Powieść kryminalna powinna być zwierciadłem społeczeństwa – wywiad z Karin Slaughter, autorką „Miasta glin”
Z czego rodzi się fanatyzm? Czy powieść kryminalna może być zwierciadłem społecznych zmian? Czy praca kobiet w policji zasadniczo różni się od obowiązków podejmowanych przez mężczyzn? Karin Slaughter, amerykańska pisarka specjalizująca się w kryminałach i thrillerach, która już w 2001 roku za swą debiutancką powieść „Zaślepienie” została nominowana do Nagrody Złotego Sztyletu przyznawanej przez międzynarodowe Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej, opowiada nam o swojej najnowszej książce – „Miasto glin”. Nie zabrakło również spostrzeżeń na temat historii i polskiej mentalności, a także kwestii rasizmu czy ksenofobii.
Marcin Waincetel: Temperamentne i nieustępliwe, kierujące się emocjami, ale też rozumem, a przede wszystkim walczące o prawdę ? czy tak można najkrócej scharakteryzować młode policjantki Kathie Murphy i Maggie Lawson, czyli główne bohaterki twojej najnowszej książki „Miasto glin”?
Karin Slaughter: Może to kwestia przekładu, ale ilekroć opisując kobiety, używamy słów takich jak „temperamentne” (w oryg. „temperamental”) czy innych określeń podkreślających emocjonalność, niosą one negatywne konotacje. Dlatego, choć zgadzam się ze sformułowaniem „nieustępliwe”, powiedziałabym też, że są bardzo ambitne i solidarne, a także dodałabym „silne”, ponieważ to niesamowicie silne postaci. Kate może nie myśli o sobie w ten sposób, ale w miarę rozwoju wydarzeń widzimy, że to jej wewnętrzna siła i wiara w siebie czynią z niej naprawdę dobrego policjanta.
Twoja książka daje nam okazję poznać pracę w policji z kobiecej perspektywy. Skąd czerpałaś informacje o codziennych zmaganiach funkcjonariuszek?
Rozmawiałam z wieloma policjantkami, które zaczęły pracę w latach 70. i duża część historii w „Mieście glin” wzięła się bezpośrednio z tych rozmów. Lata 70. były czasem ogromnych zmian. Kobiety zaczęły wykonywać zadania tradycyjnie postrzegane jako męskie i spotykały się z murem dezaprobaty, czy to ze strony swoich rodzin, czy mężczyzn w siłach policyjnych. Obecnie, jeśli spojrzy się na statystyki długookresowe, okazuje się, że kobiety na patrolach przyczyniły się do wielu pozytywnych zmian w policji. Na przykład wraz ze zwiększeniem liczby kobiet w organach ścigania gwałtownie spada liczba skarg na przemoc ze strony policji składanych przez obywateli.
Fabuła „Miasta glin” prowadzona jest naprzemiennie z punktu widzenia oprawcy, jak i stróżów prawa. Dlaczego posłużyłaś się taką formą narracji?
Na ogół nie usiłuję wnikać w umysł mordercy w moich książkach. Interesują mnie raczej ci, którzy próbują schwytać przestępcę. Chciałabym też uniknąć sytuacji, w której przydawałabym atrakcyjności komuś, kto morduje ludzi. Jednak w przypadku tej historii istotne wydawało mi się pokazanie motywów mordercy: gniewu, uczucia demaskulinizacji, strachu, że świat urządzony z korzyścią dla białych mężczyzn nagle wywraca się do góry nogami. Ta wiedza daje czytelnikom pewien wgląd w przyczyny złości, którą również dziś widzą dookoła siebie: złości ludzi, którzy dotąd będąc u władzy, mają poczucie jej uzurpacji ze strony imigrantów czy kobiet.
Zdradzając niektóre fakty z życia mordercy i pozwalając wniknąć w jego umysł, bawisz się z czytelnikami w kotka i myszkę. Część informacji mamy podane na krwistej tacy, innych trzeba się dopiero domyślić…
Tak, bardzo się staram, by ukryć tożsamość mordercy. Zależy mi jednak również na tym, by czytelnicy, którzy jej się domyślają, chcieli kontynuować lekturę z ciekawości, jak zostanie schwytany.
Akcję powieści osadziłaś w Atlancie w połowie lat 70. Dlaczego akurat to miejsce i ten czas?
Wczesne lata 70. miały zasadnicze znaczenie dla historii Atlanty. Dotąd biała, zamieniła się w krótkim czasie w miasto w większości zamieszkane przez Afroamerykanów. Właśnie wprowadzono w życie nową ustawę o prawach obywatelskich. W ciągu 10 lat widzieliśmy w Atlancie nie tylko upadek apartheidu (tak zwanych Jim Crow laws, jak mówiono o tym systemie w południowych stanach), ale i emancypację ludzi, którzy przed nastaniem tej dekady byli skazani na życie na marginesie społeczeństwa. Wielu mieszkańców było wściekłych z tego powodu, wielu ? zadowolonych ze zmian, i zetknięcie tych dwóch perspektyw to zalążek fascynującej historii.
