Mam kłopoty z okazywaniem uczuć – wywiad z J?rnem Lierem Horstem
Przez wiele lat pracował jako policjant i dzięki swojemu doświadczeniu stał się jednym z najlepszych norweskich autorów kryminałów. Książki sensacyjne pisze zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. W wywiadzie dla Booklips opowiada o pisarskich i czytelniczych zmaganiach oraz Związku Pisarzy Kryminalnych.
Milena Buszkiewicz: Zanim zostałeś pisarzem byłeś szefem wydziału śledczego okręgu policji. Czy to trudna praca?
J?rn Lier Horst: Tak. To była prawdziwa praca. Taka praca, o której można czytać w książkach kryminalnych. Odpowiadałem za wydział, prowadziłem duże i poważne sprawy, więc była to praca, która wiązała się z dużą odpowiedzialnością.
Kiedy mówisz „prawdziwa praca”, to pomyślałam sobie, że ta pisarska nie jest prawdziwa.
Praca pisarza na pewno jest pracą samotną i jest to praca, w której ma się odpowiedzialność tylko za samego siebie, a jako policjant byłem odpowiedzialny za moich podwładnych, a także za ludzi, których dotykały różne przestępstwa, więc są to dwie zupełnie różne sprawy.
Czego nauczyła cię praca w policji?
Dała mi unikalne doświadczenie. Mogłem wejść za zapory policyjne, obejrzeć ślady po poważnych przestępstwach, rozmawiać z ludźmi, którzy tymi przestępstwami byli dotknięci, ale także z ich rodzinami. Przez wiele lat byłem również odpowiedzialny za przesłuchiwanie przestępców i podejrzanych, więc stałem z nimi twarzą w twarz. Te doświadczenia zabieram do moich książek i daję czytelnikom. To przyczynia się do tworzenia wyjątkowej autentyczności moich opowieści. Prowadziłem śledztwa w sprawach wielu morderstw, ale tak naprawdę nie nauczyłem się zbyt wiele o śmierci, natomiast nauczyłem się bardzo wiele o życiu. O tym, że życie czasami potrafi być ciężkie i stawiać przed nami wyzwania. Także te doświadczenia zabieram ze sobą do moich książek.
Czy zdarzyło ci się kiedyś wykorzystać w powieści całą konkretną historię, jedno ze zdarzeń, które faktycznie miało miejsce podczas twojej pracy?
Tak, właśnie dzięki jednej z takich historii stałem się pisarzem. To historia, która wydarzyła się dwadzieścia lat temu. Był to mój pierwszy dzień w pracy. Zostałem odesłany na miejsce zbrodni, do domu siedemdziesięcioletniego mężczyzny, który został zamordowany. Miałem stać przed tym domem i pilnować miejsca zdarzenia, ale w nocy, kiedy technicy kryminalni już stamtąd wyjechali, mogłem wejść do środka i wtedy stanąłem twarzą w twarz z prawdziwym morderstwem. I ta właśnie historia przyczyniła się do tego, że napisałem moją pierwszą książkę i dzięki temu stałem się pisarzem.
Jeśli dobrze pamiętam, twoja pisarska przygoda zaczęła się od tego, że czytałeś kryminał, który nie był zbyt dobry, i twoja żona stwierdziła: „no dobrze, to napisz lepszy”.
Tak, pamiętam tamten wieczór bardzo dobrze. Leżałem w łóżku i czytałem kryminał, który był tak zły, że kiedy skończyłem go czytać, cisnąłem nim o ścianę i powiedziałem do żony, która leżała obok mnie, że sam bym to lepiej zrobił. Na to ona powiedziała „no to zrób”, po czym zgasiliśmy światło i poszliśmy spać. Leżałem pół godziny, wiercąc się w łóżku, aż w końcu wstałem i zacząłem pisać. Zacząłem opisywać historię, o której mówiłem przed chwilą, i dałem jej rozwiązanie w książce, ponieważ w rzeczywistości nie została ona nigdy rozwiązana.
Możesz zdradzić, jaki tytuł nosił kryminał, który tak cię zmotywował do pisania?
Wielu ludzi mnie o to pyta. Powiem tylko, że był to norweski pisarz.
W poprzednim wywiadzie pytałam cię o to, co teraz czytasz. I okazało się, że jesteś w trakcie lektury książki „Alex” Pierre’a Lemaitre’a, i to było o tyle fenomenalne, że ja dokładnie w tym samym momencie czytałam tę książkę, więc pozwolę sobie na małą dygresję i zapytam, jakie są twoje wrażenia z lektury Lemaitre’a, bo jestem absolutnie zakochana.
Kiedy zacząłem czytać „Alex” i przeczytałem pierwsze trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt stron, to myślałem, że nie doczytam tej książki do końca, bo jest nudna. Że podobną historię czytałem już tyle razy wcześniej. Ale potem wszystko się zmieniło i zdziwiłem się, bo zaczęły pojawiać się kolejne niespodzianki. I niespodzianka za niespodzianką sprawiły, że było to jedno z najwspanialszych przeżyć z książką, jakie miałem kiedykolwiek w życiu, mimo mojego początkowego sceptycyzmu.
A teraz wróćmy do twoich książek. „Ślepy trop” ? co tam znajdziemy?
Historia zaczyna się w ciemnej i wilgotnej piwnicy starego domu w moim rodzinnym mieście. Należał on do starszego mężczyzny, który zmarł, a jego jedyna dziedziczka, wnuczka, nie ma wcale ochoty przejąć po nim spadku. Główna postać jest samotną matką, więc ostatecznie decyduje się na przejęcie zarówno spadku, jak i tego starego domu. Zanim się do niego wprowadza, dopilnowuje, żeby usunięte zostały z niego wszystkie przedmioty, które mogły przypominać jej o dziadku, ale jedna rzecz tam zostaje ? w piwnicy stoi stary sejf. Jest zamknięty, przykręcony do ziemi wewnętrznymi śrubami i trzeba przeczytać około siedemdziesiąt stron książki, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę w nim jest. Kiedy drzwi do sejfu wreszcie zostają otwarte, przed czytelnikiem otwiera się też zagadka. Ludzie, którzy czytali moje poprzednie książki o Williamie Wistingu, przyzwyczajeni są do tego, że ten bohater buduje sprawę jak z klocków, zbiera jej kolejne elementy i tworzy solidną konstrukcję. W tej książce wszystko staje na głowie, ponieważ Wisting rozbiera tę konstrukcję. Udowadnia, że nie została zbudowana tak, jak powinna. Tytuł tej książki, „Ślepy trop”, to wyrażenie z żargonu policyjnego oznaczające możliwy kierunek rozwiązania sprawy, który po bliższym zbadaniu okazuje się fałszywy, czyli należy iść nie w tym kierunku, który wydaje się najbardziej oczywisty. I to właśnie jest ślepy trop. To też książka o tym, że policja może się mylić i jak takie błędy należy naprawiać, ponieważ im dalej zabrnie się w sprawę, idąc w niewłaściwym kierunku, tym trudniej później naprawić błędy. Więc jest to też w pewnym sensie książka o tym, jak w świetle prawa można pogrążyć niewinnego człowieka.
Poza książkami dla dorosłych ? kryminałami i thrillerami ? piszesz również dla dzieci serię CLUE, w Polsce mamy już 4 tomy. Dlaczego zdecydowałeś się pisać książki dla dzieci, w dodatku kryminały?
Chyba wszyscy pisarze okrzepli w swoim zawodzie prędzej czy później próbują odtworzyć tę niesamowitą radość, która płynęła z czytania, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. To, co sprawiło, że staliśmy się czytelnikami, a potem pisarzami. Kiedy byłem dzieckiem, bardzo lubiłem czytać dreszczowce i kryminały. To zainspirowało mnie, żeby dalej pracować z literaturą, więc chodzi tutaj o odtworzenie tej radości z czytania, którą sam miałem jako dziecko. A jeśli chcemy skłonić dzieci do czytania, lepiej zaserwować im coś, co będzie ekscytujące i fascynujące, bo kiedy dziecko czyta, to odpowiedź na zagadkę może być na następnej stronie. Ciekawa historia sprawia, że dziecko przewraca kolejne strony, a z czasem coraz lepiej rozumie słowa, coraz płynniej i szybciej czyta i w końcu wyrabia w sobie radość czytania płynącą z samego faktu lektury.
Jak norwescy czytelnicy odbierają twoje dwie działalności literackie ? dla dzieci i dla dorosłych?
Byłem pierwszym autorem w Norwegii, który wprowadził taką dywersyfikację na literaturę dla dzieci i dla dorosłych, ale z czasem bardzo wielu znanych i okrzepłych w środowisku norweskich pisarzy również zaczęło pisać dla dzieci, między innymi Jo Nesb?.
Co w pisaniu jest dla ciebie najtrudniejsze?
W życiu prywatnym mam kłopoty z okazywaniem uczuć i chyba to też zabieram ze sobą do moich książek. Wydaje mi się, że najtrudniejszym aspektem mojej pracy jest opisywanie uczuć, emocji i relacji międzyludzkich. To chyba jest dla mnie największe wyzwanie.
W Polsce mamy obecnie całkiem spore grono pisarzy kryminałów i dla nich chyba jedną z najtrudniejszych rzeczy jest sprawa konsultacji, to znaczy trudno jest znaleźć osobę, która chętnie opowie o pracy policyjnej. Domyślam się, że ty takich problemów nie masz. Czy może też się konsultujesz, tyle, że w innych dziedzinach?
