nie kru­cha.

Nie by­łam.

Göranbäckström i gun­nar­gran zna­leźli ciało brora pod wy­soką skałą. Tuż przy wej­ściu do po­rzu­co­nej li­siej nory. Bror nie miał wi­docz­nych ob­ra­żeń je­śli nie li­czyć stopy wy­krę­co­nej w od­wrotną stronę. Po­ło­żyli go na sa­niach i za­wieźli na po­dwó­rze an­ders­sona. Usia­dłam przy nim. W od­dali sły­sze­li­śmy sy­reny. Po­chy­li­łam się nad bro­rem i za­czę­łam mu szep­tać do ucha.

To nie pierw­szy raz.

Już wcze­śniej był o krok od śmierci.

Za­wsze od­zy­ski­wał przy­tom­ność.

Bro­rze po­wie­dzia­łam nie mo­żesz tak le­żeć. Wiesz prze­cież. Je­śli za­śnie się w za­spie można już się nie obu­dzić.

Raz po raz za­kła­da­łam mu włosy za ucho. Jego po­liczki try­skały zdro­wiem. Jak pod­czas wy­cieczki nad mo­rze u progu wio­sny gdy woda jesz­cze jest skuta lo­dem. A kwiet­niowe słońce od­bi­ja­jąc się od śniegu wy­pala piegi. Te­raz jed­nak był gru­dniowy wie­czór tuż przed bo­żym na­ro­dze­niem. Wpraw­dzie pod­czas od­wilży śnieg opadł z drzew ale mrozy wra­cały.

Pa­mię­tasz złote za­sady aatki spy­ta­łam. Nie pij zim­nego mleka. Nie kładź się do zim­nego łóżka. Nie wy­chodź z domu bez czapki. La­tem jedz na za­pas. A zimą.

Po­wie­dzia­łam mu że jest idiotą. Ża­ło­sną kre­wetką która znów się wy­dur­niła ale wszystko bę­dzie do­brze. Zdję­łam czapkę i na­cią­gnę­łam mu na głowę. Je­śli umrze to ja też umrę a tego na pewno by nie chciał.

Nic mi nie od­po­wie­dział. Po­ło­ży­łam się koło niego. Ob­ję­łam go. El­la­gran przy­kryła nas ko­cem.

No cóż wes­tchnę­łam kiedy mię­dzy nami znów dało się wy­czuć cie­pło. Ota­cza­jące nas dźwięki roz­mowy lu­dzi i szum drzew uci­chły. Sły­chać było tylko od­głos na­szego wspól­nego płuca. Wdech. Wy­dech. Wdech. Wy­dech.

Opo­wia­da­łam mu o sy­riu­szu. O tym jak egip­cja­nie utoż­sa­miali z nim ozy­rysa a wi­kin­go­wie odyna i skła­dali im ofiary. Wie­dzia­łam że bror bę­dzie miał uwagi. Po­prawi mnie że odyn to bóg a nie gwiazda on jed­nak nic nie po­wie­dział.

Praw­dziwe imię tora to bror do­da­łam. To tylko mit że zo­stał po­ko­nany przez węża. Góra także nie ode­brała mu ży­cia. Był nie­śmier­telny. Tak jak ty.

Od­głosy po­wró­ciły. Pa­pla­nina miesz­kań­ców sma­lån­ger war­kot sa­mo­cho­dów i ożyw­cze po­dmu­chy wia­tru. Ra­tow­nicy w od­bla­sko­wych stro­jach po­de­szli do nas z no­szami. Pod­nie­śli koc. Chwy­cili mnie za ręce. Po­świe­cili mi la­tarką w oko. Po­wie­dzieli że mnie prze­niosą ale ucze­pi­łam się brora. Mu­sieli mnie od­ry­wać siłą.

Nie za­bie­raj­cie go pro­si­łam. Je­śli nas roz­dzie­li­cie umrzemy.

Kilka szyb­kich cięć i nas roz­dzie­lili.
(…)

Karin Smirnoff „Wracam do domu”
Tłumaczenie: Agata Teperek
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Liczba stron: 374

Opis: Kiedy w wyniku tragicznego wypadku jana zostaje sama, musi zdecydować, co dalej. Wyjazd z rodzinnej wsi i udział w wystawie w Sztokholmie otwierają przed nią nowe możliwości, ale przypominają też o nierozwiązanych sprawach sprzed lat. Teraźniejszość splata się z przeszłością, zmuszając janę do działania. Czy powinna wrócić do domu i ludzi, którzy na nią czekają? A może nadszedł moment, aby odejść, nie oglądając się za siebie? W ostatniej części trylogii Karin Smirnoff stawia swoją bohaterkę przed najtrudniejszym z wyborów, konfrontując ją z samą sobą. Jest coś mrocznego i uzależniającego w historii jany, która staje się uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie.


Tematy: , , , ,

Kategoria: fragmenty książek