Koszmar świadomego umysłu – recenzja książki „Johnny poszedł na wojnę” Daltona Trumbo

23 czerwca 2022

Dalton Trumbo „Johnny poszedł na wojnę”, tłum. Ewa Ratajczyk, wyd. Replika
Ocena: 9 / 10

Są takie książki, które nigdy się nie starzeją. Opublikowana po raz pierwszy we wrześniu 1939 roku powieść Daltona Trumbo nawiązuje do wydarzeń z pierwszej wojny światowej – ale to, co przekazuje, pozostaje przerażająco aktualne po dziś dzień.

„Johnny poszedł na wojnę” opowiada historię Joego Bonhama – dwudziestoletniego chłopaka, który podczas jednej z wojennych potyczek zostaje wyjątkowo ciężko raniony przez bombę. Traci nogi, ręce, twarz, wzrok i słuch, ale nie umiera. Stopniowo, w miarę odbywania podróży przez kolejne senne majaki, zaczyna zdawać sobie sprawę z położenia, w jakim się znalazł. Ale nawet gdy już wie, że jego poprzednie życie dobiegło bezpowrotnie końca, Joe nie zamierza się poddawać – utrzymywany przy życiu w jednym z wojskowych szpitali, zamknięty w matni własnego umysłu desperacko usiłuje nadać sens swojej egzystencji, porozumieć się ze światem zewnętrznym i zachować poczytalność. Już wkrótce przekona się jednak, że tryby wojennej machiny są bezlitosne, a życie człowieka nieistotne wobec nadrzędnego, bezosobowego celu, za który jednostkom przychodzi krwawić. I umierać.

Kadr z ekranizacji książki wyreżyserowanej przez autora.

Książkę Daltona Trumbo najłatwiej określić mianem niekończącego się koszmaru. To do niego, ku swojej rozpaczy, trafia całkowicie świadomy Joe, a jego walka o odzyskanie godności stanowi fundament, na którym autor buduje swój przekaz. Nie zamierza przy tym stosować taryfy ulgowej – seria retrospekcji odmalowujących nam postać bohatera i jego życie sprzed wojny kontrowana jest tu boleśnie dosadnymi, pełnymi fizjologicznych szczegółów scenami w szpitalu. Przy pomocy takiego kontrastu autor wyciąga oskarżycielski palec w stronę zepsutego systemu, który biednych zmusza do umierania w wojnach bogatych. Trumbo otwarcie pyta: „po co?” i wcale nie musi zdobywać się na oczywiste odpowiedzi, by doprowadzić odbiorcę do wrzenia.

Obok rozważań nad samym sensem zbrojnych konfliktów „Johnny poszedł na wojnę” podejmuje też kwestię traktowania wojennych inwalidów. Romantyczne wizje przez stulecia mówią nam o powrocie z tarczą bądź na tarczy, tymczasem ci, którym udało się przeżyć, na polach bitew zostawiają cząstkę siebie i stają się wyrzucanym poza społeczny margines balastem, przypominającym o cenie, jaką przychodzi człowiekowi płacić za walkę w imię urojonych idei. Zmuszająca czytelnika do rozliczenia się z własnym wyobrażeniem o wojnie treść przyodziana jest w równie wymagającą formę. Dalton Trumbo z pełną premedytacją płynnie przechodzi z jednej myśli w drugą, a brak znaków przestankowych jeszcze bardziej upodabnia narrację do strumienia świadomości w głowie znajdującego się na krawędzi szaleństwa bohatera.

Powszechnie uważana za jeden z najważniejszych antywojennych manifestów wszech czasów powieść „Johnny poszedł na wojnę” nie straciła nic na znaczeniu. Dziś wojna, przekazywana za pośrednictwem szukających sensacji mediów, zaczyna powszednieć. Zobojętnienie na koszmar może przerodzić się w nieme przyzwolenie na kolejne tragedie. Wstrząs, jakiego dostarcza powieść Daltona Trumbo, jest nie tylko potrzebny, ale i wręcz wymagany. Obyśmy tylko potrafili wyciągnąć z lektury odpowiednią lekcję.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje