Miłość i polityka – recenzja książki „Serce pełne skorpionów” Wojciech Engelkinga

7 maja 2021

Wojciech Engelking „Serce pełne skorpionów”, wyd. W.A.B.
Ocena: 7 / 10

Janusz Panasewicz w rozmowie z Elizą Michalik w programie „W głębi duszy” zdradził, że tytułową, znaną niemalże wszystkim Polakom kryzysową narzeczoną była młoda kobieta o niesamowitej urodzie. Dziewczyna, na widok której niejednemu chłopakowi serce zaczynało bić szybciej, zamieszana była w sprawy polityczne (KGB) i pewnego dnia po prostu wyjechała na Zachód. Kiedy w PRL-owskiej Polsce życie wielu obywateli raczej nie rozpieszczało, ona wysłała jednemu z kolegów kartkę świąteczną, życząc mu wesołych świąt.

Dlaczego o tym piszę? Kiedy poznawałam głównych bohaterów najnowszej powieści Wojciecha Engelkinga, powracała do mnie właśnie ta rozmowa. Historia kryzysowej narzeczonej i „Serce pełne skorpionów” w pewien sposób rezonowały ze sobą i stanowiły odpryski młodzieńczej miłości i rzeczywistości Polski lat 60. Jest wiele punktów wspólnych dla tych dwóch historii, ale po kolei.

Jacek Korolewicz z „Serca pełnego skorpionów” to nastolatek z dobrego domu. Jego ojciec jest dyrektorem jednego z departamentów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, matka głównie dba o dom, a siostra nieco wymyka się obwiązującym wzorcom przykładnej, młodej obywatelki Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jacek nazywany jest przez kolegów dzieckiem szczęścia i takim też się czuje, zwłaszcza kiedy Nina Wachsztum zaczyna zwracać na niego uwagę. Długowłosa blond piękność, która wraz z ojcem (wysoko postawionym radzieckim pułkownikiem) do Warszawy przyjechała z Leningradu, od samego początku sprawia wrażenie postaci osnutej aurą tajemniczości. Nina zdaje się być obojętna na męskie spojrzenia pełne pożądania, w których się swobodnie przegląda. Gdy drogi tych dwojga złączą się, w życiu każdego z nich rozpocznie się nowy etap. W przypadku Jacka – zakochiwania się, w przypadku Niny – dążenia do wyznaczonego celu.

Nie da się ukryć, że „Serce pełne skorpionów” to powieść o miłości, młodzieńczej miłości; tej najczystszej (bo pierwszej), o której wielu z nas już zapewne zapomniało. Uczucie, jakim Jacek darzy Ninę, a przy tym emocje i stany, jakich doświadcza, oddziałują na czytelnika, który również się zakochuje (lub przypomina sobie, jak to było się zakochać). Mimo że autor pod koniec powieści zmienia sposób prowadzonej narracji – uprzedzając fakty, zdradza (może nie wprost, ale jednak), co lada moment nastąpi – czytelnik trwa z Jackiem w tym ślepym miłosnym uniesieniu.

Wojciech Engelking (fot. Jakub Celej)

Engelking z ogromną pieczołowitością odtworzył obraz Warszawy lat 1960-1961. Jak przyznał w wywiadzie, okupione to było lekturami o stolicy i gazetami z tejże epoki. Odtworzenie miasta sprzed sześćdziesięciu lat wymagało skrupulatnej pracy historycznej i badawczej. Autor zrekonstruował topografię Warszawy – wygląd pewnych ulic i budynków, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Rekonstrukcja odbyła się również na płaszczyźnie obyczajowej i mentalnej. W oczach ojca Jacek oraz jego siostra Julia swymi wyborami stanowią zaprzeczenie postawy, jaką młodzi ludzie, zwłaszcza z takiego domu jak ich, winni okazywać. Wychowani w duchu patriotyzmu mieli być oddani krajowi, w pełni posłuszni i pożyteczni. O ile o matce Jacka można powiedzieć, że istnieje na kartach powieści (i to w sumie tyle, ponieważ bycie „strażniczką domowego ogniska” średnio jej wychodzi), o tyle ojciec stanowi ważną postać dla fabuły i dla Jacka; bo „Serce pełne skorpionów” to również historia o trudnej relacji ojca z synem. Relacji, w której rozmowa uwiera i często zdaje się być jedynie wydawaniem komend i posłusznym potakiwaniem.

Nie należy zapominać, że historia dojrzewania głównego bohatera rozgrywa się na tle politycznych spisków i intryg; i to ten element świata powieściowego – polityka – zdaje się być akceleratorem fabuły. W powieści Engelkinga wątki historyczne mieszają się z tymi fikcyjnymi. Tak samo jest w przypadku postaci – nie zabrakło wśród nich osobistości, które kształtowały ówczesną politykę. Wymienić można Romana Zambrowskiego, Mieczysława Moczara i Antoniego Alstera.

W początkowej fazie lektury „Serca pełnego skorpionów” zastanawiałam się, czy Nina nie powstała na wzór kryzysowej narzeczonej, czy to nie ona stanowiła dla autora inspirację. Tak wiele odnajdywałam punktów wspólnych, że byłam niemalże tego pewna. Po lekturze już wiem, że blondwłosa piękność z Leningradu nigdy nie wysłałaby nikomu kartki z życzeniami.

Paulina Janota

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje