Być królem albo umrzeć – recenzja książki „Król” Szczepana Twardocha

27 października 2016

twardoch_krolSzczepan Twardoch „Król”, Wydawnictwo Literackie
Ocena: 7 / 10

Szczepan Twardoch odchodzi od powieści nowatorskich w formie i treści i proponuje „Króla”, powieść zrazu gangsterską, a wraz z rozwojem fabuły coraz bardziej nabierającą charakteru przypowieści o podatności najsilniejszych nawet osób na manipulację i ich bezbronności wobec Historii. To też w jakiejś części parabola między II a IV Rzeczpospolitą. Choć to ostatnie nie wydaje się najważniejsze.

Problem tożsamości jest chyba jednym z najbardziej eksponowanych w prozie Twardocha, szczególnie tożsamości zagubionej, której nie da się odnaleźć, zbudować. Zazwyczaj bohaterowie są osobami z pogranicza dwóch światów, nie należąc jednocześnie do żadnego z nich. Tutaj też znajdujemy ten motyw. Głównym bohaterem Króla i narratorem jest Mojżesz Bernsztajn, młody Żyd, który pozostaje pod pieką Jakuba Szapiro – z zawodu boksera, z zamiłowania gangstera, a nade wszystko człowieka dbającego o własną przyszłość. Młody Bernsztajn, niepozorny i chuderlawy chłopiec, był świadkiem śmierci, a następnie poćwiartowania zwłok swojego ojca. A zabił go właśnie Szapiro, który przyszedł w celu ściągnięcia długu. Mojżesz nie zapałał jednak chęcią zemsty, jakby można się było spodziewać, ale wpatrzony w potężną postać Szapiro stał się jego podopiecznym, niemal przybranym synem. Prawdziwy ojciec był dla niego symbolem zacofania i ciasnoty umysłowej; Szapiro natomiast – siły, respektu, samostanowienia. Ich relacja jest niejednoznaczna: Mojżesz otacza opiekuna niemal nabożną czcią, a chwilami jego stosunek przybiera chyba nawet postać podświadomie homoerotyczną – jednakże są to uczucia nieczęste i bardzo szybko znikają, przepłoszone przez inne, „męskie” myśli. Być może po prostu młodzieniec szuka własnej tożsamości i pozwala się ulepić Szapirze na jego modłę, widząc w nim wzór, postać posągowo piękną i potężną niczym mitologiczny półbóg. A sam Jakub, no cóż… On chciał być królem Warszawy. I prędzej był gotów zginąć, niż zawieść.

Dziwny jest ten kraj nad Wisłą początków lat 30. – zakusy władzy na stworzenie nowoczesnego państwa autorytarnego (a w istocie – dyktatury) przesłaniają fakt, że Zachód wciąż jest daleko, a wschodnia plemienność, choć pogardzana, obecna w mentalności. II Rzeczpospolita to tygiel narodów, miejsce wyjątkowo nieprzyjazne „nieprawdziwym” Polakom. Władzom marzy się utworzenie państwa narodowego. Społeczeństwo się radykalizuje, przemoc staje się zasadą istnienia.

Bohaterowie z niepokojem zauważają przemiany w Polsce, która wcześniej była względnie przyjazną przybraną matką dla Żydów. W kraju opisanym przez Twardocha zaczynają zachodzić niepokojące zmiany. Do głosu dochodzą populiści, ulicami zaczynają maszerować narodowe bojówki. Widmo krwawych walk nadciąga nad Warszawę i Polskę. Niepokój Szapiry wynika jednak nie z poczucia więzi wobec swoich żydowskich korzeni (już dawno odszedł od religii i tradycji przodków), co z obserwacji fali, która zabiera ze sobą wszystkich po kolei, bez względu na przekonania, a zwracając uwagę jedynie na metrykę urodzenia. Choć i to nie jest do końca jasne, ponieważ są momenty, w których wydaje się że Szapiro czuje jednak więź ze swoimi braćmi.

Pierwsze wrażenie z lektury „Króla” (i ostatnie również) jest takie, że oto mamy w ręku polski odpowiednik „Chłopców z ferajny”, ale w rzeczywistości międzywojennej Warszawy, dzikiej II RP, pogrążonej po śmierci Józefa Piłsudskiego w żałobie i wielkim chaosie. Grupy żydowskie i narodowców walczyły o władzę nad miastem. Bezwzględni w swoich postępowaniach wobec wrogów, kierowali się swoiście rozumianym honorem i zasadami. Jest coś pociągającego w tej prozie. Być może nie jest to powieść tak udana, jak „Morfina” czy ostatni „Drach”, ale Szczepan Twardoch potrafi opowiadać.

Rafał Siemko

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje