Mały Q ogląda potężne filmy. Przeczytaj przedpremierowo fragment książki „Spekulacje o kinie” Quentina Tarantino

2 kwietnia 2024

Po powieściowej wersji „Pewnego razu w Hollywood” Quentin Tarantino napisał drugą książkę. „Spekulacje o kinie” to spojrzenie twórcy „Pulp Fiction” na filmy, które go ukształtowały. Reżyser z wrodzoną swadą opowiada w niej o kinematografii, nie szczędząc przy okazji osobistych historii. Książka „Spekulacje o kinie” ukaże się w Polsce 10 kwietnia nakładem Wydawnictwa Marginesy, a poniżej możecie przeczytać przedpremierowo sam jej początek.

Mały Q ogląda potężne filmy

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Tiffany Theater odróżniało się od innych dużych kin w Hollywood. Choćby dlatego, że nie mieściło się przy Hollywood Boulevard. Wszystkie inne kina – z wyjątkiem Cinerama Dome należącego do sieci Pacific Theatres, które stało dumnie na rogu Sunset i Vine – znajdowały się właśnie przy Hollywood Boulevard, czyli ulicy stanowiącej ostatnią atrakcję, jaką Stare Hollywood miało do zaoferowania turystom.

Za dnia nadal widywało się tych turystów, jak idą do muzeum figur woskowych, patrzą sobie pod nogi i czytają na głos nazwiska na chodniku Alei Gwiazd („Popatrz, Marge, Eddie Cantor”). Hollywood Boulevard przyciągał ludzi ze względu na tamtejsze kina, sławne na cały świat (Grauman’s Chinese Theatre, Egyptian, Paramount, Pantages, Vogue). Ale po zachodzie słońca, kiedy turyści wracali do swoich Holiday Inn, władzę nad Hollywood Boulevard przejmowały nocne istoty. Ulica zmieniała się w Hollywariatkowo.

Tymczasem Tiffany Theater znajdowało się gdzie indziej, przy Sunset Boulevard, i to na zachód od La Brea. A więc oficjalnie przy Sunset Strip.

Co za różnica?

Całkiem spora różnica.

W tamtych czasach z nostalgią wspominano wszystko, co miało związek ze Starym Hollywood. Gdzie się człowiek nie obejrzał, wszędzie widział zdjęcia, obrazy i murale przedstawiające Laurela i Hardy’ego, W.C. Fieldsa, Charliego Chaplina, Karloffa jako Frankensteina, King Konga, Harlow i Bogarta (była to epoka słynnych psychodelicznych plakatów tworzonych przez Elaine Havelock). Zwłaszcza w prawdziwym Hollywood, czyli na wschód od La Brea. Ale za La Brea zaczynał się Sunset Strip. Wspomnienia o filmach Starego Hollywood nie miały tam wstępu, był to świat młodych ludzi, hippisowskich imprezowni, a także słynnych klubów rockowych (Whisky a Go Go, London Fog, Pandora’s Box)*.

Właśnie tam, wśród wszystkich tych miejscówek, naprzeciwko kawiarni Ben Frank’s, znajdowało się kino Tiffany Theater.

Nie grali w nim Olivera!, Portu lotniczego, Żegnaj, Chips, Naszego cudownego samochodziku, Kochanego chrabąszcza ani nawet Operacji Piorun**. Tiffany było domem filmów takich jak Woodstock, Gimme Shelter, Żółta łódź podwodna, Restauracja Alicji, Trash i Ciało dla Frankensteina Andy’ego Warhola albo Pound Roberta Downeya.

Właśnie takie filmy wyświetlano w Tiffany. Nie było to co prawda pierwsze kino w Los Angeles, w którym grano Rocky Horror Picture Show, ani nawet pierwsze, w którym pokazywano go regularnie na seansach o północy, ale właśnie tam narodziła się legendarna tradycja oglądania go w kostiumach, z aktorami odgrywającymi sceny na żywo, z wykrzykiwaniem określonych tekstów w określonych momentach i tak dalej. Przez całe lata siedemdziesiąte w Tiffany Theater oglądało się kontrkulturowe blantowe filmy, czasami bardziej udane (Dwieście moteli Franka Zappy), czasami mniej (Son of Dracula Freddiego Francisa z Harrym Nilssonem i Ringo Starrem).

Kontrkulturowe filmy z lat 1968–1971, i te dobre, i te kiepskie, były ekscytujące. Koniecznie należało oglądać je w kinie, przy pełnej widowni. Najlepiej, jeśli się wcześniej upaliliście. Wkrótce Tiffany straciło na znaczeniu, bo blantowe filmy powstające po 1972 roku były już tylko spadami po krótkiej, niszowej modzie.

Ale Tiffany miało swój złoty czas. Mam na myśli rok 1970.

*

Właśnie wtedy, w wieku siedmiu lat, pierwszy raz znalazłem się w Tiffany Theater: matka (Connie) i ojczym (Curt) zabrali mnie na podwójny seans: obejrzeliśmy Joego Johna G. Avildsena i Gdzie jest tatuś? Carla Reinera.

Powiecie: zaraz, moment, w wieku siedmiu lat obejrzałeś Joego i Gdzie jest tatuś? na podwójnym seansie kinowym?

Ano obejrzałem.

I chociaż to wydarzenie zapadło mi w pamięć – dlatego o nim piszę – nie mogę powiedzieć, żebym przeżył wówczas szok kulturowy. Jeśli przyjąć chronologię dziennikarza i historyka Marka Harrisa, rewolucja Nowego Hollywood zaczęła się w 1967 roku. Urodziłem się cztery lata wcześniej, od małego chodziłem do kina, więc załapałem się i na jej początek, i na okres wojny domowej (lata 1968-1969), i na zwycięstwo buntowników w 1970 roku, kiedy Nowe Hollywood przejęło władzę.

Joe Avildsena wywołał sporo zamieszania, kiedy trafił na ekrany (poza tym stanowił inspirację dla Taksówkarza). Był jak beczka prochu. Niestety w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat trochę popadł w zapomnienie. Opowiada historię faceta z klasy średniej (Dennis Patrick), który szaleje z rozpaczy, bo jego córka (pierwsza filmowa rola Susan Sarandon) trafiła w świat hippisowskiej kontrkultury i narkotyków.

Patrick wybiera się do obrzydliwej nory, którą Sarandon dzieli ze swoim chłopakiem, łajzą i ćpunem. Nie zastaje córki. Za to rozwala jej kochasiowi łeb. Po wszystkim ląduje w jakiejś knajpie, próbuje się uspokoić, zastanawia się, co dalej. Właśnie wtedy spotyka wyszczekanego robotnika imieniem Joe (Peter Boyle, który dzięki tej roli został gwiazdą). Joe siedzi przy barze, pije piwo po fajrancie i wali gniewny monolog pełen bluzgów i rasistowskich tekstów, narzeka na hippisów, na czarnych i w ogóle na społeczeństwo roku 1970. Główny przekaz: „Jeśli Ameryka ci się nie podoba – wypieprzaj”. Wszyscy w knajpie go ignorują (barman mówi mu, ewidentnie nie po raz pierwszy: „Joe, dałbyś już spokój, co?”).

Na koniec swojej diatryby Joe mówi, że ktoś powinien ich wszystkich pozabijać (w sensie hippisów). No cóż, Patrick przed chwilą jednego załatwił i w przypływie szczerości wyznaje to Joemu.

Tak rodzi się pokręcona, antagonistyczna, a zarazem symbiotyczna relacja dwóch gości z dwóch różnych klas społecznych. Nie można ich nazwać przyjaciółmi (Joe de facto szantażuje zrozpaczonego ojca), ale w jakiś mroczny, komiczny sposób zaczyna ich łączyć dziwaczna więź. Porządny człowiek na kierowniczym stanowisku zrealizował faszystowską fantazję pyskatego robola.

Joe zmusza Patricka do czegoś w rodzaju sojuszu. Zna jego mroczny sekret i – do pewnego stopnia – jest współwinny morderstwa. Relacja, która ich łączy, sprawia, że zadufek z klasy robotniczej traci wszelkie zahamowania, a przedstawiciel elity wyzbywa się poczucia winy. Dochodzi do wniosku, że postąpił słusznie i sprawiedliwie. Aż wreszcie obaj biorą karabiny i urządzają rzeź w komunie hippisów. W tragicznym, ironicznym zakończeniu ojciec przeprowadza egzekucję własnej córki. Stopklatka.

Mocne? Mocne.

Tyle że z powyższego opisu fabuły nikt by się nie domyślił, jak kurewsko zabawny jest ten film.
(…)
_
Przypisy:

* Jedyną rzeczą przy Sunset Strip, która przypominała o istnieniu Starego Hollywood, był neon przedstawiający twarz Deana Martina z zadowolonym uśmieszkiem, znajdujący się na fasadzie jego klubu Dino’s.
** Uwaga na temat tytułów: zdecydowałem się podawać je w wariantach, które występują w serwisie filmweb.pl, żeby czytelnicy i czytelniczki zainteresowani tym czy innym filmem mogli łatwo znaleźć więcej informacji na jego temat. Nie jest to rozwiązanie idealne. Zdarza się, że film funkcjonuje w Polsce pod kilkoma tytułami, a Filmweb podaje wariant, który osobiście uważam za gorszy (np. Wagon towarowy Bertha zamiast Boxcar Bertha – przecież nie chodzi tu o żaden wagon, tylko o ksywkę postaci granej przez Barbarę Hershey). Nie brakuje też filmów, które na Filmwebie nie mają polskiego tytułu (np. Sweet Sweetback’s Baadasssss Song). Przeważnie dotyczy to filmów, które nie trafiły u nas do dystrybucji, lub filmów, które może i dawno temu wyświetlano w kinach lub w telewizji, ale popadły w zapomnienie i trudno ustalić, pod jakimi tytułami były grane. No i oczywiście, zdarzały się filmy grane w Polsce pod oryginalnymi tytułami (np. Pulp Fiction). Zdecydowałem, że nie będę tłumaczył takich tytułów – tu również konsekwentnie podaję warianty z Filmwebu (przyp. tłum.).

Quentin Tarantino „Spekulacje o kinie”
Tłumaczenie: Jan Dzierzgowski
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 392

Opis: Filmy, które ukształtowały bezkompromisowego artystę. Quentin Tarantino jest nie tylko jednym z najsłynniejszych współczesnych twórców filmowych, lecz także prawdopodobnie największym pasjonatem kina na świecie. Przez lata w wywiadach przekonywał, że w końcu zajmie się pisaniem książek o filmach. Wreszcie nadszedł ten moment: długo oczekiwane „Spekulacje o kinie” są tak dobre, jak tylko fani reżysera i miłośnicy kinematografii mogli sobie wymarzyć.

Tarantino skupia się na najważniejszych amerykańskich filmach lat siedemdziesiątych, które po raz pierwszy obejrzał w młodości i które przyczyniły się do jego rozwoju artystycznego. Proponuje własne spojrzenie na kino: łączy elementy krytyki filmowej, teorii filmu i reportażu ze wspaniałą historią osobistą, a całość napisana jest charakterystycznym, niepodrabialnym głosem, który mógł wybrzmieć dzięki brawurowemu przekładowi Jana Dzierzgowskiego.

W którym filmie pojawił się pierwszy filmowy seryjny morderca? Jak Tarantino zakończyłby „Ucieczkę gangstera”, gdyby miał ją reżyserować? Ile Steve McQueen liczył sobie za przeczytanie scenariusza i dlaczego? Dlaczego Brian de Palma nie wyreżyserował „Taksówkarza”? Debiutancka książka non fiction autora „Pewnego razu w Hollywood” jest intymnym, zabawnym i błyskotliwym wyrazem obsesji na punkcie kina, wyjątkowym jak wszystko, co tworzy Tarantino.


Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek