Na ISS nikt nie usłyszy twojego krzyku – recenzja książki „Grawitacja” Tess Gerritsen
Tess Gerritsen „Grawitacja”, tłum. Andrzej Szulc, wyd. Albatros
Ocena: 9 / 10
Choć Tess Gerritsen dała się poznać polskim czytelnikom dzięki serii znakomitych thrillerów medycznych, nie znaczy to że nie potrafi odnaleźć się w nieco innej tematyce. Takim wyjątkiem od reguły jest wznowiona właśnie przez wydawnictwo Albatros „Grawitacja”, gdzie medycyna wystrzelona zostaje na okołoziemską orbitę, by tam skrzyżować rękawice z pełnoprawnym science fiction.
Książka opowiada o tajemniczej chorobie, która panoszy się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To, co zaczyna się od trudnych do wyjaśnienia zgonów laboratoryjnych myszy, wkrótce przeradza się w pełnowymiarowy kryzys, który może zagrozić funkcjonowaniu stacji. Jako że agresywny drobnoustrój określany jako Chimera już wkrótce zbiera krwawe żniwo pośród załogantów, w celu zapobiegnięcia nieuchronnej katastrofie do współpracy z lekarką ekspedycji, doktor Emmą Watson, NASA angażuje cały sztab specjalistów. Podczas gdy kolejni astronauci padają ofiarą Chimery, bohaterka musi nie tylko dowiedzieć się, z czym tak naprawdę ma do czynienia, ale też znaleźć lekarstwo. Wyjaśnienie zagadki przerośnie jej najśmielsze wyobrażenia.
O tym, że „Grawitacja” to powieść nieco inna w dorobku amerykańskiej pisarki, świadczy już tylko pierwszych kilkadziesiąt stron, gdzie autorka daje prawdziwy pokaz drobiazgowego researchu. Techniczny żargon, jakim posługują się bohaterowie, czy opisy procedur kosmicznych symulacji i startu wahadłowców w połączeniu z dobrym tempem udanie kreśli nastrój technothrillera w rodzaju tych, które swego czasu z powodzeniem pisał Michael Crichton. Nie znaczy to, że medycyna sama w sobie potraktowana została tu po macoszemu – trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że choć jest integralnym i niezbędnym elementem opowieści, jej obecność determinuje miejsce akcji. Co istotne również, Gerritsen nie rzuca nam kosmicznej epidemii w twarz od pierwszych rozdziałów – zamiast tego poświęca sporo stron, by umiejscowić postacie w konkretnym miejscu i czasie oraz położyć grunt pod emocjonalny ładunek dalszej części historii.
Takie podejście procentuje tym, że gdy powieść się już rozkręci i nadejdzie właściwa akcja, to szansy na złapanie oddechu nie znajdziemy. Wraz z bohaterami będziemy przeskakiwać od jednej przerażającej hipotezy do drugiej, kolejne mrożące krew w żyłach odkrycia będą zawężały pole manewru, a całą tę jazdę bez trzymanki podsumują śmiercionośne efekty działań niewidzialnego antagonisty. Chimera radzi sobie bowiem w stanie nieważkości nie gorzej niż słynny wirus Ebola w ziemskich warunkach, przerabiając kolejnych bohaterów na krwawą papkę. „Grawitacja” nie jest pozycją dla osób, u których bogata wyobraźnia łączy się ze słabym żołądkiem – przynajmniej kilkukrotnie bowiem Gerritsen z pełną świadomością zagłębia się w fizjologiczne szczegóły, przywodząc na myśl grozę spod znaku gore.
Obok walki z morderczym wirusem jesteśmy świadkami nie mniej istotnych dla fabuły, równolegle rozgrywających się wydarzeń na Ziemi. Tych wątków nie jest jakoś szczególnie wiele, a i większości postaci nie sposób nazwać szczególnie skomplikowanymi, jednak w tym przypadku siła tkwi przede wszystkim w dograniu poszczególnych elementów składowych – i nawet nienachalnie podany wątek romansowy jak ulał pasuje do przyjętej przez autorkę konwencji. Nie zabrakło w tym wszystkim również kilku zwrotów, których pełne znaczenie pojmiemy dopiero na końcowych kartach powieści.
Dodajmy do tego naturalną lekkość stylu autorki, który sprawia, że nawet najbardziej skomplikowana terminologia bardziej rozpala ciekawość niż zniechęca do lektury, a otrzymamy książkę potrafiącą utrzymać zawrotne wręcz tempo, ale też budować atmosferę zagrożenia i suspens godny rasowych horrorów. Podczas czytania „Grawitacji” co prawda zdecydowanie lepiej bawić się będą fani science fiction w stylu „Obcego” czy „Life” niż miłośnicy charakterystycznych dla Gerritsen thrillerów medycznych, ale jeśli ci drudzy wezmą poprawkę na nowatorski w portfolio pisarki zamysł, to podróży na zainfekowaną Chimerą stację ISS nie zapomną przez długie tygodnie.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje