W świecie biznesu porażka to zasada, a nie wyjątek – wywiad z Johnem Lynchem, autorem powieści sensacyjnej „Arka”
O najważniejszych zasadach prowadzenia swojej firmy i literackich idolach, którzy mieli na niego największy wpływ, a także o tym, dlaczego Polska wraz z jej historią jest dla niego bardzo ważna, rozmawiamy z Johnem Lynchem, amerykańskim przedsiębiorcą od lat mieszkającym w Polsce, który fabułę debiutanckiej powieści sensacyjnej „Arka” (wyd. Ringier Axel Springer Polska) oparł na własnych, dramatycznych doświadczeniach ze świata biznesu.
Tomasz Miecznikowski: Jak pisało się panu pierwszą powieść? Czy fakt, że oparł ją pan na swoich doświadczeniach ułatwiał, czy może jednak utrudniał pracę nad książką?
John Lynch: Chociaż studiowałem inżynierię i biznes, a także przez lata pracowałem w Polsce jako przedsiębiorca, od wielu lat zajmowałem się też czynnie pisaniem, np. dla wydawnictw biznesowych, jak np. „Warsaw Business Journal”, dla brytyjskiego magazynu odzieżowego „Images”, a także dla innych wydawnictw. Więc zawsze wiedziałem, że któregoś dnia napiszę książkę, choć przyznaję, że niekoniecznie miała to być powieść.
Wtem zdarzyło się coś dramatycznego w moim życiu biznesowym w Polsce, gdy na skutek próby wrogiego przejęcia przez wielki międzynarodowy fundusz na pewien czas straciłem firmę, którą budowałem przez 20 lat. Chociaż byłem przerażony i zmartwiony, byłem też bardzo ciekawy, jak to się wszystko skończy. Nie raz mówiłem moim pracownikom i przyjaciołom, że „czuję się tak, jakbym znajdował się w powieści Johna Grishama”.
Krótko po tym, jak ta cała męka się skończyła, zebrałem myśli i napisałem historię tego, co się wydarzyło. Było to prawie jak katharsis. Ale sześć miesięcy później stwierdziłem, że zdanie wiernej relacji z tego, co się stało, tak jak Bill Browder zrobił to w książce „Czerwony alert”, nie było właściwym podejściem. Postanowiłem napisać powieść, zwyczajną fikcję.
W przypadku „Arki” napisałem taki logline: „Młody, ambitny i pełen pomysłów projektant mody tworzy odnoszącą sukcesy firmę odzieżową, która pada ofiarą wrogiego przejęcia przez pozbawionego skrupułów i niebezpiecznego inwestora”.
Czytelnicy często mnie pytają, ile w tej książce jest prawdy. Wyjaśniam, że podstawowa koncepcja, w której amerykański przedsiębiorca prowadzący interesy w Polsce staje naprzeciw funduszu inwestycyjnego, to w zasadzie ten sam temat. Jednak bohaterowie, duża część fabuły oraz wiele scen i miejsc (np. Rumunia i Ukraina) to wyłącznie produkty mojej wyobraźni.
P.D. James powiedziała kiedyś, że „cała fikcja jest w dużej mierze autobiograficzna” i dopiero teraz naprawdę rozumiem, co miała na myśli. Wiele z tego, co napisałem, powstało, gdy siedziałem bezczynnie i wymyślałem w głowie bohaterów i scenariusze, ten kreatywny proces był dla mnie najprzyjemniejszy.
Wracając do pytania o moje własne doświadczenia – walka z agresywnym funduszem czy kontakty z opieszałymi sądami w Polsce, czy też mieszkanie w Polsce przez wiele lat miały istotne znaczenie, by nadać historii realizmu. Nie ograniczały mnie w żaden sposób, ponieważ stanowiły tylko elementy, których użyłem do stworzenia wiarygodnej fikcyjnej historii.
Ile jest w panu Trumana Chase’a, pozytywnego bohatera powieści? Czy w życiu i w zarządzaniu firmą stara się pan kierować podobnymi do niego zasadami?
Truman Chase nie jest moim alter ego. Z drugiej strony, gdy spojrzeć na drugą definicję „alter ego” w słowniku oksfordzkim, tj. „bliski i zaufany przyjaciel”, powiedziałbym, że po tym, jak spędziłem pięć lat, pisząc o jego przygodzie, naprawdę myślę o Trumanie jak o zaufanym przyjacielu. Lubię go.
Prowadząc własną firmę, głęboko wierzę w określanie własnej wizji, celu i kluczowych wartości. To nie są dla mnie puste hasła. Są faktem, kluczem do zapewnienia długotrwałej konkurencyjności w każdej działalności. Wyposażyłem Trumana w podobne, choć nie takie same wartości. Truman ma własny zestaw wartości, które przekazali mu jego rodzice, a w szczególności jego polski ojciec, Stanisław Czyż. Obejmują one ciężką pracę, uczciwość i godność oraz dodatkowo stawianie rodziny zawsze na pierwszym miejscu.
Widziałem kiedyś rysunek mojego ulubionego polskiego rysownika, Andrzeja Mleczki, przedstawiający wyczerpanego żołnierza powracającego z pola bitwy i raportującego królowi: „Każdy, kto walczył uczciwie, poległ”. Ja sam nigdy nie uważałem, że przedsiębiorca musi być brutalny, by wygrać, ani że „mili ludzie przegrywają”. Truman stanowi uosobienie tej filozofii.
Fernando Tomasi, czarny charakter „Arki”, to odrażająca, ale też w pewien sposób groteskowa postać. Czy naprawdę miał pan do czynienia z takimi jak on ludźmi, którzy bez żadnych skrupułów przejmują czyjś biznes?
Fernando jest produktem mojej wyobraźni, chociaż posiada pewne cechy zapożyczone od różnych ludzi, z którymi miałem do czynienia przez wiele lat w biznesie. W korporacyjnym świecie, co przyzna każdy bankier inwestycyjny z Wall Street, wrogie przejęcia niekoniecznie są rzeczą złą. Osoby realizujące przejęcia, jak np. Carl Icahn, T. Boone Pickens lub Ron Perelman, tak zarabiają na życie i w wielu przypadkach przejmują spółki źle zarządzane i nimi obracają. Jest wiele prywatnych funduszy inwestycyjnych, które to robią, lecz w większości przypadków nie ma w tym elementu wrogości.
Fernando jest groteskowy, jak stwierdziłeś, ponieważ manipulował systemem i złamał prawo, by osiągnąć korzyści. Takie postaci istnieją także w biznesie, choć nie zawsze są widoczne. I tak, z kilkoma takimi osobami się spotkałem, także tutaj w Polsce.
W momentach, kiedy fabuła „Arki” rozgrywa się w Polsce, często nawiązuje pan do historii naszego kraju. Dlaczego? Czy historia Polski jest dla pana ważna, a może w jakiś sposób pana zafascynowała, że postanowił pan umieścić w książce takie odniesienia?
Jestem niezmiernie dumny z mojego polskiego dziedzictwa oraz polityczno-gospodarczego cudu, jaki się tutaj wydarzył po zmianach na początku lat 90., cudu, którego byłem świadkiem oraz czasami uczestnikiem.
Dorastałem w New Jersey, miejscu bardzo świadomym pod względem etnicznym – faktycznie, każdy, kogo znałem, był Irlandczykiem, Włochem, Żydem lub Polakiem. Muszę przyznać, że dorastając, prawie nic nie wiedziałem o Polsce oprócz tego, że jest krajem komunistycznym i bardzo biednym. W trakcie studiów licencjackich ukończyłem kilka kursów ze stosunków międzynarodowych, na których dosyć często było używane pejoratywne określenie: „wstrętny Amerykanin” (the ugly American). Odnosiło się one do amerykańskich dyrektorów i dyplomatów za granicą, którzy zachowywali się w sposób obraźliwy, ponieważ nie rozumieli lokalnej kultury.
Kiedy los przyniósł mnie do Polski, postanowiłem nauczyć się języka, a także historii i kultury. Z perspektywy czasu przypisuję swój sukces dobremu poznaniu Polaków i Polski. W przypadku „Arki” chciałem zapewnić, że każdy czytelnik mojej powieści, w szczególności osoby niebędące Polakami, doceni, jakim niezwykłym i niepowtarzalnym krajem jest Polska. Moja historia nie miałaby sensu w żadnym innym miejscu na świecie.
Walcząc o firmę, Truman cały czas robi wszystko tak, jak teoretycznie powinno się robić. I czasem aż chciało się do niego krzyczeć, że wierząc w zasady, popełnia proste błędy. Czy w prawdziwym życiu, w wielkim biznesie są jeszcze w ogóle tacy ludzie jak Truman?
Jedną z osób, która wywarła największy wpływ na moje życie, jest Ayn Rand, autorka „Źródła” i „Atlasu zbuntowanego”. Jej bohaterowie, nazywani później w kręgach literackich „bohaterami Ayn Rand”, to zawsze postaci silne, zdecydowane pod względem moralnym, o bezkompromisowych cechach heroicznych. Celem pisania powieści, według samej Rand, było stworzenie „człowieka idealnego”, człowieka, który dąży wytrwale do osiągnięcia swoich, i tylko swoich, wartości.
Nie jestem pewien, czy Truman spełnia oczekiwania określone dla bohaterów Ayn Rand, ale mniej mnie interesowało stworzenie bohatera, który odzwierciedla wszechobecnego w literaturze, tchórzliwego pracownika korporacji lub przedsiębiorcę, który sprzedaje swoją duszę lub nagina zasady, by zarobić pieniądze. Wartości są ważniejsze w życiu prawdopodobnie bardziej niż pieniądze, a ja chciałem przedstawić nowoczesnego bohatera, który w to wierzy. Mój ulubiony urywek w Rozdziale 12 to bezpośredni ukłon w stronę ideału Ayn Rand:
„Zdawał sobie sprawę, że osiemdziesiąt procent nowych firm upada w ciągu trzech lat, a po dekadzie nadal działa zaledwie dziesięć procent. Dlatego uznał za prawdziwy sukces to, że przetrwali i nadal się rozwijali. Media lubią powtarzać bajkę o tym, że założenie firmy to prosta, świetlana i pewna droga do sławy i majątku. Truman Chase poznał nie tak czarowną i o wiele mniej nagłaśnianą prawdę: stworzenie i prowadzenie własnej firmy to piekło, niemająca końca, często niewdzięczna, ciężka praca, na każdym etapie napotyka się przeszkody… Nie, właściwie na każdym kroku.
