Palący ogień zemsty – recenzja książki „Kornik” Layli Martínez

23 lutego 2024

Layla Martínez „Kornik”, tłum. Maja Gańczarczyk, wyd. Bo.wiem
Ocena: 8 / 10

Debiutowanie w literaturze grozy, którą w świadomości masowego odbiorcy ukształtowały przez dekady książki takich mistrzów jak Stephen King czy Dean Koontz, nie jest rzeczą łatwą. Hiszpanka Layla Martínez wyszła z tego wyzwania obronną ręką, posługując się gatunkowymi ramami, by przemycić treści wyłamujące się poza ograne schematy.

Historia, którą w „Korniku” przedstawia nam Layla Martínez, opowiadana jest z perspektywy mieszkających we wspólnym domu wnuczki i babci. Ta młodsza właśnie wróciła z aresztu w związku z dramatycznymi wydarzeniami na wsi, jest bowiem podejrzewana o odegranie roli w zaginięciu dziecka lokalnych możnowładców. Jej powrót staje się katalizatorem konfrontacji obu kobiet z przeszłością własną, jak i ich rodziny – przeszłością, z powodu której w zakamarkach wiekowego domu czają się upiory, a zmarli nie mogą zaznać spokoju. Przeszłością, która domaga się zadośćuczynienia win.

Biorąc do rąk zaledwie studwudziestostronicowy tomik, trudno nie spodziewać się, że „Kornikowi” prawdopodobnie bliżej do jednowątkowej noweli niż pełnoprawnej powieści. Szybko jednak okazuje się, że tak niewielka objętość wystarczyła młodej hiszpańskiej autorce, by poruszyć cały szereg niezwykle istotnych społecznie tematów, a przy tym opakować je w nieoczywistą formę. Intrygujący okazuje się już sam sposób wprowadzania nas w fabułę – tę bowiem poznajemy naprzemiennie, z perspektywy to jednej, to drugiej kobiety. Podczas gdy refleksje wnuczki nawiązują do wydarzeń obecnych, jej babka z każdym rozdziałem coraz to wyraźniej zarysowuje ich tło związane z przeszłością. Choć początkowo historia zdaje się nieco uginać pod ciężarem metafor i niedopowiedzeń, wkrótce wyłania się przed nami właściwy obraz – a ten nierozerwalnie wiąże się z toksycznym patriarchatem, klasowymi nierównościami i powojenną traumą.

Bohaterki powieści Martínez wbrew swej woli znalazły się w zaklętym kręgu, w którym materialne dobra definiują jednostkę w oczach innych. Nie sposób się z niego wyrwać, przynajmniej do czasu, gdy czara goryczy się przelewa – a wtedy nawet ci najmniejsi postanawiają wreszcie powiedzieć dość. Hiszpanka przedstawia to w konwencji horroru, z tajemnicą rozmyślnie oczekującą na rozwiązanie do samego finału, przytłaczającą atmosferą i całkiem dosłownymi demonami przeszłości, które tylko czekają, by nakarmić swą rozpacz żywymi.

„Kornik” aż buzuje od emocji. Wściekłość, żal, poczucie niesprawiedliwości, rozgoryczenie niemożnością znalezienia własnej drogi w przeżartej uprzedzeniami rzeczywistości – wszystko to kotłuje się tuż pod powierzchnią, czekając na kulminację i zarazem wybuch. Ten jednak nie przynosi czytelnikowi ani postaciom z książki oczekiwanego katharsis, bo nigdy nie miał tego zapewnić – zamiast tego rezonuje jeszcze mocno niczym bezgłośny krzyk rozpaczy. Zemsta się dokonała, krzywdy zostały odpłacone oprawcom, ale gdy jedyną drogą do uzyskania sprawiedliwości staje się zło, nie może być mowy o poczuciu spełnienia. Jedyne, co pozostaje, to zamurowanie bolesnego rozdziału przeszłości i próba powrotu do codzienności.

Dla Layli Martínez „Kornik” jest nie tylko powieściowym debiutem, ale przede wszystkim szansą na to, by opowiedzieć historię swojej rodziny – taką, która mimo upływu lat potrafi jątrzyć niezabliźnione rany i która wymaga zadośćuczynienia. Jeżeli jego formą miała być literacka spowiedź, Hiszpance udało się rodowe grzechy przeszłości odpracować z nawiązką.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje