Kryminał zajmuje się kwestiami, które znajdują się w jądrze ludzkiej egzystencji – wywiad z Przemysławem Borkowskim, autorem „Diabelskiego kręgu”
„Diabelski krąg” to kolejna powieść kryminalna Przemysława Borkowskiego o prokurator Gabrieli Seredyńskiej. Tym razem bohaterka musi zmierzyć się z demonami przeszłości i odkopać rodzinne tajemnice. Zapytaliśmy autora o jego zamiłowanie do pisania powieści kryminalnych, nowy kierunek w serii o Seredyńskiej, a także literackie plany na przyszłość.
Jan Sławiński: Zaczynał pan literacką przygodę od tomiku wierszy, zbioru opowiadań a także powieści, w której kryminał mieszał się z wątkami fantasy/sci-fi („Gra w pochowanego”). Jednak od kilku lat konsekwentnie rozwija się pan w powieściach kryminalnych, które rozgrywają się we współczesnej Polsce. Co kryminał, jako gatunek literacki, ma w sobie atrakcyjnego?
Przemysław Borkowski: Jego najważniejszym tematem jest zbrodnia, a więc zło i śmierć, czyli najistotniejsze wydarzenie w życiu każdego człowieka. Kryminał zajmuje się więc kwestiami, które znajdują się w samym jądrze ludzkiej egzystencji, tymi samymi, które od zawsze były tematami wielkiej sztuki i wielkiej literatury, robi to tylko w bardziej przystępnej i popularnej formie. Umożliwia też zadawanie tych samych pytań i szukanie na nie odpowiedzi, a są to pytania podstawowe – o pochodzenie zła, o ludzką naturę i o kondycję człowieka jako istoty nieubłaganie i skandalicznie śmiertelnej. W sporej części najważniejszych dzieł literatury pięknej jest zresztą jakiś komponent, który moglibyśmy nazwać kryminalnym. Jest on obecny przecież i w tragediach greckich, i w dramatach Szekspira, i w powieściach Dostojewskiego. Nasza fascynacja zbrodnią trwa więc nie od dzisiaj, a to znaczy, że musi w niej być coś, co dotyka czegoś szalenie istotnego. I nie chodzi tu tylko o pornograficzną ekscytację krwią i trupami. W kryminale ludzie stawiani są w sytuacjach granicznych, a to one przecież mówią o nas najwięcej. I to właśnie chyba to tak mnie w nich interesuje.
Po trylogii o psychologu Zygmuncie Rozłuckim („Zakładnik”, „Niedobry pasterz”, „Widowisko”) zaczął pan serię o prokurator Gabrieli Seredyńskiej. Czym różni się pisanie powieści z perspektywy żeńskiej protagonistki od wcześniejszych kryminałów o Rozłuckim?
Jest i trudniejsze, i bardziej ekscytujące. Literatura, czy się ją czyta, czy pisze, polega tak naprawdę na stawaniu się dzięki niej kimś innym, niż się jest w rzeczywistości. To jest jej największa zaleta, to jest ten narkotyk, który tak nas uzależnia. To, że możemy stać się kimś, kim nie jesteśmy, i robić rzeczy, których nigdy w prawdziwym życiu nie zrobimy. Z tego punktu widzenia pisanie o kimś, kto jest przeciwnej do nas płci, jest jak podwójna dawka, jak wejście na poziom 2.0. Kobietą w końcu nigdy nie będę, a dzięki książkom z Seredyńską próbuję spojrzeć na świat kobiecymi oczyma.
W „Diabelskim kręgu” ucieka pan trochę od znanej formuły z poprzednich powieści o Seredyńskiej. Czyni pan kryminalną intrygę bardziej osobistą, przenosi akcję do małego miasteczka, a także pozbawia bohaterkę sprzymierzeńców i zmusza do działania nieco poza prawem. Z jakimi wyzwaniami wiązała się tak skonstruowana fabuła?
Przede wszystkim z porządnym researchem dotyczącym kwestii prawnych z tym związanych. Prokurator, który działa poza swoim rewirem służbowym, staje się w zasadzie zwykłym człowiekiem, traci swoje wszystkie prawnicze „supermoce”. Musiałem więc dokładnie dowiedzieć się, co Seredyńska może, a czego nie i kiedy jej działania stają się już nie do końca legalne. Bardzo to wzbogaciło tę postać, zmusiło ją do gry o najwyższą stawkę. Pani prokurator ryzykowała w końcu podczas tej sprawy nie tylko życie, ale i to, co dotychczas było dla niej najważniejsze – swoją prawniczą karierę.
W kryminałach ważna jest nie tylko inteligentnie skonstruowana zagadka, ale również wiarygodne tło akcji. Jak wyglądał research przed napisaniem „Diabelskiego kręgu” i zanurzeniem się w małomiasteczkowym świecie myśliwych i tajemnic z przeszłości?
To akurat nie stanowiło specjalnego problemu, pisałem bowiem o rzeczach dobrze mi znanych. Wychowałem się w podobnym miejscu, opisałem więc w zasadzie swoją rodzinną miejscowość. Mój ojciec był myśliwym, sam w młodości chodziłem z nim na polowania. Przez chwilę otarłem się nawet o zostanie kandydatem do koła łowieckiego. Ten świat jest mi więc bliski, wystarczyło odświeżyć parę wspomnień.
Jak wygląda okres pracy nad książką? Czy ma pan z góry wszystko zaplanowane, czy może niektóre pomysły i rozwiązania fabularne pojawiają się spontanicznie? Pracuje pan nad tekstem w ustalonych godzinach i dniach tygodnia w konkretnym miejscu?
Książkę piszę około dziesięciu miesięcy i tak, staram się zachowywać w miarę możliwości systematyczność. Gdy jestem w domu, pracuję od rana do popołudnia w trzech zazwyczaj dwugodzinnych turach z przerwami na posiłki i odpoczynek. Prawie jak w biurze. Ale potrafię też pisać w busie, jadąc na występ kabaretu, albo w hotelu. Pisałem nawet w samolocie, lecąc do Nowego Jorku. Staram się łapać wszystkie możliwe momenty, bo tego zwykłego czasu w domu jest zawsze za mało. Pewnie dlatego, że piszę dość wolno, tak mi się przynajmniej wydaje. Chciałbym mieć szybsze tempo. Dzieje się tak, bo faktycznie sporo wymyślam na bieżąco. Nie tworzę sobie przed rozpoczęciem pisania drabinki, czyli dokładnego planu powieści. Wymyślam sytuację wyjściową i kierunek, w którym miej więcej podąży fabuła, reszta wykuwa się w boju. Taka metoda jest ciekawsza, bo często sam nie wiem, w którym kierunku potoczy się fabuła, ale jednocześnie trudniejsza i bardziej stresująca. Mam jednak wrażenie, że to przekłada się potem na odczucia czytelników. Skoro bowiem sam pisarz nie wie, co się zaraz wydarzy, to czytelnik chyba tym bardziej.
Czy ma pan już pomysły na kolejne przygody prokurator Seredyńskiej, czy może „Diabelski krąg” będzie zwieńczeniem jej kryminalnych śledztw, a w kolejnej powieści otrzymamy zupełnie nowego bohatera?
„Diabelski krąg” na pewno nie jest ostatnią książką z Seredyńską, bo bardzo polubiłem tę postać i dobrze mi się ją pisze, ale akurat teraz pracuję nad czymś zupełnie innym. Będzie to pojedyncza powieść, nienależąca do żadnego cyklu. Seredyńska wróci zaś w następnej, mam już nawet na nią całkiem niezły pomysł.
Czy jako osoba od lat związana z Kabaretem Moralnego Niepokoju myślał pan o napisaniu powieści typowo humorystycznej?
Nie, nigdy o tym nie myślałem. Z jednego prostego powodu – w komediowy sposób dość dobrze się wyżywam w kabarecie, nie potrzebuję więc tego robić w pisaniu. W literaturze mam ochotę zgłębiać raczej znacznie poważniejsze tematy. Eksplorować i eksploatować tę bardziej mroczną stronę swojej natury, którą jak każdy chyba człowiek posiadam. To w jakiś sposób doskonale się uzupełnia – w jednej pracy jestem wesoły, a w drugiej pogrążam się w otchłaniach zbrodni i staram dociec, skąd bierze się zło w świecie i w człowieku. Tylko z pozoru są to tak różne aktywności, z mojej perspektywy to dwie strony tego samego medalu. Grozę świata można starać się oswoić bowiem właśnie na te dwa sposoby – albo ją wyśmiewając, albo opisując i próbując zrozumieć.
Czy ma pan swoich ulubionych autorów powieściowych lub filmowych kryminałów? A może jest jakiś serial, który śledzi pan z zapartym tchem?
Bardzo lubiłem, do pewnego momentu przynajmniej, serię Jo Nesbø z Harrym Holem. Jestem też fanem brytyjskich seriali kryminalnych. Zwłaszcza podobał mi się „Line of duty”. Tak naprawdę najchętniej oglądam jednak seriale typu true crime. Ostatnio dwa zrobiły na mnie szczególne dobre wrażenie: „Tajemnice polskich morderstw” i amerykański „Dorwać mordercę”. Mają one jedną, niezaprzeczalną zaletę – pokazują prawdziwych ludzi: prawdziwych policjantów i prawdziwych morderców. Dla pisarza kryminałów to bardzo inspirujące.
Rozmawiał: Jan Sławiński
Kategoria: wywiady