Być kobietą i przeżyć 100 lat w Ameryce Łacińskiej. Premiera powieści „Violeta” Isabel Allende

23 sierpnia 2023

W 2018 roku Isabel Allende stanęła w obliczu jednego z największych dramatów w swoim życiu: śmierci matki, z którą łączyła ją bardzo bliska relacja. Postanowiła więc napisać powieść inspirowaną rodzicielką. Tak powstała „Violeta”. Książka ukazała się właśnie w Polsce nakładem Wydawnictwa Marginesy.

Powieść ma formę listu, który 100-letnia Violeta pisze do swojego wnuka Camilo, ponieważ chce pozostawić mu świadectwo przeżytego życia. Nie czyni tego jednak ze względu na swoje zalety czy też zasługi, lecz – jak twierdzi – z powodu grzechów, które popełniła. Camilo jest księdzem, więc wspomnienia Violety przybierają niejako formę spowiedzi.

Violeta przychodzi na świat w 1920 roku, podczas pandemii grypy hiszpanki, a umiera w 2020 roku, podczas pandemii koronawirusa. „Cóż za dziwna symetria: urodziłam się podczas jednej pandemii, a umrę w czasie innej” – zauważa tuż przed śmiercią. Wspomnienia Violety obejmują więc niemal całe stulecie, podczas którego przeżyła wiele burzliwych wydarzeń, zarówno w życiu osobistym, jak i w kraju.

Bohaterka urodziła się w konserwatywnej i zamożnej chilijskiej rodzinie, której sytuacja radykalnie się zmieniła podczas Wielkiego Kryzysu. Rodzina, wyrzucona z dużej rezydencji w stolicy, przeniosła się na prowincję, do „krainy rozległych zimnych lasów, ośnieżonych wulkanów, szmaragdowych jezior i zasobnych w wody rzek”, gdzie próbowała związać koniec z końcem, żyjąc w prymitywnych warunkach pośród rdzennej ludności. Tam Violeta osiągnęła pełnoletniość i wyszła za mąż. Jednak niepisana jej była rola oddanej bezwarunkowo żony, która skupiłaby się na realizacji pomysłów męża i wspieraniu go kosztem siebie.

Violeta miała własne ambicje i za wszelką cenę chciała zdobyć niezależność – finansową i osobistą. Nie było to łatwe w kraju, w którym rozwody zalegalizowano dopiero w 2004 roku, a kobieta zamężna nie mogła otworzyć konta w banku bez zgody i podpisu męża. Bohaterka nie uważała się jednak za bezsilną. Dzięki żyłce do interesów rozwinęła firmę brata zajmującą się budowaniem osiedli prefabrykowanych domów. Nie poddała się presji społecznej i opuściła męża, by zamieszkać u boku nowego partnera, a potem dalej wykuwać swój własny los.

Życie nie szczędziło Violecie trosk. W wyniku wojskowego zamachu stanu z 1973 roku, w którym zginął prezydent Salvador Allende (prywatnie wujek pisarki), sytuacja bohaterki uległa diametralnej zmianie. Jej syn, student-aktywista, musiał ratować się ucieczką z kraju, niektórzy z bliskich i przyjaciół byli zabijani, torturowani i więzieni. Później przeżyła dramat, kiedy jej córka umarła z powodu uzależnienia. Nie uniknęła porażek, kilka osób skrzywdziła, ale – jak sama twierdziła – za wszystkie błędy zapłaciła, dzięki czemu mogła żegnać się ze światem ze spokojem na duszy.

Choć w „Violecie” realizmu magicznego jest jak na lekarstwo, to jednak pod pewnym względem powieść przypomina głośny debiut Isabel Allende, „Dom duchów”. Jak głosi legenda, kiedy autorka otrzymała telefon z wiadomością, że jej 100-letni dziadek umiera, i uświadomiła sobie, że nie może polecieć, aby się z nim zobaczyć, zaczęła pisać do niego list. Chciała mu przekazać, że pamięta wszystko, co jej kiedyś opowiadał, a był ponoć doskonałym gawędziarzem. Dziadek nie zdążył otrzymać listu, ponieważ zmarł, a to długie wyznanie pisane do niego wieczorami przekształciło się ostatecznie w bestsellerową powieść.

Z „Violetą” było podobnie. We wrześniu 2018 roku w wieku 98 lat zmarła matka Isabel Allende, Panchita. Kobiety łączyła bardzo bliska relacja. Ponoć od 1986 roku codziennie wymieniały się listami. Syn pisarki wynajął firmę do digitalizacji tej korespondencji. Podczas skanowania obliczono, że Isabel i Panchita napisały 24 tysiące listów. Niektórzy znajomi zasugerowali Allende, by rozważyła stworzenie książki o matce. Pisarka jednak tak mocno emocjonalnie przeżyła jej śmierć, że nie potrafiła z dystansem podejść do tego tematu. Dopiero po miesiącach poczuła się na tyle pewna, by zacząć pracę nad powieścią.

„Violeta, podobnie jak moja mama, była piękną kobietą, nieświadomą swojej urody. Była inteligentna, wizjonerska, utalentowana i miała dryg do zarabiania pieniędzy” – mówi Allende. „Nie bała się podjąć ryzyka, niezależnie od tego, czy chodziło o życie miłosne, czy życie, które chciała prowadzić… ale różnica jest taka, że ​​moja mama zawsze była od kogoś zależna finansowo” – przyznaje.

„Violeta” nie jest biografią matki Allende, a raczej biografią wyobrażoną – historią, która mogłaby się wydarzyć, gdyby Panchita osiągnęła podobną niezależność finansową jak bohaterka książki. Wiele doświadczeń zaczerpniętych zostało jednak z życia matki. Panchita urodziła się w 1920 roku, kiedy pandemia grypy hiszpanki dotarła do Ameryki Łacińskiej, a zmarła 1,5 roku przed rozpoczęciem się pandemii koronawirusa. Pochodziła też z tej samej klasy społecznej co Violeta. Isabel Allende odwołała się jednak również do własnych przeżyć oraz doświadczeń bliskich i znajomych. Sama musiała wyjechać na wygnanie do Wenezueli, po tym jak znalazła się na liście wrogów reżimu Pinocheta i zaczęła otrzymywać groźby śmierci. Przeżyła również stratę córki.

„Każda powieść jest koniec końców autobiograficzna. Piszę o miłości i przemocy, o śmierci i odkupieniu, o silnych kobietach i nieobecnych ojcach, o przetrwaniu. Większość moich postaci to outsiderzy, ludzie, którzy nie są chronieni przez społeczeństwo, którzy są niekonwencjonalni, zuchwali i buntowniczy” – powiedziała przy jednej z okazji Allende. I taka też jest „Violeta”.

Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy w przekładzie Grzegorza Ostrowskiego.

[am]
fot. Isabel Allende: © Lori Barra


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi