Premiera nowej powieści Bartosza Szczygielskiego. Przeczytaj fragment thrillera „Nieodwracalnie”

24 sierpnia 2023

23 sierpnia na półki księgarń trafił nowy thriller Bartosza Szczygielskiego. „Nieodwracalnie” opowiada o kruchości relacji i o tym, jak łatwo zapominamy o ludziach, którzy kiedyś byli dla nas ważni. „Nowa powieść była i chyba już zawsze będzie dla mnie tą najtrudniejszą z wielu powodów. Myślę, że zrozumiecie, kiedy ją przeczytacie i dotrwacie do napisów końcowych” – pisze autor. Książka jest już w sprzedaży, a u nas przeczytacie sam jej początek.

Sławek wyczuwał zapach pieczonego mięsa z kilkuset metrów.

Wiedział, że to prawdziwy dar. Zazwyczaj nie musiał korzystać ze swoich zdolności, ponieważ wszystko, czego potrzebował, znajdowało się nie dalej jak kilka kroków od niego. W lodówce leżały smakołyki, które jadał rzadko, ale tym bardziej doceniał ich smak. Matka groziła mu palcem, kiedy za bardzo się ekscytował, podczas gdy otwierała skarbiec z jedzeniem. Do spiżarni schowanej pod schodami, gdzie zawsze było ciemno i zimno, nie miał wstępu. Tam ukryto prawdziwe rarytasy. Suszona wołowina, kiełbasy i kabanosy. Szczelnie zapakowane i czekające na to, aż Sławek położy na nich swoje łapy. Na samą myśl o nich ciekła mu ślina. Trudno mu było nad tym zapanować, a tak naprawdę nawet nie starał się tego robić. Często myślał o jedzeniu. Teraz także, ale miał przed sobą coś o wiele bardziej zajmującego.

Wiewiórkę.

Stwór gapił się na niego z pogardą i zamiast trząść się ze strachu, grzebał paluchami w futrze na brzuchu. Sławek wrzeszczał na niego, wzywając go do walki, ale wróg nie reagował na zaczepki. Siedział bezpiecznie daleko poza jego zasięgiem. Obydwoje o tym wiedzieli, a cieszyło to tylko jedną stronę konfliktu.

Usiadł i zaczął gapić się na wiewiórkę, która nic sobie nie robiła z jego gróźb. Takiego dyshonoru nie mógł puścić płazem. Spiął mięśnie i przygotował się do skoku, ale poczuł nagłe szarpnięcie, które pokrzyżowało jego plany.

– Zostaw. – Jacek chwycił za obrożę i odciągnął psa spod drzewa. – Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie zaczepiał wiewiórek. Jesteś od nich ze sto razy większy.

Owczarek przez chwilę stawiał opór i nie spuszczał wzroku z rudego zwierzaka, ale po chwili znalazł w lesie coś innego, co go zainteresowało. Pomerdał ogonem i ruszył przed siebie, wyswobodziwszy się z uchwytu.

– Nie odbiegaj za daleko! – krzyknął za nim Jacek. – Chcę cię widzieć.

– Masz posłuch, nie ma co.

Agata położyła mu rękę na ramieniu i poklepała go tak, jak czasem pieściła Sławka leżącego razem z nimi na kanapie. Dobrze wiedział, że wilczur słucha tylko jej, i nie miało tutaj znaczenia, że to on go karmił, wyprowadzał czy czesał. Dla Sławka liczyła się tylko Agata, która przywiozła go ze schroniska zziębniętego i bez kawałka ucha. Jacka lubił, ale to ją kochał. Do tej pory nie wiedzieli, co się właściwie wydarzyło i dlaczego ewidentnie rasowy owczarek niemiecki wylądował w miejscu, skąd dla większości nie ma ucieczki. Dla nich to nie miało wtedy znaczenia. Od razu czuli, że ten wystraszony, wychudzony maluch będzie ich i że zrobią wszystko, by w ich domu czuł się jak u siebie. Sławkowi nadal zdarzało się czegoś wystraszyć z niewiadomego dla nich powodu, ale mieszkali razem już ponad rok i z każdym dniem było coraz lepiej.

– Powinniśmy trzymać go na smyczy – odezwał się Jacek, nie odrywając wzroku od psa, który zboczył ze ścieżki i wbiegł między drzewa, by po paru sekundach wrócić z kawałkiem badyla w pysku. – Zaraz zeżre jakiegoś grzyba czy coś i trzeba będzie z nim jechać do weta. Ej, zostaw to!

– Spokojnie. To samo twierdziłeś ostatnio, a nic się nie stało.

– Mieliśmy szczęście. Mówiłem ci przecież, co przeczytałem. Ktoś zostawia kawałki mięsa z gwoździami w środku, żeby psy się pokaleczyły.

– Mówiłeś – przyznała z uśmiechem na ustach.

– Nie rusza cię to?

Przesunęła się tak, by stanąć przed Jackiem i na chwilę zasłonić mu widok Sławka grzebiącego w mokrej ziemi. Wiedziała, że gdy wrócą, trzeba będzie go solidnie wyczyścić, zanim w ogóle przestąpią próg domu, ale teraz chciała, żeby chwilę się pobawił. Zapomniał już o patyku i, całe szczęście, o wiewiórce, która dalej siedziała na drzewie, bacznie ich obserwując.

Tylko w weekendy obydwoje mieli czas na to, by wychodzić z psem na dłuższe spacery, i Agata chciała wykorzystać go do maksimum. Nawet kosztem ryzyka, o którym wspomniał jej mąż, a które ona uważała za mocno przesadzone.

– Ruszałoby, gdybyśmy mieszkali w Warszawie.

– To nie oznacza…

– Hej. – Złapała jego dłonie i mocno ścisnęła. – Nic mu nie będzie. Zastanów się. Mieszkamy na końcu świata, a nie wśród jakichś chorych ludzi. Nikomu nie przeszkadza kupa na trawniku, który i tak nie należy do nich. Daj mu trochę poszaleć.

– Dobra. – Westchnął. – Ale jak coś się stanie, to sama jedziesz z nim do weta.

– Już widzę, jak byś mi na to pozwolił.

Jacek prędzej dałby sobie uciąć palec i jego żona dobrze o tym wiedziała. Zdawał sobie sprawę, że czasem za bardzo się stresuje. To był jeden z powodów, dla których w ogóle zdecydowali się przygarnąć psa. Miał mu pomóc w odnalezieniu równowagi. Nie myśleli jeszcze o dzieciach i prawdopodobnie nigdy nie będą. Ani on, ani tym bardziej Agata nie mieli ochoty na zmienianie pieluch i wieczne niewyspanie. Wśród znajomych byli jedynymi, którzy nadal nie dorobili się potomstwa, więc na wszelkie spotkania zapraszani byli coraz rzadziej. Nie przeszkadzało im to. Chodzenie na domówki, gdzie główną atrakcją była Świnka Peppa, trudno nazwać dobrze spędzonym czasem. Zresztą boczek mieli w lodówce.

– Chodź, powoli zaczyna się robić ciemno. – Agata przesunęła się i ruszyła wzdłuż leśnej ścieżki. – Zaraz dojdziemy do tych nowych szeregowców, a tam już Sławka trzeba będzie wziąć na smycz. Nie wiadomo, kto się tam może kręcić.

Pokiwał głową, że się zgadza. Jacek może i był nadopiekuńczy w stosunku do psa, ale nie zamierzał zmieniać swojego podejścia. Był odpowiedzialny za Sławka, dla którego razem z żoną byli całym światem, choć nie wiedział, czy on to faktycznie rozumie. Czasem patrzył na nich tak, jakby doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a czasem po prostu gryzł starego kapcia i ślinił się na podłogę w błogiej nieświadomości. Jacek zazdrościł mu tego, że nie musi martwić się ros­nącą ratą kredytu, rachunkami i wiecznie zapowietrzonym kaloryferem w sypialni, bo żarcie i tak znajdzie w misce.

Zima zawsze wprowadzała go w stan melancholii. Tym bardziej teraz, kiedy jego praca wisiała na włosku, o czym jeszcze nie powiedział Agacie. Wolał jej nie martwić, póki faktycznie nie było ku temu powodu.

Całe szczęście, że ta pora roku już prawie się kończyła. Kalendarzowa wiosna czaiła się za rogiem, a Jacek już nie mógł się doczekać tego, by zrobiło się trochę cieplej. Ścisnął mocniej dłoń Agaty i uśmiechnął się do niej tak, jakby właśnie wychodzili z urzędu stanu cywilnego. Dalej nie wierzył w swoje szczęście. Powoli docierało do niego, że życie całkiem mu się udało.

– Czujesz to? – Agata zatrzymała się i zakryła nos dłonią. – Chryste, ludzie palą w domach chyba jakimiś pieluchami czy coś.

Chciał coś odpowiedzieć, bo sam poczuł smród, który z każdą sekundą przybierał na intensywności, ale nie mógł z siebie nic wydusić. Wystarczyło parę sekund, by Sławek zniknął mu z pola widzenia. Jacek puścił dłoń żony i zaczął się rozglądać po okolicy. Drzewa się przerzedziły, a od granicy lasu dzieliło ich może sto metrów. Widział już nawet zarys pierwszych budynków, ale nigdzie nie dostrzegał owczarka.

– Sławek! – wrzasnął. – Sławek! Wracaj!

– Cholera, gdzie go wcięło?

Z każdą chwilą, kiedy Jacek nie mógł zlokalizować Sławka, stawał się coraz bardziej podenerwowany. Wiedział, że nie powinien go puszczać samopas. Na dodatek smród stawał się coraz intensywniejszy, wręcz duszący.

Mężczyzna zboczył ze ścieżki i wszedł pomiędzy drzewa. Agata podążyła za nim i co chwilę nawoływała psa. On już przestał próbować. Wystarczyło przejść kilka metrów. Wiedział, gdzie znajdzie Sławka.

Dostrzegł go na skraju niewielkiej polany, gdzie pies po prostu siedział i w coś się wpatrywał. Jacek podszedł bliżej, wyciągnął z kieszeni kurtki smycz i od razu zaczepił ją o obrożę.

– Mógłbyś przychodzić, jak cię wołam? – powiedział, kucając przy Sławku i drapiąc go za uchem. – Martwiliśmy się o ciebie.

– Dobra, przyznaję, że mi też napędziłeś teraz stracha – dodała Agata, stając obok nich. – Co tam znalazłeś, co? Jacek, co to jest, do cholery?

Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na polanę.

– Poczekaj tutaj. – Oddał smycz żonie. – Zaraz wrócę.

Nie czekał na odpowiedź. Widział, że Agata przyciąg­nęła do siebie Sławka, tak by ten przypadkiem nie uciekł, i to mu wystarczyło. Owczarek nie zamierzał wchodzić na polanę, a tylko obserwował teren. Wyglądał na zaniepokojonego, co udzieliło się także Jackowi. Od najbliższych zabudowań, jeszcze niewykończonych szeregowców, dzieliło ich może dwieście, trzysta metrów. Mężczyzna spodziewał się dzikiego wysypiska śmieci, ale przedziwna konstrukcja, którą miał przed sobą, nie przypominała niczego, co widział w swoim życiu. Na samym środku polany wbito w ziemię gruby i długi drewniany słup, a wokół niego ułożono stos gałęzi. Sięgały wysokości półtora metra i tworzyły wokół pala okrąg o średnicy przynajmniej dwa razy większej. Część gałęzi dalej się tliła, ale większość wyglądała na takie, do których ogień w ogóle nie dotarł.

Ze środka wydobywał się dym.

Cuchnący, dławiący dym niósł ze sobą okropny smród przypalonego mięsa i czegoś, czego Jacek nie potrafił zdefiniować. Owczarek musiał wyczuć zapach dużo wcześniej od nich i dlatego ich tutaj przyprowadził.

W tej chwili po raz pierwszy Jacek zaczął żałować, że Sławek z nimi zamieszkał. Inaczej sam nie spacerowałby teraz po lesie i nie spoglądał na coś, co kojarzyło mu się tylko z jednym.

Stosem dla czarownic.

Im bliżej niego się znajdował, tym ostrożniej stawiał kroki. Przeczuwał, że nie znajdzie pomiędzy tlącymi się gałęziami niczego dobrego. Stojąc kilka metrów od stosu, musiał zasłonić nos, by nie zwrócić obiadu. Zmrużył oczy, które same z siebie zaczęły łzawić.

Jacek obejrzał się w stronę Agaty. Dalej stała na skraju polany i nerwowo głaskała owczarka.

– Dzwoń na policję! – krzyknął. – Trzeba to zgłosić.

– Już jadą – odpowiedziała i machnęła ręką. – Zaraz będą.

Jacek spojrzał we wskazanym przez żonę kierunku i faktycznie dostrzegł niebieskie światła między drzewami. Powoli docierał do niego też dźwięk syren, ale był już tak blisko znaleziska, że ciekawość zwyciężyła. Wiedział, że będzie tego żałować.

Spojrzał na stos, a następnie schylił się, by wyciągnąć jedną z gałęzi. Złapał za najgrubszą, jaką udało mu się znaleźć, i stanął na skraju kręgu. Ostrożnie zaczął odgarniać patyki z samego wierzchu. Zdawało mu się, że widział coś pod nimi. Kształt, którego nie powinno tam być.

Musiał wstrzymać oddech, odrzucając na bok nadpalone gałęzie i odsłaniając poczerniałe ciało.

Kobieta nie miała już włosów. Nie dostrzegał też śladów skóry, a jedynie czarną skorupę pokrywającą czaszkę, szyję i ramiona. Ten widok będzie mu się śnił do końca życia. Nigdy też nie zapomni tego zapachu. Smrodu spalonych włosów wymieszanego z przypalonym tłuszczem. Chciał odwrócić się i odejść, zanim pojawi się policja, kiedy stos gałęzi zaczął się osuwać, a spod niego – wydobywać ciche westchnięcia. Zastygł w bezruchu i wpatrywał się w jedyny jasny punkt, jaki dostrzegał na ciele kobiety.

Jej otwarte oczy.
(…)

Bartosz Szczygielski „Nieodwracalnie”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 328

Opis: Możesz zapomnieć o przeszłości, ale ona nie zapomni o tobie. Adam Zwidowski lubi swoje życie. Wyemigrował, założył rodzinę i niemal uzbierał na wymarzony dom. Dobrze mu tam, gdzie jest, ale niespodziewana wiadomość o samobójstwie dawnego przyjaciela zmienia wszystko. Zwłaszcza że Grzegorz wysłał ją osobiście, tuż przed swoją śmiercią. Odtąd życie Adama zmienia się diametralnie, a decyzja o wyjeździe w rodzinne strony może być najgorszą w jego życiu. Dla mieszkańców miasta, w którym się wychował, jest zupełnie obcy, a takiego najłatwiej obwinić o przerażające zbrodnie, które wstrząsnęły lokalną społecznością. Kiedyś „chłopak stąd”, dziś staje się idealnym podejrzanym… W trzymającym w napięciu thrillerze „Nieodwracalnie” Bartosz Szczygielski opowiada o kruchości relacji i o tym, jak łatwo zapominamy o ludziach, którzy kiedyś byli dla nas ważni.


Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek