Stylowo o morderstwie i emancypacji – recenzja filmu „Moja zbrodnia” François Ozona

18 sierpnia 2023

„Moja zbrodnia”, reż. i scen. François Ozon, dystr. Aurora Films
Ocena: 7 / 10

Hiperaktywny i wiecznie dryblujący pomiędzy gatunkami François Ozon tym razem przenosi widza do lat trzydziestych, składając hołd ówczesnej komedii. I nie byłby sobą, gdyby pomiędzy groteską i urokliwą stylizacją retro nie zdołał zmieścić komentarza do spraw najzupełniej aktualnych.

Dwudziesty drugi (!) film pełnometrażowy nakręcony przez Ozona na przestrzeni ćwierćwiecza jest adaptacją komedii Georgesa Berra i Louisa Verneuila z 1934 roku. I właśnie w czwartej dekadzie XX wieku przyszło żyć dwóm młodym paryżankom – początkującej aktorce Madeleine (Nadia Tereszkiewicz) i równie nieopierzonej prawniczce Pauline (Rebecca Marder). Dziewczyny biedują, notorycznie zalegają z czynszem i mogą jedynie ciężko westchnąć nad (a raczej pod) nisko zawieszonym szklanym sufitem.

Kiedy zamordowany zostaje wpływowy producent teatralny, podejrzenie pada na Madeleine. Wszak tego samego dnia przyszły denat złożył jej nieprzyzwoitą propozycję. Buntując się przeciw nieformalnej zmowie wobec kobiet, współlokatorki postanawiają podjąć grę z wymiarem sprawiedliwości, reprezentowanym przez równie napuszonego, co safandułowatego sędziego Rabusseta (Fabrice Luchini). Madeleine oświadcza, że to ona zabiła, a Pauline zostaje jej obrończynią. Proces fałszywej zbrodniarki sprawia, że na obie kobiety nieoczekiwanie spływa gwiazdorski splendor. Do czasu jednak, gdy sytuacji nie skomplikuje entrée Odette (Isabelle Huppert), blednącej gwiazdy kina niemego.

„Moja zbrodnia” to bardzo stylowa, urokliwa komedia, która nie stroni od teatralnego wyrazu i nawiązań do klasyków gatunku ze złotego wieku Hollywood. Ozon salutuje mistrzom pokroju Ernsta Lubitscha czy Billy’ego Wildera (ten drugi zostaje zresztą przywołany całkiem dosłownie, bo w paryskich kinach wyświetlane jest akurat „Złe nasienie”), dbając też o każdy cal restauracji epoki – wnętrza, samochody, stroje i całą resztę.

Programowy lekki ton filmu nie przesłania jednak całkiem poważnych wątków – walki o emancypację, satyry na brukowe media (równie krzykliwe i agresywne, co dzisiejsze faktoexpressy) czy lepkich rączek showbiznesowych bonzów. Pamiętajmy, akcja rozgrywa się na osiemdziesiąt lat przed #metoo, więc niecne praktyki długo jeszcze nie doczekają się potępienia.

Większość oczu kinomanów skierowana jest niewątpliwie na pnącą się ku wielkiej sławie Tereszkiewicz, ale w tym tandemie stającym naprzeciw całemu światu większym zadziorem i charyzmą wykazuje się jednak bohaterka odtwarzana przez Marder. Do tego vis comica Huppert i Luchiniego oraz wszechstronność również przewijającego się przed kamerą niezawodnego André Dussolliera i wiadomo, że także aktorstwo jest dziełem prawdziwych stylistów.

Sebastian Rerak

Tematy: , , , , , , , , ,

Kategoria: film, recenzje