Zawodność pamięci i stwarzanie się poprzez opowiadanie – recenzja książki „Ucichło” Marii Karpińskiej
Maria Karpińska „Ucichło”, wyd. W.A.B.
Ocena: 8 / 10
Proza Marii Karpińskiej jest przemyślana i dojrzała; ma swój rytm i strukturę. Trudno mówić o przeintelektualizowaniu, choć najnowszą książkę autorki można byłoby czytać Freudem. „Ucichło” to dopiero drugi tytuł w jej dorobku, lecz zdaje się, że zdążyła już uformować własny, charakterystyczny styl.
W książce „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” Maciej Jakubowiak wbrew tytułowi nie wymyślał rozmaitych scenariuszy końca naszej rzeczywistości; analizował te już stworzone. Wymyślali je natomiast w upalne dni bohaterowie jednego z rozdziałów debiutanckich „Żywopłotów” Karpińskiej. W drugiej książce autorki – „Ucichło” – główny, bezimienny, bohater z pewnością chciałby, aby historia, którą opowiada, była jedynie smutnym, niezrealizowanym scenariuszem. Scenariuszem, który wciąż można zmienić, a role postaci rozpisać inaczej. Mimo posiadanej władzy nad słowem nie jest jednak w stanie zmienić finału swej opowieści. Jego świat się kończy i rozpada, a kiedy wszystko wokół ucicha, my towarzyszymy mu w żałobie.
Już we wstępie bohater informuje nas, że jego historia będzie wytworem terapii narracyjnej, której się poddaje, oraz że będzie smutna. Cierpi na bezsenność i zdawać by się mogło, że to przez nią nieustająco zmienia kozetki terapeutyczne – „Nie mogę spać, a raczej usiłuję tego nie robić, bo najzwyczajniej w świecie boję się zasnąć”. Bezsenność, choć uciążliwa, nie jest źródłem jego ciągłej potrzeby terapeutycznej – lecz pretekstem do budowania narracji o stracie; o odejściu, z którym nie może się pogodzić. O tym, że jego przyjaciel Janek umiera, dowiadujemy się już na pierwszych stronach „Ucichło”. Przez pierwszą i drugą część książki czytelnik staje się powiernikiem elegijnej historii, którą bohater tworzy z obrazów dzieciństwa i późniejszej dorosłości; historii, w której – jak sam przyznaje – „prawda jest zupełnie drugorzędna”. Można go nazwać demiurgiem słowa, który tka swą historię z zawodnej pamięci i nadpisanych wyobrażeń. Człowiek ten konstytuuje się w rzeczywistości dzięki prowadzonej narracji, mimo iż opowiada o sobie poprzez historię innych.
Fela, terapeutka bohatera, która tylko nielicznymi pytaniami przerywa jego monolog, zdaje się – mimo wszystko – odgrywać ogromną rolę w kształtowaniu opowiadanej historii. Przyjaciel Janka dostosowuje narrację, biorąc pod uwagę jej ożywienie i zainteresowanie. Jego danse macabre trwa dzięki jej obecności i aprobacie. Na terapii zyskuje głos i poczucie sprawczości nad opowiadaną historią, ale nie nad toczącym się dalej życiem.
„Historia należy do tego, kto ma głos” – czytamy w trzeciej części opowieści, w której na pierwszy plan wysuwa się Ola, siostra głównego bohatera i żona zmarłego Janka. Ola żyje w rzeczywistości bez męża i ojca swoich dzieci, a nie we wspomnieniach o nim. Zyskując głos, odzyskuje swą podmiotowość i prawo do opowiedzenia własnej wersji historii. Nie jest to lament, lecz świadome straty wyznanie kobiety, która adaptuje się do nowej rzeczywistości i pustki; szuka punktów stałych, na których mogłaby się wesprzeć i mimo wszystko iść dalej. Żyje, podczas gdy jej brat tylko opowiada, i to często o cudzym życiu.
To, co łączy ten ich dwugłos, to nie tylko brak Janka, ale i stonowana narracja oraz wyważone zdania. Emocje są tu trzymane na krótkiej smyczy niczym agresywne zwierzęta, których się boimy. Jest chłodno i ciemno, a bohaterowie wiedzą, „że następnego dnia ani kolejnego i jeszcze kolejnego” nic ich nie czeka.
„Ucichło” traktuje o końcu świata, który następuje po śmierci najbliższej osoby; o dojmującej pustce, której nie można w żaden sposób zapełnić. Między wierszami Karpińska opowiada o jeszcze jednym – bardzo ważnym, lecz przez wielu niedostrzegalnym – końcu świata. Jesteśmy świadkami szóstego wymierania (co dobitnie obrazuje książka pt. „Szóste wymieranie. Historia nienaturalna” Elizabeth Kolbert) różnych form życia, którego bezpośrednim powodem jest człowiek. Widmo nadciągającej katastrofy klimatycznej zaczyna przybierać coraz to bardziej wyraźne kształty i zaznaczać swoją obecność. Ten koniec wydarza się każdego dnia, często bezgłośnie.
Bezimienny bohater ostatnie tygodnie życia spędza z Jankiem, stając się tym samym współuzależnionym od jego choroby. Trwając w zaprzeczaniu, że ona istnieje, obydwoje starają się odebrać jej podmiotowość. Wierzą, że nie godząc się na chorobę, zdołają ją pokonać. Podobnie działa Lars Lennart Westin w powieści „Śmierć pszczelarza” Larsa Gustafssona, która pojawia się na kartach „Ucichło”. O tym, że Janek przegrywa ze śmiercią, wiemy od samego początku, ale czy przegrywa również z chorobą?
Paulina Janota
Kategoria: recenzje