Ziemianie, mamy problem – recenzja książki „Czarna chmura” Freda Hoyle’a
Fred Hoyle „Czarna chmura”, tłum. Sławomir Magala, wyd. Rebis
Ocena: 7 / 10
Uznawana za jedną z klasycznych pozycji w literaturze science fiction, niekoniecznie wielka rozmiarami książka brytyjskiego naukowca podejmuje tematy na tyle ważkie, by mimo przeszło sześciu dekad na karku pozostawać aktualną do dziś. Czy jednak w innych aspektach „Czarna chmura” również wytrzymała próbę czasu?
Sir Fred Hoyle to niewątpliwie jedna z najważniejszych postaci związanych z badaniami kosmosu. Oprócz licznych prac na temat ewolucji gwiazd, stworzenia kontrowersyjnej – bo zakładającej, że życie na naszej planecie przybyło z kosmosu – teorii panspermii, astronom i astrofizyk swoje powołanie odnalazł również w prozie science fiction. Rzecz jasna takiej, w której pierwiastek naukowy zdecydowanie znajdował się na pierwszym miejscu.
Opublikowana po raz pierwszy w 1957 roku i stanowiąca zarazem pełnowymiarowy debiut Hoyle’a w gatunku SF „Czarna chmura” należy właśnie do tego typu powieści, a jej fabuła zawiązana zostaje wokół niezwykłego zjawiska, które w trakcie obserwacji kosmosu dostrzegają brytyjscy i amerykańscy astronomowie. Odkrycie początkowo stanowi jedynie fascynującą naukową zagadkę – wszystko wskazuje bowiem na to, że do naszej planety zbliża się gigantyczny obłok materii. Już wkrótce jednak bohaterowie uświadamiają sobie, że implikacje pojawienia się tego zjawiska w bezpośrednim sąsiedztwie Ziemi mogą być śmiertelnie niebezpieczne dla naszej cywilizacji. W taki właśnie sposób rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem. By opracować plany pozwalające zredukować rozmiary nieuniknionej według wszelkich przewidywań katastrofy, należy najpierw podjąć się karkołomnego zadania dogłębnego zbadania zagrożenia. Żaden z uczonych nie może jednak przypuszczać, z czym tak naprawdę ma do czynienia.
Temat, jaki Fred Hoyle wziął na tapet w „Czarnej chmurze”, jest fascynujący już u podstaw. Autor stawia bowiem przed swoimi bohaterami niemal niemożliwy do rozwiązania problem i jednocześnie zaprasza czytelników do wspólnej próby jego rozwiązania. Początkowo możemy jedynie teoretyzować na temat pochodzenia obłoku i ewentualnych konsekwencji, jakie spotkanie z nim może wywołać – i dokładnie w tym Hoyle czuje się najlepiej, opierając rozwój intrygi na elementach ściśle powiązanych z nauką, a kolejne hipotezy uzupełniając niekiedy też o schematy równań.
„Czarna chmura” to jednak nie tylko opakowana w twarde science fiction szczypta intelektualnego wysiłku, ale w dużej mierze rzecz o ludzkiej naturze – i to celna na tyle, by potrafiła wybrzmiewać równie silnie teraz, co dekady temu. Hoyle podejmuje się tu bowiem analizy społecznych zachowań wobec nadchodzącego kataklizmu, od rządów poszczególnych państw próbujących zachować pozory jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją, po jednostki kierujące się w swych decyzjach różnymi motywacjami, a nad tym wszystkim zarysowuje się konflikt wielkiej polityki i świata nauki.
Takie nagromadzenie wątków na mniej niż trzystu stronach siłą rzeczy powoduje, że w „Czarnej chmurze” nie wszystkiemu poświęcono należytą ilość miejsca. Zdawkowo zostali potraktowani chociażby sami bohaterowie, których należy postrzegać raczej jako figury niezbędne Hoyle’owi do przesuwania na fabularnej planszy, by inicjować kolejne zdarzenia, niż ludzi z krwi i kości. Trudno tu liczyć na nawiązanie jakiejkolwiek emocjonalnej więzi z postaciami, co uwidacznia się zwłaszcza w momentach, gdy autor chce wstrząsnąć odbiorcą.
Mimo tego jednak „Czarna chmura” to wciąż kawał intrygującego science fiction, które zwłaszcza dla miłośników tematyki będzie okazją do nieco innego spojrzenia na poruszaną wielokrotnie w gatunku tematykę – i poniekąd potwierdzi, że jako cywilizacja wciąż musimy nauczyć się, by nie powielać tych samych błędów.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje