Był czas na śmiech, jest czas na łzy – recenzja komiksu „Fear Agent – tom 3” Ricka Remendera i Tony’ego Moore’a
Rick Remender, Tony Moore, Mike Hawthorne „Fear Agent tom 3”, tłum. Jacek Drewnowski, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10
Trzecia część „Fear Agenta” Ricka Remendera przynosi zmiany. Wprawdzie historia ewoluowała z zeszytu na zeszyt, ale to właśnie w tomie wieńczącym serię widać to najmocniej.
Początek „Fear Agenta” to dość bezpardonowa zabawa z motywami SF w skrajnie pulpowej stylistyce. Dostaliśmy dużo humoru – może czasem rubasznego, a nawet niesmacznego, ale taka była konwencja i bardzo dobrze się sprawdzała. W kolejnych odsłonach komiksu główny bohater narażał się wciąż i wciąż na kolejne kopniaki od losu. Może na część zasłużył, a na niektóre nie, ale przy okazji się zmieniał. Nie tyle gorzkniał, co dojrzewał. Stawał się bardziej świadomy swoich błędów i niepowodzeń. A to zawsze zostawia ślad.
Tom trzeci serii nie obniża poziomu, ale kreacja postaci znacząco się różni. W historii kryje się więcej gorzkich wniosków, więcej smutku, więcej bólu. Humor Remendera robi się coraz oszczędniejszy, a na pierwszy plan wybija się nostalgia. Jakby w trakcie pracy nad serią scenarzyście znudziło się wymyślanie kolejnych kadrów dobrze skomponowanego kiczu i zapragnął stworzyć coś ambitniejszego.
Wprawdzie nie czyni to „Fear Agenta” dziełem, które można postawić obok tuzów SF – to nadal stosunkowo prosta, ale umiejętnie zaserwowana rozrywka – zmieniła się jednak siła wyrazu. Jak ciekły nam łzy radości (albo i czasem zażenowania) podczas lektury pierwszej części, tak przy trzeciej mogą popłynąć nam łzy z zupełnie innego powodu. Bo Remender nie tylko ładnie zaczął swoje opowieści, ale i potrafi je ładnie zakończyć. Heath Huston odchodzi, a robi to z klasą godną kosmicznego wojownika, którym był do samego końca. Nie jest to już ten buńczucznie nabuzowany żółtodziób z niewyparzoną gębą z początku opowieści, jednak wciąż czujemy do niego dużą sympatię. Postarał się o to przez te wszystkie zeszyty.
Strona graficzna przypadnie do gustu wielbicielom pulpowej SF. Nie brak tu imponujących kosmicznych statków, dziwacznych kreacji obcych ras i herosów w hermetycznych skafandrach. Opowieść Remendera idealnie puentuje już sama okładka – jedna z najlepszych w komiksie, nie tylko w tej konkretnej serii.
Trzeci tom „Fear Agenta” muszą przeczytać wszyscy, którzy z wypiekami na twarzy śledzili powikłane losy gwiezdnego kowboja. Do tych zaś, którzy jeszcze nie mieli z serią styczności, pozostaje skierować pytanie: na co jeszcze czekacie?
Mariusz Wojteczek
TweetKategoria: recenzje