Postapokaliptyczna powieść Barbary Klickiej w księgarniach. Przeczytaj fragment „Renety”

11 października 2023

11 października W.A.B. opublikował najnowszą książkę Barbary Klickiej – laureatki Nagrody Literackiej Gdynia, a obecnie również członkini kapituły tej nagrody. Trzy lata temu autorka wydała swoją pierwszą powieść, „Zdrój”, teraz przyszedł czas na kolejną. „Reneta” to postapokaliptyczna opowieść o zaczynaniu od początku, o tym, jak wiele razy można restartować własne życie. O tym, czy to zawsze możliwe, a jeśli tak, to jaką cenę się za to płaci. Książkę znajdziecie już w księgarniach, a poniżej przeczytacie jej fragment.

Potem często bierzemy wspólne dyżury i siadamy obok siebie przy blacie. To nie tak, jak myślisz, mówię przyjaciółce, i w dodatku to naprawdę nie jest tak, jak ona myśli. To w ogóle po prostu nie jest, mimo że bardzo serio zależy nam na wspólnych nocach w biurze, mimo że na te ciemne dyżury bierzemy ze sobą karimaty, śpiwory, czasem wręcz poduszki, mimo że od pierwszej do piątej nie dzwoni zazwyczaj żaden telefon, a w wielkiej sali, w której leżymy tylko we dwoje, ponoć nie zainstalowano kamer.

– Klient musi po prostu wierzyć, że ktoś czuwa – mówi. Na szarej, biurowej wykładzinie uwił nam legowiska, jedno przy drugim, równolegle. – To sprawia, że może spokojnie spać.

– Weź się odwróć, chcę zmienić spodnie. – Jeansy na dresy, guma do żucia zamiast mycia zębów. On w tym czasie kładzie na podłodze przy naszych posłaniach słuchawki telefonów. Obsługujemy we dwoje sześć linii, nasze głosy można znaleźć na końcach sześciu połączeń, tu na dole mamy ze sobą sześć tonacji, które powinny nam starczyć na wszystkie okazje. Choć okazje to się zdarzają głównie w naszym folderze promocyjnym, my spodziewamy się snu. Wczołguję się do śpiwora – tasiemiec w pustym środku naszej firmy.

– Jak myślisz, dlaczego mówi się „nasza firma”? – pytam.

– No a czyja? – mówi. – Nasza przecież.

Dzwoni telefon, jeden z tych, które leżą po mojej stronie. Daję się zaskoczyć, ale tylko na krótką chwilę – już po sekundzie unoszę się na łokciu, wyciągam rękę, podejmuję. W ustach mam głos, w uchu mam głos, za plecami mam mężczyznę, który uwił dla mnie posłanie.

– Dobry wieczór – mówię. Kimkolwiek jesteś, musisz wiedzieć, że godzina jest późna, nikt i nic ci w najbliższym czasie nie pomoże, nikt i nic, a już z całą pewnością nie ja, człowieku, wybij to sobie z głowy, jeśli nie zapewniłeś sobie nocnego towarzystwa, jeśli nie znasz lepszego numeru do wykręcenia, jeśli nie możesz iść do sąsiadów, lepiej od razu zacznij liczyć barany i zaśnij. – Nazywam się Mira Kirec i reprezentuję firmę. W czym mogę pomóc?

– Co masz na sobie? – Jest to mężczyzna, który uważa, że mogę przynieść mu ulgę, ja natomiast nie jestem już nowicjuszką, wiem, jak się w tym znaleźć. Znaczy wiem mniej więcej, bo za każdym razem jest inaczej, choć trochę tak samo. Zupełnie jakby ci, którzy o tej porze najbardziej się różnią od innych – od tych facetów dotykających pod kołdrami swoich kobiet, uspokajających poduszek – byli w tym samym momencie łudząco podobni do samych siebie. Dla mnie to dobrze, dobrze, na wszystko, co się powtarza, można mieć procedurę i ja ją mam, nasza firma ją wytworzyła, zaświadczyłam podpisem, że się z nią zapoznałam. Wiem, pamiętam, że jego też mam obowiązek trzykrotnie ostrzec, nim się rozłączę. Coś w rodzaju: „podejrzewam, że nie mogę panu pomóc swoją wiedzą, jeśli w najbliższym czasie nie zada pan pytania dotyczącego świadczonej przez nas usługi, będę zmuszona się rozłączyć”. Ale on też przecież najprawdopodobniej nie debiutuje, a ja i moja procedura powtarzamy się na wszystkich infoliniach świata. W tej chwili po obu stronach słuchawki trwa mały wyścig zbrojeń, będziemy się wdzięcznie przechytrzać: start. On od czasu do czasu zadaje pytanie, powiedzmy, merytoryczne, moja instrukcja przewiduje udzielenie na każde z nich odpowiedzi i wyzerowanie licznika jego punktów karnych. Prostuję się na karimacie, Tomek leży za moimi plecami, jestem pewna, że wie, jakiego rodzaju sprawę wylosowałam dziś w nocy, wie, na co się zanosi. Mówię teraz o stopniu pokrycia zasięgiem zachodniego Podkarpacia, po drugiej stronie słyszę drżenie, jednostajny ruch. On pyta, czy mam czarne majtki. Mam.

