Naprzeciw siłom ciemności – recenzja książki „Trupia otucha” Dana Simmonsa

11 września 2023

Dan Simmons „Trupia otucha”, tłum. Wojciech Szypuła, wyd. Vesper 2023
Ocena: 9 / 10

Dan Simmons z motywami wampiryzmu romansować w swych powieściach lubi i umie, co wydatnie udowodnił w „Dzieciach nocy”. Monumentalna w swych rozmiarach „Trupia otucha” to wprawdzie spojrzenie na tę tematykę nieco inne, ale wcale nie mniej udane.

Fabuła „Trupiej otuchy” rozpoczyna swój bieg w 1942 roku, kiedy to próbujący przetrwać koszmar obozu zagłady Saul Laski staje oko w oko z namacalnymi dowodami na istnienie sił tak wynaturzonych, że przekraczają granice ludzkiego pojmowania świata. Zetknięcie się z niewytłumaczalnym w nieunikniony sposób stawia go na kursie kolizyjnym z tajemniczymi istotami, potrafiącymi kontrolować umysły zwykłych ludzi. Na okazję do zemsty za doznane krzywdy mężczyzna będzie musiał poczekać jednak kolejne cztery dekady – to właśnie wtedy bowiem pozornie nietykalna, rządząca światem zza kulis elita nieopatrznie odkryje karty. By jednak mieć jakiekolwiek szanse w starciu z wielokrotnie potężniejszymi przeciwnikami, Saul wraz z grupą nietuzinkowych pomocników będzie musiał zaryzykować wszystko… i liczyć na łut szczęścia.

Dan Simmons to jeden z tych autorów, którzy nie zwykli oszczędnie gospodarować słowem pisanym, ale nawet na tle jego bardziej rozbudowanych dokonań „Trupia otucha” prezentuje się wręcz onieśmielająco. Ponad tysiąc stron lektury u mniej zaprawionych w literackich bojach odbiorców może wywoływać uzasadnione obawy – szybko okazuje się jednak, że Amerykanin na historię ma precyzyjny plan i potrafi realizować go w równie efektywny sposób tak na początku, jak i w finałowych partiach powieści.

Siłą rzeczy jednak tysiąc stron „Trupiej otuchy” nie bierze się znikąd – odmalowując starcie zdanej jedynie na własny spryt grupki straceńców z mającą do dyspozycji niemal wszystkie zasoby świata potęgą, Simmons w pierwszej kolejności stawia na wielowątkowość. Rozwija historie dotyczące nawet drugoplanowych postaci, fabuła krąży więc między jedną a drugą stroną barykady, stopniowo szkicując motywacje złoczyńców i protagonistów. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza ci pierwsi – charaktery takie, jak hollywoodzki producent Tony Harod wykorzystujący parapsychiczne umiejętności do realizacji swych seksualnych fantazji czy wyzuta z resztek moralności Melanie, która zamienia kolejnych ludzi we własne marionetki, zapadają w pamięć na długo. Jeśli zestawić je z kluczowym dla wydźwięku powieści wątkiem anonimowości ofiar bezrefleksyjnej przemocy, trudno o inne uczucia niż wzbierająca w trakcie lektury złość i nadzieja na to, że w ten czy inny sposób śmiertelnie niebezpiecznym istotom przyjdzie odpokutować za swoje winy.

Podobnie jak na polu rozwoju bohaterów „Trupia otucha” niebywale pozytywne wrażenie sprawia również różnorodnością poszczególnych wydarzeń i miejsc akcji. Pod względem rozmachu historii lektura książki może przypominać obcowanie z odpowiednio doinwestowanym filmowym blockbusterem. Co istotne jednak, niezależnie od tego, czy uwagę autora zajmuje starcie agencji wywiadowczych na najwyższych szczeblach władzy, filadelfijski gang wplątany w uliczną wojnę przeciwko wampirzycy czy quasi-iluminacki klub multimilionerów rządzących światem, to Simmons robi wszystko, by nawet najbardziej niewiarygodne pomysły zakotwiczyć mocno w rzeczywistości. Dzięki temu na kartach „Trupiej otuchy” obok posiadających parapsychiczne moce wampirów występuje tropiący nazistów Szymon Wiesenthal czy ma miejsce zamach na Ronalda Reagana – wszystko po to, by cokolwiek wyświechtana historia o grupce straceńców nabrała niepokojąco realnego wymiaru.

Takie rozwiązanie okazuje się strzałem w dziesiątkę – mariaż horroru i powieści sensacyjnej z elementami historycznymi pozwala Simmonsowi zarówno na wiarygodne budowanie świata przedstawionego, jak i utrzymywanie określonego tempa akcji. Choć przy powieści tak obszernej jak „Trupia otucha” momentów z nieco wolniejszym tempem uniknąć się nie da, na palcach jednej ręki można policzyć fragmenty, gdy Simmons przeciąga strunę, nie oferując czyhającego za rogiem zwrotu akcji.

Wszystko to powoduje, że pomimo przeszło trzydziestu lat na karku „Trupia otucha” nie zestarzała się ani odrobinę. Wręcz przeciwnie – to doskonały dowód na to, że prawdziwie dobre historie z biegiem czasu stają się dla innych punktem odniesienia. W kategorii horroru w skali makro powieść Dana Simmonsa nie ma bowiem sobie równych.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje