Wojna fantasmagorii ? recenzja komiksu „Azymut tom 4: Czarne chmary, biały żagiel” Wilfrida Lupano i Jean-Baptiste’a Andréae
Wilfrid Lupano, Jean-Baptiste Andréae „Azymut tom 4: Czarne chmary, biały żagiel”, tłum. Wojciech Birek, Wydawnictwo Kurc
Ocena: 8 / 10
Po niemal trzech latach długich wyczekiwań nareszcie (tym razem za sprawą wydawnictwa Kurc) doczekaliśmy się kontynuacji fascynujących przygód grupy niecodziennych bohaterów w baśniowym, mocno steampunkowym świecie. Mowa tu o czwartym tomie niesamowitej serii „Azymut” autorstwa francuskiego scenarzysty Wilfrida Lupano i utalentowanego rysownika Jean-Baptiste’a Andréae. Wojna pomiędzy iście fantasmagorycznymi istotami jest na wyciągnięcie ręki. Strzeżcie się prawdziwej grozy.
We wcześniejszych albumach Lupano kapitalnie nakreślił barwne uniwersum, wypełnione masą nieprawdopodobnych stworzeń z pogranicza snu i jawy. Ów świat zamieszkują cudaczne mechaniczne ptaki, które powołują do życia bajkowe istoty, nazywane dziwoszkami. Dociekliwy naukowiec Arystydes Brelokint próbuje dowiedzieć się, dlaczego (w niewyjaśnionych okolicznościach) zniknął Biegun Północny, a także odkryć tajemnicę egzystencji wspomnianych stworzeń. Z czasem na pierwszy plan wysuwa się wątek pięknej złodziejki Manii Ganzy oraz zakochanego w niej młodego malarza Eugeniusza ? urodzonego romantyka i marzyciela. Ważną rolę ma do odegrania także łowca nagród Orestes. W trzecim tomie do kolorowej menażerii dołączyła okrutna królowa Etera, mściwa matka Manii, próbująca surowo ukarać córkę za kradzież klejnotów rodowych.
Album „Czarne chmary, biały żagiel” kontynuuje wspomniane wątki, znacznie podnosząc poziom zagrożenia i niebezpieczeństw, których doświadczają bohaterowie serii. Mania po raz kolejny została uprowadzona. Ma być sto trzecią żoną władcy pustynnych terenów, sułtana Baby Musira. Na ratunek śpieszy jej Eugeniusz w towarzystwie pracującego obecnie dla niego majora Orestesa. Bohaterowie zostają pojmani, a ratunek przybywa z nieoczekiwanej strony. Pałac Musira nawiedzają potężne widma Pożeracza Czasu, które ścigają zlęknioną złodziejkę. W recenzowanym tomie śledzimy także dalsze losy pociesznego, kochliwego królika Biegusia, który od dłuższego czasu przebywa na pustyni wraz z potężną istotą o kobiecych kształtach, pochodzącą z rodu pierwotnych. Dramatycznie wypada ich spotkanie z żądną zemsty królową Eterą, a także poświęcenie oddanego druha Manii z gatunku dziwoszków. A w tle rozpoczyna się wojna pomiędzy zwaśnionymi królestwami, która może zniszczyć cały magiczny świat.
Tym, co najbardziej zachwyca w omawianym komiksie, jest pieczołowita konstrukcja rzeczywistości i jej osobliwych mieszkańców. Zadziwiająco wypada różnorodność odwiedzanych krain i światów, choćby sułtanatu Baby Musira, ponurej metropolii barona Smutku czy cudacznego Tycistanu. Każde z miejsc na cudownym kontynencie różni się od siebie pod względem flory, fauny, architektury oraz strojów i zwyczajów. Widać, że francuski mistrz pióra doskonale przemyślał całą fabułę i poświęcił mnóstwo czasu na dopieszczenie poszczególnych lokalizacji. Stworzył przy tym gros gatunków magicznych ptaków (chronoskrzydłych), których szkice i bajeczne opisy znajdziemy w każdym z kolejnym tomów cyklu. Sam „Azymut” można uznać za mariaż czystej fantastyki, new weird, grozy, ckliwego romansidła, subtelnej erotyki, opowieści awanturniczej, steampunka oraz literatury postmodernistycznej i powieści przygodowej spod znaku Julesa Verne?a.
Oczywiście komiks nie odniósłby tak dużego sukcesu, gdyby nie zapierająca dech w piersiach oprawa plastyczna. Jean-Baptiste Andréae po mistrzowsku szkicuje fantastyczne istoty, z których każda posiada oryginalny wygląd i niepowtarzalny charakter. Wystarczy przywołać lubieżną awanturniczkę Manię, jej towarzyszy (osobistego krawca ? szmacianego Batisa Fastrygo, dobrodusznego Augurka czy osobliwe połączenie żółwia i stenografa), a także ekscentrycznego profesora. Prawdziwą perełką są całostronicowe plansze, choćby umieszczona na dwóch stronach wściekłość Biegusia po stracie ukochanej czy atak widmowych stworów na królestwo Baby Musira. Dodajmy do tego: niepowtarzalne okładki kolejnych tomów, żywą kolorystykę oraz świetną kompozycję kadrów, a otrzymamy komiks wręcz idealny.
„Azymut” to seria, obok której żaden szanujący się miłośnik sztuki komiksowej nie powinien przejść obojętne. Jeden z najlepszych europejskich tytułów wydawanych obecnie w kraju nad Wisłą, wyróżniający się niesztampową oprawą graficzną. Czwarty tom utwierdza nas w przekonaniu, iż fabularnie również nie mamy powodów do narzekań. Przygody Manii i spółki są nad wyraz interesujące, zajmujące i pasjonujące.
Mirosław Skrzydło
TweetKategoria: recenzje