Wojna, a właściwie trauma z nią związana, stanowi jedną z największych motywacji dla postaci występujących w twojej książce, zarówno tych dobrych, jak i złych. Uważasz, że demony przeszłości mogą doprowadzić do tragedii, jeśli nie są odpowiednio zneutralizowane?
Myślę, że widzimy na własne oczy, jak dzieje się to ciągle od nowa. Dorastając w południowej części Stanów Zjednoczonych, która nie tylko przegrała wojnę secesyjną, ale długo po niej była okupowana, często widziałam, jak lokalna pamięć nie pozwala na zaufanie do rządu federalnego. Polacy na pewno dobrze to rozumieją, chociaż oczywiście wasza historia jest dużo mniej odległa. Dlatego kiedy byłam w Warszawie, niezwykła wydała mi się wytrzymałość Polaków, co widziałam na własne oczy, i bardzo pozytywne nastawienie do różnorodności. Myślę, że siła ducha jest jedną z najlepszych rzeczy, które można wynieść z historii.
Biorąc pod uwagę zabójcę z „Miasta glin”, nie sposób nie zadać pytania: z czego według ciebie rodzi się fanatyzm?
Myślę, że najważniejsze jest odczucie utraty przywilejów. Ludzie, którzy byli u władzy, którzy kontrolowali otoczenie przez bardzo długi czas, nagle widzą, że ich rządy nie będą trwały wiecznie. Można więc powiedzieć, bardzo uogólniając, że fanatyzm bierze się ze strachu przed utratą władzy.
W swojej książce pytasz o niewygodne kwestie związane z ludzką moralnością, fobiami, stosunkiem do społecznych ról i przyjętych wzorców. Co zmotywowało cię do podjęcia tak odważnej tematyki?
Zawsze byłam przekonana, że powieść kryminalna powinna być zwierciadłem społeczeństwa. Myślę, że tematy „Miasta glin” są szczególnie aktualne dzisiaj, gdy widzimy, jak rośnie w siłę faszyzm, seksizm, rasizmy, ksenofobia. Nie są to zjawiska, które obserwuję wyłącznie w Ameryce, odnotowałam je podczas tras autorskich w ostatnich latach w każdym kraju, który odwiedziłam.
Ważnym efektem Planu Marshalla (wiem, że Polska nie była nim objęta) było to, że ludzie mogli wówczas pozostać w swoich rodzimych krajach, zamiast stać się częścią diaspory, jak to się zwykle dzieje na zniszczonych przez wojnę obszarach (wystarczy pomyśleć o Syrii). Można z drugiej strony zastanawiać się, czy skutkiem ubocznym tego, że społeczności te pozostały nietknięte, nie jest ich izolacja, funkcjonowanie na prawach wyspy. Podczas gdy z pewnością nadal istnieją bardzo homogeniczne małe miasteczka w całej Ameryce, nasze wielkie miasta są wielokulturowymi tyglami. Myślę, że z racji prostego faktu, że żyjemy w bliskim sąsiedztwie innych ludzi, którzy niekoniecznie wyglądają jak my i nie zawsze dzielą nasze wartości, jesteśmy lepiej wyposażeni na czas gwałtownych zmian. Atlanta w latach 70. to mikrokosmos, w którym łatwiej zobaczyć procesy rozgrywające się dziś na świecie na dużą skalę.
Akcja twojej powieści rozgrywa się w ciągu zaledwie ośmiu dni ? przez co lektura jest niebywale intensywnym doświadczeniem. Czy nie uważasz jednak, że na kanwie „Miasta glin” mógłby powstać też interesujący serial telewizyjny?
Mam nadzieję! Książka została wytypowana przez pewną spółkę telewizyjną do produkcji, więc prawdopodobnie w końcu zobaczymy ją na ekranie.
„Miasto glin” to misternie skonstruowana powieść sensacyjna, w której liczy się społeczno-historyczne tło oraz postacie targane wątpliwościami i własnymi demonami. Kto twoim zdaniem powinien sięgnąć po tę książkę?
Myślę, że nikogo, kto lubi dobre, wciągające zagadki, „Miasto glin” nie rozczaruje. Sądzę również, że czytelnicy szukający pogłębionej analizy społeczeństwa i naszych zmieniających się czasów uznają lekturę za interesującą.
Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Alison Rosa
Kategoria: wywiady