– Ponownie informuję pana, że jest to infolinia firmy. Czy mogę panu pomóc w zakresie świadczonych przez nas usług?

– A Pomorze? Jak jest pokryte Pomorze?

Kilka dni wcześniej zacięłam się w windzie między szóstym a siódmym piętrem wieżowca, w którym mieszkała moja przyjaciółka. Szłam do niej tylko na herbatę, szłam, żeby leżeć na parkiecie, wyciągać nogi i czuć pod sobą piętra pełne ludzi, pełne wielu małych ruchów, które nie składają się w żaden duży. W windzie myślałam o tym, jak to będzie, kiedy uda mi się naprawdę odpocząć, dźwig szarpnął, jakby miał odruch wymiotny, drzwi otworzyły się w ruchu, przez chwilę mijałam kolejne piętra, świat pokroił się w plastry, aż pokrojony, w pół ruchu, w pół drogi – stanął. Nacisnęłam guzik oznaczony symbolem głośnika, ktokolwiek miał być po drugiej stronie, albo opuścił posterunek, albo go nigdy nie objął, więc krzyknęłam, krzyknęłam, krzyknęłam, patrząc na przekrój podłogi, myśląc o tonach żelbetu. Nic. Więc siadłam i siedziałam między trzema lustrami, bez ruchu, jak wystraszony kurczak. Strategia? Nie, raczej przykurcz mięśni.

Opowiadam więc o pokryciu Pomorza zasięgiem. Tymczasem ciało Tomka niespodziewanie ożywa za moimi plecami. Jakby mój rozmówca doślizgał się tutaj po którymś z kabli i włamał się mojemu koledze z pracy do środka. Nie mam pod ręką żadnej procedury na taką ewentualność, poza może radami sprzed lat, w które sama nie wierzę, coś w rodzaju: tylko ich nie prowokuj. Czuję posuwiste, systematyczne ruchy ich obu. Taka jest cena za wicie gniazdka na biurowej wykładzinie, myślę, taka jest cena nocnych dyżurów, które pozwalają swobodnie spacerować po mieście w samo południe, tak sądzę, tak uważam, a skoro tak, to wbijam się cała w słuchawkę. Chodźcie, chodźcie, oprowadzę was po waszym zasięgu, moi nocni mężczyźni, moi interesanci, opowiem o nadajnikach, rejestratorach, sieci, pozwolę wam łagodnie zanurzyć się w widoku, a wy, z wdzięczności, dacie mi alibi, pozwolicie nie całkiem wiedzieć, co się tu teraz wydarza.
(…)

Barbara Klicka „Reneta”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 112

Opis: Musiała wydarzyć się katastrofa, bo Mira wraca do miasta ze swojej przeszłości. Zamieszkuje w domu, którego ułamek należy do niej, reszta do jej ciotecznych sióstr, Anki i Róży. Nowa praca polega na przedzieraniu się przez hałdy na wpół zużytych tekstyliów, segregowaniu, decydowaniu o tym, co da się jeszcze uzdatnić, co należy zutylizować. Wciąż na nowo podejmowany przez Mirę wysiłek zapominania przeszłości, która ją tu doprowadziła, jest nieustannie niweczony przez jej pamięć. „Reneta” to postapokaliptyczna opowieść o tym, jak wiele razy można restartować własne życie. O zmęczeniu, kapitalizmie, ruchu i zastyganiu. O tym, że niektóre jabłka już rodzą się stare.


Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek