Świat włoskich wydawców to coś w rodzaju Dzikiego Zachodu – wywiad z Marco Vichim
W Polsce znany jest z kryminalno-humorystycznego cyklu o komisarzu Bordellim. Nasza przygoda z jego powieściami to dopiero początek literackiej przyjaźni, autor ma bowiem na koncie niejedną książkę, a nawet i opowiadanie napisane z okazji stulecia wynalezienia tostera. Vichi opowiedział Booklips.pl o trudnych pisarskich początkach, późnym debiucie, czytelniczych preferencjach i włoskim rynku wydawniczym.
Milena Buszkiewicz: Bordelli to postać pełna uroku. Skąd wziął się w twojej głowie pomysł na takiego komendanta?
Marco Vichi: To właśnie komisarz Bordelli „wytropił” mnie po to, żebym opowiedział o jego życiu.
Jak to?
W trakcie mojej długiej kariery odrzucanego przez wszystkie wydawnictwa pisarza, który niczego nie publikował, a także gorliwego czytelnika (ale nie powieści kryminalnych, do których nie mam najmniejszego zamiłowania) napotkałem na mojej drodze do Damaszku wielkiego szwajcarskiego pisarza Friedricha Dürrenmatta, który w trakcie swojej działalności pisarskiej „używał” też gatunku powieści kryminalnej, nigdy jednak nie wpadł w jego sidła, a przeciwnie, obchodził go i omijał jego pułapki, pisząc arcydzieła, w których mógł oddawać się ciągle jednej ze swoich wspaniałych obsesji – roli przypadku w ludzkim życiu – którą rozwijał również w powieściach niekryminalnych, na przykład w przepięknym opowiadaniu „La morte della Pizia” (z wł. „Śmierć Pizii”), w którym w naprawdę wyjątkowy, inteligentny i kpiący sposób stroi sobie żarty z mitu Edypa. Tak więc po przeczytaniu jego opowieści o przygodach komisarza Hansa Bärlacha z komisariatu policji w Bernie (a także innych historii poświęconych zbrodniom i ich ściganiu) zapragnąłem podążyć wytyczoną przez niego drogą i w tym momencie objawił mi się komisarz Bordelli, który poprosił mnie, żebym opowiedział o jego przygodach.
Czy twoje życie mocno się zmieniło, odkąd zostałeś pisarzem?
Powiedziałbym, że tak, był to prawdziwy przewrót, przede wszystkim wewnętrzny. Próbowałem napisać moją pierwszą powieść, gdy miałem dziewięć lat, ale nie zdołałem wyjść poza pierwszą stronicę. Następnie, przez wszystkie lata dziecięce i młodzieńcze, wykorzystywałem pisanie, żeby łagodzić najtrudniejsze momenty, nigdy jednak nie wyobrażałem sobie ani nie wiązałem nadziei z tym, że zostanę pisarzem. Zajęcie to wydawało mi się czymś zbyt poważnym. Gdy miałem dwadzieścia lat, zacząłem do spółki z przyjacielem pisać dla zabawy opowiadania i krótkie powieści i robiłem to do chwili, gdy osoba, której dawałem do czytania te „kawałki”, nie zmroziła mnie zdaniem: „Zamierzasz zabawiać się tym dalej, czy też chciałbyś zostać pisarzem?”
Już nie było odwrotu?
Poczułem się tak, jakby w mojej piersi eksplodowała bomba, i wróciłem do domu zupełnie oszołomiony. Tego właśnie dnia postanowiłem „spróbować” zostać pisarzem, ale w tajemnicy przed całą rodziną, tak jakbym chciał ukryć coś wstydliwego. Pisałem i czytałem jak oszalały, zapełniałem grube zeszyty opowiadaniami i powieściami, które kończyły swój żywot w szafach. Wreszcie, mniej więcej dwadzieścia lat później, gdy sądziłem już, że będę ciągle pisał, niczego nie publikując, wydarzył się cud?
Jak traktuje się pisarzy we Włoszech? Z szacunkiem i dystansem, a może całkiem naturalnie?
Jeśli pytanie odnosi się do wydawców, to muszę powiedzieć, że jako pisarze znajdujemy się we Włoszech w bardzo złym położeniu: świat włoskich wydawców to coś w rodzaju Dzikiego Zachodu, w którym można jednak znaleźć pewne wyjątki, takie jak na przykład grupa wydawnicza, do której należy wydawnictwo drukujące moje powieści. Proszę mi wierzyć, mówię to poważnie.
Czyli miałeś szczęście?
Tak, są jednak wydawcy – wielcy, średni i drobni – którzy zachowują się niczym bandyci, mógłbym przedstawić długą ich listę.
A jak wygląda relacja z czytelnikami?
Muszę stwierdzić, że ich stosunek do pisarzy bardzo zależy od poszczególnych autorów: wśród tych ostatnich są tacy, którzy wolą zachować dystans, ale są też inni – tacy jak ja – którzy bardzo sobie cenią i starają się utrzymywać dobre stosunki z czytelnikami.
Piszesz powieści, teksty teatralne, scenariusze radiowe, a nawet piosenki. Czy którąś z form pisarskich lubisz bardziej od innych?
Gdybym musiał wybrać jedną jedyną „formę” pisarską, bez wątpienia wybrałbym beletrystykę. Ale pociąga mnie mocno podejmowanie ciągle nowych wyzwań i dlatego starałem się zmierzyć również z innymi rodzajami twórczości. Nie jestem w stanie zrezygnować z tego nawet wtedy, gdy docierają do mnie prośby z zewnątrz, na przykład, gdy proszą mnie o opowieści na określone tematy. Przyjmuję wszelkiego rodzaju wyzwania pisarskie, pisałem nawet urzędowe i miłosne listy dla przyjaciół i członków rodziny, i nigdy nie odmówiłem żadnej prośbie, od najbardziej wymagających po skrajnie komiczne. Zgodziłem się napisać opowiadanie na temat Dina Campany, wielkiego poety z początków dwudziestego wieku, które miało zostać włączone do zbioru esejów, a także opowiadanie na stulecie wynalezienia tostera, dla pewnego czasopisma kobiecego.
A gdybyś nie był pisarzem, to?
Byłoby mi smutno.
Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
fot. Associazione Amici di Piero Chiara
Kategoria: wywiady