Dziennik tumorysty – recenzja książki „Podróż wokół mojej czaszki” Frigyesa Karinthyego

12 kwietnia 2024

Frigyes Karinthy „Podróż wokół mojej czaszki”, tłum. Anna Górecka, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy
Ocena: 7,5 / 10

Pewnego dnia znany węgierski pisarz odkrywa, że coś jest bardzo nie tak. Najpierw jego oczom zaczynają płatać figle litery w gazetowej krzyżówce, potem mijają go pociągi – nierealne pociągi sunące po nieistniejących torach. Właśnie tak zaczyna się podróż Frigyesa Karinthyego wokół jego własnej czaszki.

Pierwsze halucynacje nawiedziły Karinthyego w marcu 1936 roku. Węgier miał wówczas 49 lat i imponujący dorobek jako prozaik, poeta, dziennikarz i tłumacz (przełożył na węgierski m.in. „Kubusia Puchatka”). Największą popularność zapewniły mu notabene utwory humorystyczne, chociaż w historii miejscowej literatury zapisał się także jako jeden z pionierów fantastyki naukowej.

Wspomniane widmowe pociągi były dopiero początkiem niepokojących objawów. Do halucynacji dołączyły wkrótce zawroty głowy, mdłości i gwałtowne pogorszenie wzroku. Kursując pomiędzy specjalistami, pisarz usłyszał w końcu diagnozę: guz mózgu. Bez szybkiej i radykalnej interwencji Karinthyemu miało pozostać bardzo niewiele życia.

Frigyes Karinthy (fot. Wikimedia Commons)

„Podróż wokół mojej czaszki” to studium choroby. O tyle wyjątkowe, że pozbawione choćby śladowych ilości dramatyzmu. Karinthy pozostaje autentycznie zaciekawiony swoim położeniem, a jako niedoszłego chirurga ewidentnie fascynują go ciało, choroba, medycyna i psychologia. Sporo rozmyśla też nad rzeczywistością i tożsamością, których odbiór nagle zaczyna zakłócać intruz wpraszający się do wnętrza głowy. Jednocześnie ani na chwilę nie traci skłonności do sardonicznych żartów – z humorysty zmienia się w „tumorystę”, a zapytany o koszt podróży na operację do Sztokholmu, odpowiada, że jest szansa, że zaoszczędzi w drodze powrotnej, jeżeli wróci w urnie.

Właśnie w Szwecji pisarz trafia pod skalpel światowej klasy neurochirurga Herberta Olivecrony. Już sam fakt, że umożliwiono mu bardzo kosztowną i trudną logistycznie wyprawę do renomowanej klinki świadczy o jego ówczesnej sławie na Węgrzech. Dość wspomnieć też, że na pooperacyjne wiadomości na temat stanu Karinthyego czekali w napięciu czytelnicy gazet nad Dunajem.

Ta błyskotliwa książka stanowi przykład tego, jak elokwentnie można pisać o zdrowiu. Z analityczną uwagą, ontologiczną refleksją, odniesieniami do poezji i nauki, a wreszcie i z niezachwianą ironią. W końcu jest to dzieło człowieka, który – zgodnie z własnym credo – „nie uznawał żartów w kwestii humoru”. Więzy chłodnego racjonalizmu zostają zresztą rozsupłane tylko na chwilę, w momencie gdy Karinthy zaraz po operacji ulega delirycznym wizjom. I także wówczas czyta się go znakomicie!

Sebastian Rerak


Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje