Myślę, czuję, nie istnieję – recenzja książki „Wymazana” Mihy Mazziniego

9 grudnia 2020

Miha Mazzini „Wymazana”, tłum. Marlena Gruda, wyd. Wyszukane
Ocena: 7 / 10

Jest wiosna 1992 roku. Minęło dwanaście lat od śmierci dyktatora Josipa Broza Tity, kilkanaście miesięcy od proklamowania niepodległości Słowenii, Chorwacji i Macedonii Północnej, kilka od referendum w Bośni i Hercegowinie oraz od utworzenia przez Serbię i Czarnogórę Federalnej Republiki Jugosławii. Na Bałkanach toczy się wojna i będzie trwała jeszcze przez wiele lat.

A Zali Jovanović właśnie odeszły wody.

Taksówkarz zerka, czy aby nie ma zagrożenia dla tapicerki, i życzy pasażerce syna, a ona sama skupia się na tym, by dotrzeć bez przeszkód do szpitala. Przeszkoda w końcu się pojawia: w rejestracji. Nazwisko Zali nie figuruje bowiem w systemie. No cóż, to pewnie błąd, da się go wyjaśnić, a położnica siłą rzeczy musi urodzić. Na świat przychodzi piękne i zdrowe dziecko, wszystko jest w jak najlepszym porządku… ale nie jest.

A to dlatego, że wedle wszelkich rejestrów Zala Jovanović, z pochodzenia Serbka, ale od lat mieszkająca w Lublanie – po prostu nie istnieje. Wypadła z ewidencji, podobnie jak ponad 25,5 tysiąca innych członków populacji słoweńskiej po ogłoszeniu niepodległości kraju.

Jesteś obywatelem i nagle stajesz się obcym. Niechcianym i niewygodnym problemem, który należy zamieść pod dywan jak najszybciej. Nie masz żadnych praw: ani do dokumentów, ani do ubezpieczenia, ani do mieszkania, do kart płatniczych, swoich pieniędzy… nawet do własnego dziecka. Ba, nie masz też prawa o to walczyć, bo wszyscy wokół są związani z aparatem państwowym, a aparat państwowy jest twoim wrogiem.

Zala znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Zwraca się o pomoc do ojca swojego dziecka, Amerykanina, który miał z nią pozamałżeński romans i jest, jak to się elegancko mówi, „ustosunkowany”. Tu jednak również natyka się na mur. Nikt nie chce podać dłoni – ani pisarz, rzekomy rewolucjonista, ani uwikłany w zależności na szczycie dziennikarz. Takich ludzi jak Zala jest wielu, ugodziła w nich kontrowersyjna ustawa o cudzoziemcach, która za wiele lat zostanie uznana za kpinę z praworządności. Dla Zali Serbia jest niewyraźnym wspomnieniem z opowieści ojca, urodziła się Słowenką, tak jak jej matka, a jednak wisi nad nią groźba, że jako uchodźczyni wyląduje z dzieckiem w samym środku wojny (jeżeli w ogóle kobiecie uda się zatrzymać dziecko, bo rodzina dyrektorki szpitala ma na nie spory apetyt i żadnych skrupułów, by wykorzystać luki w prawie). Państwo, w którym Zala żyła, mieszkała, na rzecz którego pracowała, po prostu ją odrzuca bez mrugnięcia okiem z powodu niedopełnienia jednej biurokratycznej procedury.

Ta nieciekawa karta słoweńskiej historii jest w „Wymazanej” przedstawiona z punktu widzenia bezradnej, przerażonej jednostki. Zala teoretycznie ma rodzinę (chociaż nie utrzymuje bliższych stosunków z matką, a już w szczególności z ojcem, który wolałby spłodzić raczej syna, a poza tym żyje myślami w dawnym systemie). Ma też przyjaciół, pracę, ludzką życzliwość wokół siebie. A jednak dręczy ją głęboka samotność porównywalna do osamotnienia rozbitka na opuszczonej wyspie. W jednej chwili między nią a całym otoczeniem wyrasta ściana, ponieważ nikt nie jest w stanie pojąć całej grozy jej sytuacji: co oznacza zostać „wymazaną”, zniknąć i nie mieć już żadnych praw.

Z każdym kolejnym dniem Zala coraz bardziej się dusi, bo co może czekać za rogiem? Czy stanie się bezdomna, bo ktoś przywłaszczy sobie mieszkanie, w którym od lat żyje? Czy w pracy usłyszy, że nie może już być wychowawczynią słoweńskich dzieci? A może przyjdzie jej żebrać o kawałek chleba? Zalę dręczy też głęboka tęsknota. Noworodka odwiedza potajemnie, dzięki życzliwości swojej dawnej podopiecznej, a dzisiaj studentki medycyny. Z każdą kolejną wizytą coraz trudniej jej oddać synka, który przecież powinien być z nią w domu. Czekała na to przez długie miesiące ciąży, przygotowując pokój, kołyskę, modelując cały dotychczasowy rytm życia.

Wykonała olbrzymią pracę nad samą sobą, ostatecznie pozbywając się obciążeń z przeszłości, cienia nieudanych związków, ograniczających zależności. Krok po kroku, w bolesnym procesie transformacji, stała się samodzielną kobietą i samodzielną matką. To wielkie zwycięstwo, a jednak i ono zostaje Zali odebrane. Ta głęboka niesprawiedliwość jest niesamowicie bolesna, bo jak tu się pogodzić z tym, że człowiek przebył tak trudną drogę na darmo?

„Wymazana” należy do książek mocno oddziałujących na czytelnika, takich, które wciągają, przytrzymują i nie odpuszczają aż do ostatniej strony. Wpadamy w wirujący kołowrotek intensywnych emocji: od zdumienia po bezradność i wściekłość. Z całej siły trzymamy kciuki za rozwiązanie sytuacji w gruncie rzeczy bez wyjścia, zdając sobie jednak sprawę, że nawet jeśli przypadek posłuży sprawie głównej bohaterki, to nadal tysiące jej podobnych ludzi nie będzie miało takiego szczęścia. Odruchowo utożsamiamy się z Zalą, próbując sobie wyobrazić siebie na jej miejscu, i wyobraźnia cofa się przed tym, nie będąc w stanie ogarnąć całej kompleksowości podobnego scenariusza.

Można, owszem, kilka rzeczy książce zarzucić w warstwie czysto językowej. Niektóre fragmenty są zgrabniejsze i bardziej potoczyste niż inne, jakby miejscami autorowi zabrakło wyrazistego pomysłu na konkretną scenę. Finał również wydaje się nakreślony nieco zbyt pospiesznie. Ostatecznie nie wybrzmiewa też do końca bardzo istotny motyw – solidarności i zorganizowania pod jednym sztandarem. W pierwszym odruchu Zala pragnie stać się zarzewiem większego ruchu, rozpętać rewolucję, by zwrócić uwagę na problem w szerszej skali. Ostatecznie jednak ta koncepcja zupełnie się rozmywa, i to bez większego komentarza, a szkoda. Niemniej ciężar podjętego problemu i sprawne poprowadzenie całości sprawiają, że warto na tę pozycję zwrócić uwagę i zastanowić się, co mogłoby oznaczać pozbawienie praw w oczywisty sposób uznawanych przez nas za przynależne i niezbywalne.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje