Inspiracja znaleziona w słowniku – rozmowa z Anną Taraską i Dominiką Czerniak-Chojnacką, laureatkami 16. Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za książkę „Dwa słowa”
Najmłodsi także mogą być wymagającymi czytelnikami. Dowodzi tego przykład „Dwóch słów”, wyjątkowej książki filozoficznej dla dzieci, której akcja rozgrywa się w… słowniku. Mieliśmy sposobność porozmawiać z autorkami dzieła wyróżnionego Nagrodą Literacką m.st. Warszawy w kategorii „literatura dziecięca”, Anną Taraską (tekst) i Dominiką Czerniak-Chojnacką (opracowanie graficzne).
Sebastian Rerak: Słownik to książka czysto użytkowa, ktoś mógłby nawet powiedzieć, że nudna. Jak w słowniku odnajduje się inspirację do stworzenia historii dla dzieci?
Anna Taraska: Inspiracja przyszła właściwie znikąd. Siedziałam przed pustą stroną w Wordzie i jakoś pomysł sam wpadł mi do głowy. Podobnie jak w przypadku pierwszej mojej książki, czyli „Kropki z błędem”, ponownie uznałam, że historia będzie rozgrywać się w sferze słowa pisanego. Sam słownik w pierwszej chwili może faktycznie wydawać się nudny, jednak akurat te dwa hasła, które stały się bohaterami opowieści, nudne nie są.
Wyjaśnijmy, że chodzi o hasła „człowiek” i „Bóg”. To zainteresowanie słowem pisanym jest konsekwencją pani pracy zawodowej?
Anna: Tak, to dla mnie naturalny obszar. Zawodowo jestem redaktorką i korektorką w wydawnictwie, a z doskoku także tłumaczką. Cały czas poruszam się więc w tej sferze.
Umieszczenie akcji „Dwóch słów” w słowniku stwarzało chyba zarówno trudności, jak i możliwości, jeśli chodzi o opracowanie graficzne?
Dominika Czerniak-Chojnacka: To prawda. Od początku wiedziałam, że muszę ograniczyć barwy. Chciałam też posłużyć się kolażem. Moje pierwsze propozycje były bardzo ascetyczne, oszczędne, brakowało w nich ekspresji. Dopiero przy kolejnej korekcie ze strony wydawnictwa (a było to już po jakimś czasie od pierwszych rozmów na temat książki), dostałam zachętę, aby się nie ograniczać, jeśli chodzi o ekspresję. Postanowiłam, że opracowanie graficzne musi być śmiałe i zabawne. To mnie uwolniło i zaczęłam po prostu bawić się ilustracją. Atrakcyjnym dodatkiem stały się skany ze starego słownika, chyba nawet pożółkłego.
Anna: Musiał być pożółkły! (śmiech)
Ilustracje wyszły świetnie, co potwierdzają liczne nagrody, jakie „Dwa słowa” otrzymały.
Dominika: I bardzo mnie to cieszy. (śmiech)
Anna: A mnie przede wszystkim zaskakuje. Po tym, jak wysłałam wydawcy gotowy tekst, ten został przyjęty, a książka się ukazała, zdążyłam trochę odkleić się od tematu, a wręcz o nim zapomnieć. Tym bardziej niespodziewane były informacje o nagrodach. Nieoczekiwane i przyjemne.
„Dwa słowa” nazywane są wprost książką filozoficzną dla dzieci. Ambitny pomysł.
Anna: I do tego stopnia śmiały, że sama zdziwiłam się, że na niego wpadłam. Uznałam jednak, że mogę powiedzieć coś ciekawego na temat, którego się unika, zwłaszcza w książkach dla dzieci. O Bogu pisze się czołobitnie albo wcale, ale uznałam, że gdy się pozbawi tę postać boskich cech, sprowadzi ją na poziom bohatera historii, można będzie coś o niej powiedzieć.
I nikt nie mówił, że to temat zbyt poważny dla dzieci?
Anna: Od dorosłych słyszałam wyłącznie pozytywne głosy. Zbyt wiele opinii dzieci do mnie nie dotarło, moje dzieci i dzieci znajomych są już duże. Nie wydaje mi się jednak, że trzeba dzielić tematy na „poważne” i „niepoważne”, raczej na interesujące i niezbyt interesujące.
Dominika: Ja usłyszałam, że książka jest wspaniała, od swojej mamy. (śmiech) Zresztą „Dwa słowa” są na tyle otwarte w interpretacji, że z powodzeniem trafiają także do odbiorców dorosłych. Póki co nie dostałam żadnych zaproszeń od bibliotek i innych instytucji na warsztaty poświęcone „Dwóm słowom”. Nie miałam więc okazji „przepracować” książki z dzieciakami, a szkoda, bo zabawa na pewno byłaby przednia. Wspominam tu o warsztatach, ponieważ chętnie pracuję z najmłodszymi odbiorcami i jest to także świetny sposób promocji książek, które ilustruję.
Czy praca nad książką dla dzieci rządzi się jakimiś regułami? Obowiązują zasady, jak taka rzecz ma wyglądać i „czytać się”?
Dominika: Książki dla dzieci nie powstają już na szczęście w myśl zasady ad usum Delphini, nie „upupiają” i nie tłumaczą świata, wychodząc z założenia, że zdolności odbioru dziecka są ograniczone. Właśnie dzięki temu są później chętnie kupowane, czytane i nagradzane. Jeśli istnieją jakieś wytyczne, to dotyczą raczej stylu. Język ma swobodnie płynąć, panuje dbałość o redakcję, ale podobnie jest z książką dla dorosłych. Liczy się nienaganność formy. A ta zaś jest o tyle potrzebna, że dziecko w procesie stawania się czytelnikiem styka się z różnymi pozycjami literackimi – od kolorowanek po książki prozatorskie. Ważne, aby miało kontakt z różnymi wizualnymi sposobami komunikowania treści. Myślę więc, że nie ma jakiejś konkretnej metody obchodzenia się z literaturą dziecięcą. Poza tym, aby traktować odbiorcę poważnie i starać się dla niego jak najlepiej. Od serca i szczerze.
Ukoronowaniem wspomnianych wcześniej nagród jest Nagroda Literacka m.st. Warszawy w kategorii literatury dziecięcej.
Anna: Obie bardzo się z niej cieszymy!
Dominika: Wszystko, co wydarzyło się w związku z tą nagrodą, było bardzo wyjątkowe. Pomijając już same wyróżnienia, to cieszy nas, że książka szerzej i skuteczniej dociera do czytelników. Oby płynęła dalej.
Czy ta nagroda jest także sygnałem, że książka dla dzieci cieszy się uznaniem jako pełnoprawna literatura?
Anna: Trudno powiedzieć. Od czasu, gdy w 2008 roku reaktywowano Nagrodę Literacką Warszawy, przyznaje się ją także w kategorii literatury dziecięcej. Inne znane nagrody nadal jej nie przewidują. Aczkolwiek książka dla dzieci ma swoje konkursy i wyróżnienia.
Dominika: Z punktu widzenia ilustratora książka dziecięca historycznie cieszyła się uznaniem przez wiele lat. W latach 50. nastąpił szalony rozkwit polskiej szkoły ilustracji. Książki dla dzieci stwarzały bowiem artystom i artystkom przyjazną sferę twórczości nieskrępowanej cenzurą. Z czasem rozhulało się to tak, że Polska zaczęła być dostrzegana międzynarodowo. Mieliśmy w końcu twórców takich jak Józef Wilkoń czy Bohdan Butenko, Polacy przywozili nagrody z międzynarodowych biennale itd. Wszystko to załamało się w latach 90., kiedy rynek zalały przedruki wydawnictw z Zachodu, ale od pewnego czasu znów obserwujemy rozkwit, do którego przyczyniło się powstanie nowych wydawnictw, takich jak chociażby Dwie Siostry, z którymi obie współpracujemy. Nie czuję się pomijana jako ilustratorka. Mam możliwość brania udziału w wielu konkursach. Z moich obserwacji wynika, że ilustracja dla dzieci ma się bardzo dobrze.
Panuje też chyba większa świadomość książki jako obiektu, który ma być zwyczajnie ładny i gustowny.
Dominika: Zgadza się. Jeszcze niedawno wieszczono koniec książki, a druk miały wyprzeć czytniki. Tymczasem pomimo zatrważających ostatnio cen papieru, nadal ludzie chcą dotykać książek, oglądać je. Stąd także dbałość o okładkę, wyklejkę, ogólny poziom edytorski.
„Dwa słowa” powstawały przez kilka lat, dla obu pań są już poniekąd historią. Czy zachęcone ich sukcesem, podejmą panie kolejny wspólny projekt?
Dominika: Aniu, pisz! (śmiech)
Anna: Mam kilka pomysłów, ale nie jest łatwo z ich realizacją, bo często szybko się nudzę tym, co piszę. Żeby doprowadzić jakąś historię do końca, musi mnie ona cały czas ciekawić, być dla mnie przygodą. Tym bardziej że nie zajmuję się pisaniem książek zawodowo. Myślę jednak o pewnej historii rozgrywającej się w drugorzędnym świecie zwanym Półświatkiem. Ponieważ trudno w nim o sens, sprzedaje się go tam na wagę. Pewnego dnia sensu jednak zabraknie i odtąd nie będzie już świeżych dostaw. Dotąd nikomu nie zdradzałam tego pomysłu, zobaczymy, co z niego wyniknie. A czy będziemy jeszcze współpracować z Dominiką? To w dużej mierze zależy od wydawcy, bo to on nas z sobą skojarzył.
Dominika: Ja tymczasem tworzę plakaty, a w sierpniu mam wydarzenie z nimi związane. Poza tym w Dwóch Siostrach pracujemy powoli nad drugą częścią pewnego przewodnika. Jest zatem co robić!
Rozmawiał: Sebastian Rerak
Wywiad powstał we współpracy z Urzędem m.st. Warszawy.
Kategoria: wywiady