Niech o dziadach piszą starsi – rozmowa z Krystianem Nowakiem o powieści „Kacheksja”

6 lipca 2022

Dwa lata od wydania ostatniej książki, reportażowego „Kebabistanu”, Krystian Nowak przedstawia nową powieść. „Zapisana w trzydziestu pięciu aktach śmiała opowieść o miłości i śmierci, które przydarzają się każdemu” – czytamy w notce prasowej do „Kacheksji” – „Wiecie, jak to jest. Na kogo wypadnie, na tego bęc!”. Przed wami nasza rozmowa z autorem. Krótka piłka. Bęc!

Sebastian Rerak: Już samym tytułem nowej książki zabijasz czytelnikom klina.

Krystian Nowak: Tak, nikt nie wie, co to znaczy. Chyba, że jest lekarzem. (śmiech)

Tytuł złowieszczy, ale też w powieści wszechobecny jest motyw śmierci. Zacząłeś patrzeć ku sprawom ostatecznym? Może to wydarzenia ostatnich dwóch lat tak na ciebie wpłynęły?

Jeszcze nie umieram, jeżeli o to pytasz. (śmiech) Przynajmniej nie w powszechnym rozumieniu tego słowa. Od samego początku chciałem się skupić na śmierci. To uniwersalny temat powieści – jak miłość. Tu ma być dla niej równoważnią. Niezbyt to oryginalne, wiem. „Kacheksję” pisałem z przerwami przez trzy czy cztery lata. Spora jej część powstała jeszcze w trakcie pandemii, ale ta nie miała raczej na mnie wpływu. Skończyłem za to jeszcze przed wybuchem wojny. Po prostu dość długo czasu zajęło mi znalezienie wydawcy.

To, że główny bohater fascynuje się ludobójstwem, to jedno, ale że w matematycznym ujęciu?

Pomysł wyniknął z moich własnych fascynacji. Uznajmy zatem, że jest to element autobiograficzny. A skąd ta matematyka? Tak wyszło. Konstruując tego bohatera, musiałem jakoś wytłumaczyć jego zainteresowanie i motywy, więc przypisałem mu miłość do matematyki. Trochę na przekór, bo ja matematyki nienawidzę i zupełnie mnie ona nie interesuje.

A masz jakieś hobby?

Poza ludobójstwem? (śmiech) Moim hobby długo była gra w piłkę, ale ostatnio średnio z nią u mnie. Oprócz literatury zajmują mnie głównie moje dzieci. Dzielę z nimi ich hobby, więc aktualnie skończyła się faza na dinozaury i przerzuciliśmy się na superbohaterów.

Pytam, bo bohater wydaje się wręcz być pod presją posiadania hobby.

Wszyscy potrzebują jakichś zainteresowań. Nawet jeśli masz satysfakcjonującą pracę… albo i taką, która wysysa z ciebie siły życiowe, potrzebujesz sposobu na oderwanie od rzeczywistości. Oczywiście można usiąść na kanapie i oglądać serial, ale na dłuższą metę nie jest to do końca zdrowe. Nie masz ruchu, nie masz impulsów intelektualnych, więc szukasz czegoś więcej. Czegoś, co określi cię poza pracą i nie będzie zupełnie odmóżdżające. Wydaje mi się, że to dość powszechna wiedza, a nawet jeśli nie wiedza, to coś na zasadzie podświadomości. W końcu z jakiegoś powodu ludzie znajdują sobie najdziwniejsze nawet hobby. Potrzebują go po prostu.

Hobby może stać się obowiązkiem?

Kiedy przestaje dawać przyjemność, to trochę tak się dzieje. Jeżeli przez dajmy na to pół roku nie znajdujesz już w nim ekscytacji, najwidoczniej pora znaleźć coś nowego. Spójrz na dzieciaki – mają mnóstwo hobby, bo te poniekąd określają je w towarzystwie. Sklejają modele, malują figurki, zbierają karty z piłkarzami itd. Za moich czasów popularne były tazosy i tamagotchi.

Wykreowałeś trzydziestokilkulatka uwikłanego w szereg spraw natury rodzinnej, osobistej i zawodowej. Znów pojawią się głosy, że piszesz o millenialsach.

Ale czy to zarzut? (śmiech) Starsi pisarze piszą o dziadach i jest OK, ja piszę o millenialsach, bo należę do ich pokolenia. Jeżeli autor jest w stanie przenieść się mentalnie do innej generacji, to wzbudza moje wielkie uznanie, w moim przypadku byłby to jednak fałsz. Nie czuję się na tyle dobrym pisarzem, żeby na przykład opisywać życie zetek. Do pewnego stopnia dostrzegam ich problemy i sprawy, ale nie przeżywam ich. Nie mam też ambicji pisania o zgoła innej rzeczywistości, tworzenia książek science-fiction bądź historycznych. Skupiam się na tym, co jest mi najbliższe.

Twój bohater ma też do przepracowania pewną traumę. W młodości był molestowany, ale nie przez obleśnego wujka pedofila, tylko przez niewiele starszego kuzyna, który sam nie wiedział, co robi.

Tak i dlatego sam nie wiem, czy można to nazwać molestowaniem. Nie próbuję nawet tego dociekać, niech czytelnik oceni sam. Wiem, straszny ze mnie ignorant, (śmiech) bo mógłbym porozmawiać na ten temat z seksuologiem, zasięgnąć opinii specjalistów i wydać wyrok. Chciałbym jednak, aby odpowiedzi na pewne pytania pozostały w gestii czytelników. Nie przychodzę z gotowymi wyjaśnieniami i nieśmiało uważam, że jest to pewna wartość literacka tej powieści.

Mamy jeszcze nietypowy układ, jeśli chodzi o relacje uczuciowe bohatera.

Ten układ jest nietypowy tylko dlatego, że uwzględnia relacje, o których się nie mówi. Chociaż zdrady małżeńskie to chyba dość powszechny temat w kulturze popularnej. Nowa partnerka bohatera jest kobietą po tranzycji. Dlaczego by nie? Chciałem w ten sposób powiedzieć, że jeśli kogoś kochasz i łączy cię z tym kimś prawdziwe uczucie, to mało istotne jest to, kim ta osoba była kiedyś. Takie osoby istnieją, znamy je… Ich przeszłość nie ma zasadniczo znaczenia. Czy powinniśmy oceniać je przez pryzmat przeżyć? Tego, kim były kiedyś, jak się z tym czują? Delikatny temat.

Delikatny temat, ale nie przeszkadza to najważniejszym osobom w państwie wygłaszać szyderczych opinii. Sądzisz, że osoby transpłciowe mogą stać się ofiarami nowej nagonki władz?

Nowej? A to do tej pory nie były? W moim odczuciu są od dawna prześladowane. Oczywiście wiele osób w tym kraju, dopóki za kimś nie biegnie tłum z pochodniami, by go powiesić, uważa że prześladowanie tej osoby nie występuje, ale nie żyjemy w średniowieczu i w gestii tego, jak uprzykrzać innym ludziom życie, człowiek również wypracował bardziej wysublimowane metody.

Chociaż bohater znajduje miłość, to niekoniecznie już szczęście. Nie będzie happy endu.

No i dobrze. (śmiech) Ja sam nie czytam raczej wesołych książek. Ponad wszystko kocham pisarstwo Petera Hellera, którego powieści są zabawne, ale de facto smutne. I to właśnie jest w nich najwspanialsze w moim czytelniczym odczuciu.

Wspomniałeś o długich poszukiwaniach wydawcy. Jak trafiłeś na Wydawnictwo Wyszukane?

Orientuję się dość nieźle w rynku. Wiedziałem, że nie wydają polskiej literatury, ale napisałem w nadziei, że może po prostu nie znaleźli do tej pory odpowiednich autorów. I proszę!

Swego czasu ogłosiłeś konkurs na najbardziej kreatywny diss na ciebie. Pamiętasz jakąś szczególnie ciekawą propozycję?

Niestety nie. Zdążyłem zapomnieć nawet o tym konkursie. Mam problemy z pamięcią.

A śledzisz recenzje i opinie na temat swoich książek?

Obawiam się, że nie jestem w stanie tego nie robić. Podziwiam twórców, nie tylko zresztą pisarzy, którzy mają totalnie wywalone na odbiór swojej twórczości i są ponad tym. Wydaje mi się, że może to być bardzo zdrowa postawa, ja jednak nie umiem jej wdrożyć w życie. Kiedy „Kacheksja” się ukaże, to oczywiście będę sprawdzał, co o niej piszą inni.

Poza pisaniem czytasz też bardzo dużo najnowszej prozy. Jakie są twoje ostatnie prywatne odkrycia?

Z polskiej prozy to dość niedawno odkryłem Wita Szostaka, ale jestem absolutnie zakochany w jego talencie. Ogromnie zaimponował mi również Bartosz Sadulski i jego „Rzeszot”. Jeśli idzie zaś o zagraniczne pisanie, to „W domu snów” Carmen Machado zrobiło na mnie ogromne wrażenie na każdej możliwej czytelniczej płaszczyźnie. Również niesamowicie podobała mi się „Bratnia dusza” Davida Diopa. Bardzo też możliwe, że o czymś zdążyłem już zapomnieć.

Bohater twojego debiutu, „Wszyscy ludzie, których znam, są chorzy psychicznie”, tytułował się pisarzem, zanim jeszcze cokolwiek napisał. Ty masz na koncie trzy powieści i książkę non-fiction. Czujesz się pisarzem?

Nie, nadal się nim nie czuję i być może nigdy się tak nie stanie. Chyba że pisarstwo stanie się moim podstawowym zajęciem, a nie tylko hobby po godzinach. (śmiech)

Rozmawiał: Sebastian Rerak


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady