Pogodziłam się z myślą, że nie wydadzą mnie na Węgrzech, w Chinach ani w Rosji – rozmowa z Tiną Frennstedt

17 sierpnia 2023

Dzięki Wydawnictwu Literackiemu do rąk polskich czytelników trafiła niedawno powieść „Zaginiona”, pierwsza odsłona cyklu „Cold Case”. Autorką serii, inspirowanej nierozwikłanymi sprawami kryminalnymi, jest Tina Frennstedt, która – zanim poświęciła się kryminałowi – zyskała w rodzinnej Szwecji renomę wiodącej dziennikarki śledczej. Oto, czego dowiedzieliśmy się o jej dotychczasowej karierze, spojrzeniu na gatunek oraz stworzonej przez nią bohaterce, inspektor Tess Hjalmarsson.

Sebastian Rerak: Co przyciągnęło cię – najpierw jako dziennikarkę, a potem pisarkę – do nierozwiązanych spraw kryminalnych? Domyślam się, że nie był to wyłącznie aspekt tajemniczości.

Tina Frennstedt: Moje zainteresowanie tematem zaczęło się w momencie, gdy zajęłam się niewyjaśnionym morderstwem kobiety nazwiskiem Pernilla Hellgren, któremu poświęciłam szereg lat. Potem pisałam o kolejnych podobnych zbrodniach. Miałam możliwość przyglądać się temu, co działo się z ludźmi zaangażowanymi w te sprawy – krewnymi ofiar, niesłusznie podejrzanymi, całymi miejscowościami. Na różne sposoby dotykały one wielu ludzi.

Przejście od reportażu do fikcji literackiej wiązało się dla ciebie z jakimiś wyzwaniami?

Po pierwsze – fikcja wymaga więcej pisania. I zwrotów akcji. Po drodze musisz też podjąć mnóstwo decyzji. Praca dziennikarza opierała się przede wszystkim na znalezieniu perspektywy, szczegółów i informacji, do których nie dotarł nikt inny.

Wiem, że początkowo chciałaś, aby Tess Hjalmarsson była psychiatrą. Dlaczego zarzuciłaś ten pomysł?

Głównie dlatego, że jako psychiatrze niezwykle trudno byłoby jej rozwiązać sprawę kryminalną – nie miałaby dostępu do wystarczającego zasobu informacji. Czarną robotę wykonują jednak policjanci. Kiedy więc przezwyciężyłam opory wobec pisania o rzemiośle detektywa, odkryłam, że jako dziennikarka śledcza wiem jednak całkiem sporo na temat tego, jak działa policja. I tak pozbyłam się wszelkich obaw.

Czytelnicy kryminałów kojarzą już Skanię jako miejsce akcji powieści Henninga Mankella, w niej także mieszka i pracuje Tess. Co jest takiego szczególnego w tym regionie Szwecji?

Dorastałam w Skanii, to miejsce pełne wielkich sprzeczności. Z jednej strony bardzo piękne i malownicze, z drugiej – mocno odizolowane i oddalone od Sztokholmu. I niewolne od problemów stanowiących pożywkę do pisania.

Jeden z bohaterów „Zaginionej” deklaruje, że w Szwecji nie ma seryjnych zabójców. Skąd to przekonanie?

Stąd, że jest to prawda! Podobnie jak w Danii i Norwegii. Szwecja to mały kraj z dziesięciomilionową populacją. Trudno jest się gdziekolwiek ukryć. Zdarzali się przestępcy, którzy – gdyby kontynuowali swoją działalność – zostaliby naprawdę groźnymi seryjnym zabójcami, ale zatrzymywano ich po tym, jak popełnili najwyżej dwa morderstwa. Jak wiadomo, o seryjnych zabójcach mówi się w przypadku trzech zbrodni lub więcej.

W twojej powieści nie brak odrobiny społecznego komentarza i odniesienia do bieżących wydarzeń. Czy twoim zdaniem jest to ważny element kryminału? Coś, co przydaje mu znaczenia?

Zamieszczanie w tekście takich nawiązań daje mi pewną satysfakcję. Skoro mam możliwość powiedzieć coś ważnego i ciekawego, to dlaczego nie miałabym z niej skorzystać? Ponadto w pewien sposób uwiarygadnia to historię.

Sporo uwagi poświęcasz także długofalowym implikacjom nierozwiązanych spraw kryminalnych, w tym psychologicznemu i emocjonalnemu wpływowi na osoby trzecie.

Dziękuję, że to zauważyłeś. Tak, to ważny aspekt całej serii „Cold Case”. Staram się ukazywać możliwie jak najwięcej problemów dotykających ludzi powiązanych z niewyjaśnionymi zbrodniami. Krewnych ofiar, ich przyjaciół, niesłusznie podejrzanych, policjantów, całe społeczności… Jako dziennikarka śledcza odkryłam, jak wiele osób zaangażowanych jest w te sprawy i jak przytłaczający jest ogrom ich frustracji.

To chyba także kwestia empatii? Nie uważasz, że autor powinien być zupełnie neutralny i pozbawiony współczucia?

Ponieważ spotkałam mnóstwo ludzi, którzy stracili swoich bliskich w podobnych sytuacjach, uważam to za swój obowiązek wobec nich, aby przedstawić prawdziwe emocje towarzyszące zbrodniom. W istocie niezbyt obchodzą mnie sprawcy jako ludzie. Ludzie zabijają, nierzadko powodowani bardzo pierwotnymi instynktami – dla pieniędzy, z miłości czy z żądzy władzy. Myślę, że jako dziennikarka śledcza musiałam ostatecznie stać się bardzo zimnokrwista, ale pisząc powieści, kładę duży nacisk na emocje, jak również poczucie realizmu i walor stricte rozrywkowy.

Odrębną rolę w twojej powieści zdają się odgrywać pogoda i zjawiska naturalne.

Osadzenie ich w roli uczestników akcji jest świetnym zabiegiem. Główni bohaterowie napotykają wówczas opór nie tylko ze strony przestępców. Czasami opisy pogody sprawiają mi też zwyczajną przyjemność.

Tina Frennstedt (fot. Gabriel Liljevall)

Tess – podobnie jak ty – jest lesbijką, a jak sama przyznajesz, w powieściach kryminalnych niewielu jest bohaterów homoseksualnych. Masz na to jakieś dobre wytłumaczenie?

Czasem po prostu myślę, że lesbijki są kiepskimi autorkami kryminałów. Oczywiście żartuję, ale ten trend jest po prostu odbiciem zmian zachodzących w społeczeństwie. Lesbijki zawsze były – i nadal są! – mniej widoczne od homoseksualnych mężczyzn. Poza tym niektórzy wydawcy zwyczajnie obawiają się takich bohaterek. Jeśli protagonistami jest heteroseksualny duet: kobieta i mężczyzna, to sprawa jest prosta i nikt nie zgłasza żadnych oporów. Postanowiłam więc odwrócić rolę – w „Zaginionej” prym wiodą dwie heroiny, z których jedna jest lesbijką, a druga to przeklinająca miłośniczka heavy metalu. Domyślam się, że dla niektórych może to być problematyczne, i pogodziłam się już z myślą, że nie trafię na rynki książek na Węgrzech, w Chinach i w Rosji. Tym bardziej cieszę się jednak, że znalazłam wspaniałego wydawcę w Polsce. Wiem o problemach, jakie spotykają homoseksualne osoby w waszym kraju, i po cichu liczę, że może niektórych z nich ucieszy postać Tess Hjalmarsson!

„Cold Case” planowane jest na długą serię. Ile książek przewidujesz w całym cyklu?

Z wielką przyjemnością mogę oznajmić, że właśnie skończyłam czwartą część, która już wkrótce ukaże się w Szwecji. Myślę już też o piątej i na niej się nie skończy. W głowie i w ciele mam pomysły na następne, ale wiele zależy też rzecz jasna od rynku wydawniczego. Może w międzyczasie napiszę jeszcze coś innego.

A co z planami telewizyjnych adaptacji twoich książek? O ich powstaniu mówi się już od jakiegoś czasu…

Mam nadzieję, że to już nieodległa perspektywa, tym bardziej że jestem bardzo dumna i podekscytowana na myśl o tym przedsięwzięciu. Ekipa produkcyjna wciąż pracuje, a ja mam do niej pełne zaufanie.

Tess w toku swojej pracy nawiązała już pewne kontakty w Danii i w Niemczech. Czy jest szansa, że los rzuci ją także do Polski?

Byłoby fantastycznie! Polska jest bardzo blisko, zwłaszcza z perspektywy mojego domu na południowym wybrzeżu Szwecji, a więc w regionie, w którym mieszka też sama Tess. A zatem tak, wizyta w Polsce mogłaby być świetnym pomysłem. Czekamy na zaproszenie!

Rozmawiał: Sebastian Rerak


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady