Przyszłość, która odeszła, lecz może nadejdzie

7 grudnia 2016

mooncopTom Gauld „Mooncop”, tłum. Wojciech Szot, Wydawnictwo Komiksowe
Ocena: 8 / 10

Z Tomem Gauldem miał do czynienia chyba każdy, kto interesuje się książkami i korzysta z mediów społecznościowych, a to za sprawą udostępnianych powszechnie rysunków, które z humorem i fantazją traktują o świecie literatury. Jeśli przegapiliście wydanego cztery lata temu „Goliata”, którego nakład w zasadzie już się wyczerpał, teraz macie drugą szansę, aby obcować z talentem Brytyjczyka w dłuższej formie. Pełen melancholii i subtelnego humoru „Mooncop” to zgodnie z intencją autora graficzny pomnik postawiony marzeniom i nadziejom ludzkości, które odeszły w niepamięć. Jednak zdaniem piszącego te słowa powinien to być raczej hołd dla wszelkiej ulotności i przemijalności. Tym bardziej, że ta ostatnia może rychło dosięgnąć również wizji samego Gaulda.

Kolonia ludzka na Księżycu. To miał być triumf postępu technologicznego, szczytowe osiągnięcie w dziedzinie podboju kosmosu. Oczami wyobraźni widziano parki i tereny publiczne oraz dzieci hasające wszędzie ze swymi czworonożnymi pupilami. Wydawało się, że wkrótce stara mateczka Ziemia przestanie być komukolwiek potrzebna. Tak się jednak nie stało. Gdzieś, na stosunkowo wczesnym etapie rozwoju kolonii, inżynierowie najwyraźniej zdali sobie sprawę, że ich koncepcja była cokolwiek naiwna, a życie na Srebrnym Globie wcale nie okazało się tak obiecujące, jak początkowo zakładano. Dziś osada przypomina opustoszałe miasteczka na prowincji, w których jedyne ożywienie daje się zauważyć, gdy przychodzi do pakowania rzeczy w ramach przeprowadzki.

mooncop-rys1

W takiej oto scenerii swą służbę pełni tytułowy Mooncop, czyli księżycowy policjant. Można by sądzić, że powinien być człowiekiem spełnionym. Od małego chciał zostać policjantem i zamieszkać na księżycu. Jak mało komu, udało mu się urzeczywistnić oba te marzenia jednocześnie. Na dodatek może pochwalić się stuprocentową skutecznością w wykrywaniu przestępstw. Ten z pozoru idylliczny obraz nosi jednak poważne skazy. Księżyc zaczyna powoli przypominać pustą salę po dansingu, po której wczesnym rankiem snują się ostatnie niedobitki, podczas gdy reszta zdążyła już wrócić do domu. A dobry wynik w raportach służbowych jest efektem tego, że na srebrnym globie nie ma już komu popełniać przestępstw.

mooncop-rys2

Tom Gauld, jak przystało na dziecko pokolenia wyżu demograficznego wychowywane w latach 80., w młodości fantazjował o lataniu w kosmos i wakacjach na Księżycu. Rysował i budował z klocków statki kosmiczne, oglądał „Gwiezdne wojny” i bawił się plastikowymi pistoletami „laserowymi”. Wyobraźnię chłopców takich jak on podsycali naukowcy i wszelkiej maści kosmolodzy, przewidując, że do 2001 roku zdążą powołać bazę na Księżycu, a w 2020 będzie już nawet można rozgrywać tam zawody olimpijskie. Czas biegnie nieubłaganie i ta świetlana wizja przyszłości szybko przemieniła się w echo przeszłości. Pomysł życia na Srebrnym Globie, przynajmniej w powszechnej świadomości, wydaje się dziś przeterminowanym marzeniem. Znajduje to wyraz w estetyce zastosowanej przez Gaulda w komiksie. Ekwipunek, broń, pojazdy i wszystko, czym posługują się ostatni osadnicy na Księżycu, przypomina staromodne eksponaty i dekoracje z dawnych, niskobudżetowych filmów fantastycznych. Wrażenia przebywania w miejscu odchodzącym w niepamięć dopełnia małomówny policjant, który z powodzeniem mógłby zostać bohaterem jednego z wczesnych filmów Jarmuscha.

mooncop-rys3

Trudno nie czerpać ze stoickiej wizji Gaulda przyjemności podszytej dużą dozą nostalgii. Niewiele jednak trzeba, aby los zadrwił z przesłania brytyjskiego rysownika. Z każdym dniem świat przyśpiesza, co implikuje większe tempo zmian, często nawet o 180 stopni. Lada dzień marzenia o podboju kosmosu mogą stać się pożywką nowej globalnej rywalizacji. Światowe mocarstwa, z USA, Rosją i Chinami na czele, już zapowiadają kolonizację Księżyca do 2030 roku. Jeśliby wierzyć ich słowom, wtedy „Mooncop” stanie się jedynie dokumentem danej chwili, społecznego nastroju. Lepiej więc chyba, gdyby komiks Gauda został zapamiętany jako hołd złożony wszelakiej przemijalności. Zwłaszcza że największą jej ofiarą są nie artefakty trzymane w zakurzonych magazynach muzeów, nie opowieści, które mogą się zdezaktualizować, lecz ludzie, jak chociażby pewien policjant siedzący w swym radiowozie na Księżycu i spoglądający na majaczącą w oddali Ziemię.

Artur Maszota

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje