Konsekwentnie realizuję swoje pomysły i nie ulegam wpływom – rozmowa z Mieczysławem Gorzką o „Poszukiwaczu zwłok”
Niedawno Mieczysław Gorzka opublikował kryminał „Poszukiwacz zwłok”, na kartach którego śledzimy wielowątkową sprawę prowadzoną przez komisarz Laurę Wilk we współpracy z policyjnym psychologiem Maciejem Lesieckim. Jednocześnie powieść ukazuje brudny świat polskich służb mundurowych. Postanowiliśmy porozmawiać z autorem o książce.
Mariusz Wojteczek: Co ten Wrocław w sobie ma, że pisarze kryminałów tak go lubią? Bo tyle powieści kryminalnych, ile we Wrocławiu, nie dzieje się chyba w żadnym innym mieście w Polsce…
Mieczysław Gorzka: Zawsze powtarzam, że Wrocław ma specyficzny klimat, szczególnie jesienią i zimą, dlatego znakomicie nadaje się jako tło dla kryminalnych historii. Cztery dopływy Odry, liczne kanały, pięć dużych lasów w granicach miasta, a do tego ciekawa historia na pewno działają na wyobraźnię. A co najważniejsze, Wrocław ma bardzo dobrych pisarzy kryminałów, którzy tutaj osadzają akcję swoich książek i w ten specyficzny sposób promują miasto. (śmiech)
Miasto piękne, z fascynującą architekturą i cudowną starówką. Ale trup – przynajmniej w książkach – ściele się tam gęsto. Nie strach tam mieszkać?
Tak naprawdę Wrocław jest nowoczesnym, otwartym, wielokulturowym, tolerancyjnym miastem i nie ma się czego bać.
Czy w kryminale liczy się realizm? Na ile twórca może pofolgować wyobraźni?
Fani kryminałów są bardzo wymagającymi czytelnikami i nie lubią, kiedy autorów zbyt mocno ponosi wyobraźnia. Szczególnie jeśli chodzi o pracę policji, prokuratury, zabezpieczenie miejsca zbrodni, metody prowadzenia śledztwa. W tej sferze pisarze muszą w miarę realnie opisać pracę organów ścigania i nie popełniać głupich błędów. Czytelnicy od razu wyłapują takie zgrzyty. Jeśli zaś chodzi o samą fabułę książki, tutaj jest większe pole manewru i można puścić wodze wyobraźni. Pisząc książki, staram się postępować według tego schematu. Z drugiej zaś strony nie wolno zapominać, że kryminały są książkami beletrystycznymi mającymi dać czytelnikowi maksimum rozrywki, więc pewne naginanie realiów do fabuły książki jest dopuszczalne. Trzeba to jednak zrobić na tyle delikatnie, żeby czytelnik tego nie zauważył albo przeszedł nad tym do porządku dziennego, porwany przez wartką akcję kryminalnej historii.
Kiedy wymyśla pan fabuły swoich książek, to sięga jedynie do własnej wyobraźni, czy może bazuje na dostępnych policyjnych aktach, prawdziwych zdarzeniach?
Wszystkie fabuły moich dotychczasowych książek są moimi autorskimi pomysłami. Nigdy nie wykorzystałem jeszcze prawdziwych zdarzeń jako kanwy do tworzenia własnych historii. Jeśli można dostrzec podobieństwa do prawdziwych wydarzeń, są to podobieństwa niezamierzone.
W najnowszej powieści – „Poszukiwaczu zwłok” – mocno obrywa się policji. Przedstawia ją pan w dość dwuznacznym świetle. Pomijając skorumpowanie i współpracę z gangsterami, o czym niestety wiemy z doniesień mediów, dowiadujemy się o przedmiotowym traktowaniu kobiet, szowinizmie, seksizmie. Tak źle jest w polskiej policji?
Tak jak już wspomniałem wyżej, fakt, że policja w „Poszukiwaczu zwłok” przedstawiona jest w ciemnych barwach, funkcjonariusze są głównie źli i skorumpowani, a główna bohaterka przez to, że jest kobietą, spotyka się ze strony kolegów z wieloma nieprzyjemnymi reakcjami, jest tylko efektem fantazji pisarza. Nie wzorowałem się na prawdziwych zdarzeniach, taki miałem pomysł na tę książkę i mam nadzieję, że zawarty w niej obraz policji jest mocno przerysowany i nieprawdziwy. Chociaż dostałem już sygnały, między innymi od obecnych i byłych funkcjonariuszy, że w niektórych miejscach ten książkowy obraz policji jako instytucji, niestety, bliski jest rzeczywistości.
Nie bał się pan, pisząc tak o policjantach, ostracyzmu ze strony tego środowiska?
Cały czas mam nadzieję, że prawdziwi policjanci nie czytają kryminałów. (śmiech) A jeśli już czytają, to wiedzą że jest to fikcja literacka. Dlatego mam nadzieję, że wszystkie grzechy zostaną mi wybaczone.
A ma pan wśród mundurowych swoich konsultantów, którzy podpowiadają, wyjaśniają, są beta czytelnikami pana powieści?
Nie przeprowadzam takich konsultacji. Wiedzę o pracy policji, prowadzeniu śledztwa, relacjach między policją a prokuraturą, metodach zabezpieczania miejsca zbrodni, pracy techników kryminalistycznych zaczerpnąłem ze specjalistycznej literatury i informacji ogólnie dostępnych w sieci.
„Poszukiwacz zwłok” to pozornie opowieść o seryjnym mordercy, jakich na rynku ogrom. Ale pan wywraca do góry stolik z utartymi schematami… Takie szukanie nowej ścieżki to pana sposób na pisanie kryminałów?
Kryminały rządzą się pewnymi regułami i schematami. Jest zabójstwo, potem jest śledztwo przeplatane obrazkami z osobistego życia bohaterów i w finale następuje rozwiązanie zagadki i aresztowanie (lub nie) sprawcy. W „Poszukiwaczu zwłok” rzeczywiście postanowiłem złamać ten schemat. Książka zaczyna się klasycznie i kiedy czytelnik jest już pewien, że będziemy do końca gonić za seryjnym mordercą, wprowadzam drugi wątek i kieruję akcję w zupełnie inne rejony. Zabójca schodzi na drugi plan, ale ani na moment o nim nie zapominamy. On się pojawia, jest blisko, prowokuje, jednak bohaterowie borykający się z innymi problemami nie zwracają na niego uwagi. Jest prawdziwym złośliwym duchem, Poltergeistem. Dopiero na końcu książki zabójca wraca i wtedy… Dalej nie powiem, musicie przeczytać sami.
A będzie kontynuacja? Zakończenie – nie ujawniając szczegółów – aż kusi, by pociągnąć tę historię dalej. Komisarz Laura Wilk, zwana przez kolegów Wilczycą, zagości na księgarskich półkach na dłużej?
Pierwotnie nie było planu na kontynuację. Jednak w czasie pisania „Poszukiwacza zwłok” odkryłem jeszcze wiele tajemnic głównych bohaterów, którymi podzielę się z czytelnikami w kontynuacji. Prace już trwają. Mam nadzieję, że książka ukaże się w 2024 roku.
Co jest wyzwaniem przy pisaniu kryminałów?
Mam dwie podstawowe zasady, którymi kieruję się podczas pisania. Pierwsza: staram się pisać takie książki, jakie sam lubię czytać. Druga: akcję umieszczam w miejscach, które dobrze znam, wszystkie miejsca odwiedzane przez bohaterów – o ile nie są wymyślone – sam wcześniej odwiedzam, żeby jak najlepiej oddać ich realizm. Pozostać wiernym tym zasadom to jest dla mnie największe wyzwanie.
W swych książkach nie łagodzi pan niczego, ale też nie przesadza z epatowaniem makabrą, choć to ostatnio trend w literaturze kryminalnej. Dlaczego autorzy sięgają po taką konwencję? Może to się sprzedaje, a czytelnik domaga się mocnych wrażeń?
Być może tak jest i niektórzy autorzy próbują ścigać się z oczekiwaniami czytelników, żeby było bardziej krwawo, bardziej brutalnie, wręcz szokująco. Moim zdaniem, to nie jest sposób na dobry kryminał. Ja konsekwentnie realizuję swoje pomysły i nie ulegam wpływom. Pisanie to moja praca, ale też najlepsza rozrywka. Doskonale się bawię, pisząc książki. Obawiam się, że gdybym ulegał modom i trendom, zabawa by się skończyła, a to pewnie odbiłoby się na jakości książek. Dlatego konsekwentnie realizuję swoje plany, nie patrząc na innych.
Czy jest autor, z którym chętnie napisałby pan książkę w duecie?
To trudne pytanie. Pisarze to w większości indywidualiści posiadający silne osobowości. Wyobrażam sobie, że pisanie w duecie wymusza na autorach pójście na kompromis i zaakceptowanie cudzych pomysłów na akcję i bohaterów. Podejrzewam, że w związku z tym, co już powiedziałem, ja mógłbym mieć z tym problem. Ale gdyby potraktować duet jako naukę i zebranie nowych doświadczeń, to jest jeden autor, z którym współpracy bym nigdy nie odmówił. To Jo Nesbø, mój guru i mistrz, dzięki któremu zacząłem pisać kryminały.
A co z innymi gatunkami? Marek Krajewski sięgnął po horror. Katarzyna Puzyńska pisała słowiańską fantasy i też kieruje się w stronę literatury grozy. Wojciech Chmielarz ma w dorobku postapoapokaliptyczny horror. A pan pozostanie wierny kryminałowi?
Absolutnie nie! Kryminały to tylko część mojego pisania. Już w kwietniu 2023 roku ukazała się książka „Burza” w stylu horror&mystery. Nie chciałbym, żeby czytelnicy zaszufladkowali mnie tylko jako pisarza kryminałów. Co jakiś czas planuję wydawanie książki w innym stylu, żeby odpocząć od kryminałów i pokazać swoje inne oblicza, których mam wiele. Na pewno napiszę kiedyś horror, fantasy, sceince-fiction, a nawet mam już rozpoczętą komedię kryminalną.
Wzrost popularności platform streamingowych sprawił, że twórcy filmowi i serialowi coraz częściej sięgają po polski kryminał. Dostał pan już jakieś propozycje?
Nie, nikt jeszcze nie zainteresował się moimi książkami. Może w przyszłości? A jeśli nawet nigdy by do tego nie doszło, nie będę rozpaczał. Książki wystarczą. (śmiech)
Czyta pan „kolegów po fachu”? Ma pan ulubionych twórców na polskim i zagranicznym rynku książki – niekoniecznie w kryminale?
Tak, oczywiście. Staram się być na bieżąco z nowościami polskich autorów. Mamy naprawdę wielu bardzo dobrych pisarzy kryminałów i nie mamy się czego wstydzić. A moi ulubieni? Długo by wymieniać, ale kilka nazwisk jest mi szczególnie bliskich: Michał Śmielak, Przemysław Piotrowski, Izabela Janiszewska, Małgorzata Starosta, Krzysztof Bochus, Tomasz Duszyński, to tylko część z nich. Jeśli chodzi o zagranicznych autorów, to oczywiście Jo Nesbø, ale też Stieg Larsson, Stephen King i Dean Koontz.
Rozmawiał: Mariusz Wojteczek
fot. Albert Zawada/Czarna Owca
Kategoria: wywiady