Mlaśnięcie Człowieka Parówki
Marek Lachowicz, Tomasz „TJFK” Kuczma „Człowiek Paroovka. Gorące głowy”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 10 / 10
Jest z Polski, jest superbohaterem i jest parówką. Gdyby Papcio Chmiel, Tadeusz Baranowski, Bracia Warnerowie i Monty Python spłodzili dziecko, byłby nim właśnie on – Człowiek Parówka.
Dla takich komiksów się żyje.
Niedawno w polskim światku historii obrazkowych przez krótką chwilę toczyła się dyskusja o miejscu polskiego komiksu w kulturze narodowej i na świecie. Albo przynajmniej o tym miała się toczyć, zanim o niej ucichło i zostało jedynie smutne podsumowanie, że polski komiks wciąż jest słaby i siedzi w getcie.
W tymże polskim getcie narodził się Człowiek Parówka – niemożliwy superbohater, zaprowadzający parówkową sprawiedliwość wróg wszelkich wąsów i prześladowca Ligi Pogromców Robotów, znanej z palenia opowiadań Stanisława Lema – który pewnie spotyka się w wolnym czasie na piwie z Jeżem Jerzym.
Nie wiem, co siedzi w głowach twórców i jak bardzo są one gorące, ale uniwersum Człowieka Parówki musiało powstać pewnej nocy, gdy Papcio Chmiel, Tadeusz Baranowski i Bracia Warnerowie odprawili magiczny rytuał, przywołali do życia swoje postacie i nakazali im wziąć udział w orgii z całym składem Monty Pythona. Kiedy zaś opadły mgły i ustały grzmoty i błyskawice, po środku wypalonego kręgu leżało niemowlę z parówek.
Lektura „Gorących Głów” to seans szalonej kreskówki na kanale Nickelodeon.
Główna historia (szalony nauczyciel chemii realizuje plan zniszczenia Człowieka Parówki) utkana jest surrealistycznymi przerywnikami (np. czytelników wita Czopek Piotrek wystrzelony z armaty). Kreska Lachowicza to czysta zabawa – jak gdyby pilni uczniowie polskiej szkoły komiksu im. Tytusa, Romka i A?Tomka naoglądali się za dużo odcinków „Pinky i Mózg”, popijając przy tym koktajle z „Laboratorium Dextera”.
Na koniec, jakby od niechcenia, po tym, gdy już pozamiatali konkurencję w kategorii najlepszy polski komiks 2012 roku, panowie twórcy dorzucili trzeci wymiar i zaginanie przestrzeni.
To nie dowcip. To dzieje się naprawdę.
Ale jeśli chce się być częścią epokowej chwili w historii komiksu i doświadczyć trzeciego wymiaru oraz zaginania czasoprzestrzeni w wydaniu Człowieka Parówki, a jest to doświadczenie gwarantowane, trzeba wziąć w ręce papierowe wydanie1 „Gorących Głów”. Telefon i tablet nie wystarczą.
Kiedy czytam albumy takie jak „Gorące Głowy”, to jakoś jestem spokojny o przyszłość polskiego komiksu.
Krzysztof Stelmarczyk
1 w którym zakochałem się od pierwszej chwili. Gdyby ktoś przyznawał Oscary za format wydania, Kultura Gniewu powinna dostać je we wszystkich kategoriach, a na pewno papier, kolor, okładka i wielkie złote jaja za odwagę.
TweetKategoria: recenzje