Ale mimo wszystkich wyzwań i trudności bezgranicznie kochał to, co robił. Był to najciekawszy okres jego życia. Choć po dziesięciu latach pracy droga do celu wciąż była daleka, miał dziś więcej energii niż w dniu, kiedy założył TruCo. Czuł się pewny, nie brakowało mu sił, by unieść na ramionach cały świat”.
Czy sam pan czyta kryminały i powieści sensacyjne? Jeśli tak, to czy ma pan ulubionych autorów? A może na kimś szczególnie się pan wzorował?
Uwielbiam dobre thrillery, czytałem Harlana Cobena, Lee Childa, Roberta Ludluma, Stiega Larssona, Dana Browna i wielu innych. Lecz najbardziej lubię Johna Grishama i to pod jego największym wpływem pisałem „Arkę”. Życie Grishama to klasyka. Pracował jako młody prawnik w Mississippi, kiedy przez cztery lata pisał swoją pierwszą książkę „Czas zabijania”. Nie cieszyła się ona jednak wielkim rozgłosem i pierwotny nakład wyniósł 5 tysięcy egzemplarzy, tyle samo, co w przypadku „Arki”. Jego druga książka, „Firma”, sprzedała się w 3 tysiącach egzemplarzy, dopóki prawa nie zostały zakupione przez wytwórnię filmową z Hollywood i nie nakręcono kasowego filmu z Tomem Cruisem. A reszta, jak to mówią, to historia.
W Grishamie uwielbiam to i uważam to za jego klucz do sukcesu, że kiedyś był praktykującym prawnikiem i dzięki temu rozumie cały brud prawniczego światka – prawników, sądy, język prawniczy i prawo precedensowe. To, co Grisham pisze, jest wiarygodne, ponieważ pisze o tematach, które zna w intymnych szczegółach. Czujemy, jakbyśmy sami znajdowali się w sali sądowej, na ławie oskarżonych czy w komorze śmierci. Grisham jako pierwszy spowodował, że prawo stało się zrozumiałe i przystępne dla zwyczajnych czytelników, takich jak ty czy ja.
Książką, którą przeczytałem bezpośrednio przed „Arką”, była „Firma”.
Myślę, że gdybym miał wizję „Arki” i przyszłych powieści, to chciałbym, żeby one uczyniły dla przedsiębiorców to, co Grisham zrobił dla prawników. Zrobienie z nich wiarygodnych i sympatycznych bohaterów. Dla mnie przedsiębiorczość realizowana w prawidłowy sposób może być najbardziej honorowym pościgiem na świecie – tworzenie nowych produktów, technologii i koncepcji, które poprawiają życie milionów ludzi. Nie musi w tym chodzić o zarabianie pieniędzy.
W pewnym momencie, szykując się na kolejne ciężkie przejścia, Truman wynotowuje punkty swojego planu i na koniec zapisuje słowa: „przygotować się na najgorsze”. Czy prowadząc tego rodzaju walkę, trzeba zaakceptować możliwość doznania porażki, czy raczej nie ustawać w wierze w zwycięstwo? A może jedno nie wyklucza drugiego?
Można być jednocześnie optymistą i realistą – to nie są wzajemnie wykluczające się koncepcje. Należy pamiętać, że w świecie biznesu porażka to zasada, a nie wyjątek. Jeżeli jesteś przedsiębiorcą takim jak Truman, możesz oczywiście potrzebować źródła pozytywnej energii i optymizmu, by stawiać czoło niekończącym się zmaganiom i wyzwaniom, do których odwołuję się w Rozdziale 12 zacytowanym powyżej.
Lecz trzeba także być realistą. Taka jest prawda w biznesie oraz ogólnie w życiu. Człowiek przez życie idzie pełen nadziei i wielkich planów, a niezmiennie dzieją się złe rzeczy. To nie pesymizm, tak po prostu się dzieje w przypadku większości ludzi. Nasze życia są jak funkcja falowa, biegnąca do góry i na dół przez całą naszą podróż.
Dokładnie to – przygotowanie się na najgorsze – pomaga niektórym przedsiębiorcom, lub nawet odważę się powiedzieć, że niektórzy ludzie odnoszą sukces tam, gdzie inni ponoszą klęskę. Dzięki temu, że Truman był przygotowany na najgorsze, na końcu osiągnął sukces. I to jest faktycznie szczęśliwe zakończenie.
Rozmawiał: Tomasz Miecznikowski
TweetKategoria: wywiady