Moja siła jako pisarza leży właśnie w tym, że piszę realistyczne powieści kryminalne, które w bardzo naturalistyczny sposób opisują środowisko policjantów, bo to było też moje środowisko. Natomiast główna postać w moich powieściach, William Wisting, ma córkę, która jest dziennikarką. Muszę więc też często pisać o środowisku dziennikarskim, w którym nie jestem tak dobrze rozeznany jak w policyjnym. Żeby z tym się uporać, pracowałem przez tydzień w największej gazecie w Norwegii razem z redaktorem, który opisywał sprawy kryminalne, dzięki czemu miałem okazję zobaczyć, jak funkcjonuje to środowisko, co było dla mnie dużą pomocą.
Swojego czasu rozmawiałam z Levim Henriksenem, czyli innym norweskim autorem, który zresztą też wydał niedawno w Polsce swoją kolejną książkę. Zapytałam go: „Levi, jesteś muzykiem, więc czemu teraz piszesz, a nie koncertujesz?”. Odpowiedział: „no wiesz, bo z muzyki nie da się wyżyć”. Czyli z książek się da. I tu moje pytanie o norweski rynek książki. Wiem, że prosperuje bardzo dobrze, ale jak to wygląda z twojej perspektywy?
Mam tyle szczęścia, że jestem wśród tych nielicznych norweskich autorów, którzy mogą utrzymywać się wyłącznie z tego, że są pisarzami. To nie jest norma. W Norwegii jest dziesięciu, może piętnastu autorów, którzy mogą utrzymać się tylko i wyłącznie z pisania i sprzedaży książek bez żadnych stypendiów czy też państwowego wsparcia, albo po prostu drugiej pracy. Także muszę przyznać, że mam w tym przypadku bardzo duże szczęście.
Jak wygląda środowisko norweskich pisarzy? Trzymacie się razem, czytacie się wzajemnie, czy niekoniecznie?
W Norwegii mamy Związek Pisarzy Kryminalnych i trzymamy się razem, czytamy nawzajem swoje książki i urządzamy spotkania. Urządzamy też wspólne wyjazdy, na przykład do Zakładu Medycyny Sądowej albo do posterunków policji, więc stanowi to dla nas duże wsparcie i daje nam to dużo radości. Ale bycie pisarzem to przede wszystkim bardzo samotna praca, więc większość czasu spędza się sam na sam ze sobą.
W Polsce można zauważyć dość wyraźne rozgraniczenie między tak zwaną literaturą wysoką, czyli ambitną, a popularną. Czy w Norwegii jest podobnie? Też występuje taka dziwna opozycja literacka?
W Norwegii też do pewnego stopnia obserwujemy to zjawisko, natomiast ta granica zaciera się w miarę tego, jak rośnie jakość literatury popularnej, zwłaszcza kryminałów. Kryminały recenzowane są w wielkich norweskich gazetach, wychodzą od razu w twardej oprawie, czyli są porządnie wydane. Ze swoich źródeł wiem, że zarówno premier Norwegii, jak i ministrowie sprawiedliwości i kultury czytają moje książki.
A robisz coś jeszcze poza pisaniem kryminałów? Nie tylko zawodowo, po prostu jestem ciekawa, co jeszcze lubisz porabiać w wolnym czasie.
Nie mam zbyt wiele czasu na cokolwiek innego, ale próbuję robić to, co w większości robią Norwegowie, czyli spędzać trochę czasu na świeżym powietrzu, na łonie natury.
Skoro tyle piszesz, to co dalej? Co teraz wydajesz w Norwegii, na co mogę czekać w Polsce?
W lecie wyjdzie moja nowa książka dla dzieci. Chodzi mi o serię, o której jeszcze dzisiaj nie mówiłem. To seria o Biurze detektywistycznym nr 2, która również ukazuje się w Polsce. Pracuję także na nową powieścią o Wiliamie Wistingu, ale ta nie ukaże się chyba przed początkiem przyszłego roku.
Myślałeś o tym, żeby napisać coś innego niż kryminał?
Wydałem w Norwegii książkę, którą można zakwalifikować do literatury faktu, chociaż w pewnym sensie też jest to kryminał. To coś w rodzaju biografii człowieka, który w swoim czasie określany był mianem najbardziej niebezpiecznej osoby w Norwegii, do której skazania się przyczyniłem. Skontaktował się on ze mną około trzy lata temu, bo chciał opowiedzieć swoją historię, którą spisałem i wydałem w charakterze biografii. W pewnym sensie nadal jest to kryminał i chyba tego gatunku będę się trzymał.
Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
Przełożyła: Karolina Drozdowska
Kategoria: wywiady