Świat skąpany w deszczu – recenzja komiksu „Hotel na skraju lasu” Magdaleny i Michała Hińczów
Magdalena Hińcza, Michał Hińcza „Hotel na skraju lasu”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 6 / 10
Wśród wielu komiksowych premier, jakimi co miesiąc są obdarowywani czytelnicy, niełatwo znaleźć pozycje, które wyraźnie odróżniałyby się na tle reszty. Debiutancki album Magdaleny i Michała Hińczów niewątpliwie do takich należy. Ale ma to swoją cenę.
Tytułowy hotel to znajdujący się na granicy cywilizacji przybytek, do którego zdążają zmęczeni wędrowcy, licząc na odpoczynek po długiej podróży. I tak też w istocie jest – życie zarówno gości, jak i właścicieli hotelu upływa w cokolwiek jednostajnym rytmie. Spokój i rutynę mąci jednak przybycie tajemniczego jegomościa, któremu ze względu na splot wypadków odmówiony zostaje nocleg. To jednak dopiero początek tajemniczych wydarzeń. Nieustająco padający deszcz, nietypowa agresja zwierząt czy nadnaturalny rozrost okolicznej flory zwiastują, że nadchodzi coś niebezpiecznego. Gdy w okolicy zaczynają ginąć ludzie, jasnym się staje, że bohaterowie będą zmuszeni stanąć naprzeciw sił, które nieopatrznie zbudzono po całych dekadach uśpienia…
„Hotel na skraju lasu” od pierwszych stron zapowiada się na rzecz nietuzinkową. Pierwszym, co zwraca uwagę, jest nietypowa oprawa graficzna. Rozmazana kreska, sprawiająca wrażenie niestarannej, i tonacja poszczególnych kadrów utrzymana w brunatnoszarych barwach wyraźnie sugerują, że całość zmierzać będzie w rejony grozy. Podobne wrażenie sprawia wyjątkowo enigmatyczna historia, która w prozę życia codziennego z wolna wplata elementy nadprzyrodzone, długo wodząc odbiorcę za nos i niekoniecznie wskazując wyraźny kierunek, w którym się potoczy. Magdalenie i Michałowi Hińczom udaje się dzięki temu zyskać kredyt zaufania czytelnika i stworzyć nastrój oczekiwania na nadchodzące momenty kulminacyjne opowieści.
To, co początkowo wydaje się największą zaletą ich debiutanckiego komiksu, z biegiem czasu okazuje się jednak bronią obosieczną. Im dalej w historię bowiem się zagłębiamy, tym wyraźniej daje się zauważyć problemy z dynamicznym rozwijaniem poszczególnych wątków. Wydarzenia niespiesznie toczą się do przodu, fundując odbiorcy sceny rodzajowe z codzienności bohaterów naznaczonej odrobiną niesamowitości, a gdy w kilku momentach akcja przyspiesza, obietnica znacznie większej historii zdaje się jedynie majaczyć w tle, nigdy należycie nie wybrzmiewając. Taki stan rzeczy można poniekąd tłumaczyć tym, że mamy do czynienia z jedynie pierwszą połową całości, trudno więc tu mówić o pozycji, która jako samodzielne dzieło potrafiłaby pozostawić po sobie uczucie sytości.
Równie dyskusyjny okazuje się kierunek artystyczny, w którym podąża album. Wprawdzie poszczególnym kadrom udaje się wytworzyć przygnębiającą, oblepioną brudem i zgnilizną atmosferę, a siąpiący nieustannie deszcz nieomal skapuje czytelnikowi za kołnierz, tak już spory zarzut można uczynić z tego, jak naszkicowano samych bohaterów. Poza nielicznymi wyjątkami niezwykle trudno odróżnić od siebie postacie, co niekiedy generuje niepotrzebne zamieszanie.
Nie znaczy to, że „Hotel na skraju lasu” zasługuje jedynie na słowa krytyki. Podobać mogą się zwłaszcza pozbawione wydumanych frazesów dialogi, którym udaje się podkreślić charaktery postaci, czy ekologiczny przekaz, sprawnie wkomponowany w kręgosłup historii. Jeżeli w drugiej części Magdalena i Michał Hińczowie poprawią pewne bolączki debiutu, wyraźniej rozkręcając akcję i zawiązując rozplątane wątki, ich komiks niewątpliwie ma szansę stać się prawdziwą gratką dla odbiorców szukających tytułów zgoła nieoczywistych. Mając jednak do dyspozycji jedynie połowę historii, na potwierdzenie takiego stanu rzeczy można jedynie czekać.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje