Imponująca polsko-grecka saga w sensacyjnej oprawie – recenzja książki „Katharsis” Macieja Siembiedy

31 maja 2022

Maciej Siembieda „Katharsis”, wyd. Agora
Ocena: 8 / 10

Napisana z imponującym rozmachem, zaskakującym finałem i gorzkim komentarzem, że wojna zawsze jest tak samo zła, a ludzkie pragnienie władzy i dominacji nigdy się nie zmienia – taka właśnie jest „Katharsis”, najnowsza powieść Macieja Siembiedy.

Książka prowadzi nas przez splątane losy kilku rodzin, począwszy od polskiego przemytnika o pseudonimie Sacharyna, aż po greckiego imigranta Kostasa Tosidosa, który trafia niespodziewanie na polskie ziemie. A potem poznajemy ich bliskich, potomków, kolejne pokolenia i inne postaci uwikłane w mniej lub bardziej bezpośrednie relacje z wyżej wspomnianymi. Historia, balansująca na granicy sagi obyczajowej i wartkiej powieści sensacyjnej, a momentami nawet szpiegowskiej, jest przykładem literatury, która nawet na swoich blisko 600 stronach nie nuży, a wręcz odwrotnie – ogrom treści, wątków i motywów zdaje się wręcz rozsadzać to pokaźnie tomiszcze.

Fabuła, rozciągnięta w czasie na przestrzeni około sześćdziesięciu lat, zahacza o Grecję, Polskę, a nawet Egipt i prowadzi nas poprzez meandry częściowo europejskiej, a w szczególności polskiej historii. Historii trudnej, powikłanej, bolesnej. Gdzie zawsze prym wiedzie „narodowe dobro”. Rzecz w tym, że w zależności od miejsca i czasu określenie to jest odmiennie postrzegane.

Trzeba rzec, że historyczne tło powieści nakreślone zostało znakomicie. Bardzo świeżo, z polotem, ale bez pseudopatriotycznego nadęcia. Siembieda uczciwie obrazuje skomplikowane losy naszego kraju, wskazując na problem z jednoznaczną oceną minionych czasów i ludzi tamtego okresu. Odnoszę wrażenie, że według autora każdy system był płodem swojej epoki, a zmiany układu sił sprawiały, że niegdysiejsi bohaterowie mogli stać się pariasami, a dotychczasowi przyjaciele – wrogami. Żarna historii i wielkiej polityki zawsze mielą zwykłych ludzi, zaś ich wysiłki degradują do przetrwania, znalezienia dla siebie ledwie skromnego skrawka przestrzeni. A i to nie zawsze z powodzeniem.

Bohaterowie „Katharsis” to jednostki często pogubione, uwikłane w sprawy przytłaczające ich swoim dziejowym znaczeniem, choć z tej doniosłości nie zawsze zdają sobie sprawę. Tryby historii rzucają nimi jak marionetkami, z krańca na kraniec, z własnej ojczyzny do drugiej, tej przyszywanej, która wcale nie traktuje ich lepiej.

W „Katharsis” odnajduję pewne punkty styczne z Twardochowym „Królem”. Te być może niezamierzone, ale wyczuwalne odniesienia są dobrym wskaźnikiem, komu książka może się spodobać. Warto jednak podkreślić, że proza Macieja Siembiedy jest bardziej dynamiczna i sensacyjna, można powiedzieć – mocniej osadzona w popkulturze. Jeśli chodzi o rozmach, sposób budowania fabuły czy wikłanie bohaterów w wielką historię, „Katharsis” leży też blisko cyklu o Krugerze Marcina Ciszewskiego, ale unika przerysowania, które miejscami doskwierało serii warszawskiego pisarza.

Książka Siembiedy w niektórych momentach budzi niedosyt. Mimo że ma pokaźną objętość, można sądzić, że autorowi czasami brakowało przestrzeni, przez co stosuje duże przeskoki czasowe. To drobny mankament wynikający z tego, że czytelnik najzwyczajniej w świecie tak brata się z bohaterami, że osobiście odczuwa ich dłuższe zniknięcia czy też posuwanie się w latach. Wprawdzie mało nie dostajemy, ale po prostu chciałoby się więcej. Może warto było „Katharsis” rozbudować i podzielić na dwie części? To oczywiście tylko pobożne życzenia, które nie umniejszają faktu, że historie zawarte w książce łączą się w logiczną całość, fakty wynikają z siebie w ciągach przyczynowo-skutkowych, a w efekcie otrzymujemy spójną opowieść. Siembieda to sprawny narrator, który dopina starannie każdy z rozpoczętych wątków, i na dodatek dobrze buduje postaci – a to rzadka we współczesnej literaturze umiejętność.

Autor przedstawia gorzkie wnioski na temat tkwiącego w człowieku pożądania władzy i dominacji. Niezależnie od czasów i miejsc te pragnienia pozostają takie same: destrukcyjne, a zarazem nieodparte, infekują w skali mikro (czego przykładem jest Sacharyna), jak i makro (rządy i przywódcy państw). Jednocześnie „Katharsis” odsłania interesujące wątki naszej historii. Opowieść o szansach Polski na bycie atomową potęgą czy też układanie sobie życia w komunistycznych realiach przez greckich imigrantów – to z pewnością wartość dodana książki. „Katharsis” nie wyczerpuje tematu, a raczej rozbudza głód wiedzy i łaknienie poszukiwań. A to zawsze jest bezcenne. Jednocześnie pozostaje solidną pozycją rozrywkową – o co przecież autorowi od początku chodziło.

Mariusz Wojteczek


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje