Bard bez opowieści to nie bard – recenzja komiksu „Coda tom 3” Simona Spurriera i Matiasa Bergary

19 listopada 2020

Simon Spurrier, Matias Bergara „Coda tom 3”, tłum. Marceli Szpak, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10

W finale drugiego tomu „Cody” scenarzysta serii, Simon Spurrier, bardzo skomplikował sytuację głównego bohatera. Jednak nawet bolesna uczuciowa porażka nie była w stanie przygotować Huma na to, co czeka go w ostatniej części tej opowieści.

Zdruzgotany bard po rozstaniu z urczycą Serką nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić. Jego natura poety każe mu nieustannie roztrząsać to, co się wydarzyło. Znajduje to rzecz jasna odzwierciedlenie w typowej dla „Cody” narracji. Charakteryzuje się ona rozbitymi na wiele kadrów wewnętrznymi monologami głównego bohatera, które w przypadku dzieła stricte rozrywkowego raczej winny zmęczyć czytelnika, jednak tu sprawdzają się bardzo dobrze. Spurrier od pierwszych stron „Cody” był w sposobie narracji niezwykle konsekwentny, budując – także za pomocą sarkastycznych komentarzy barda – obraz stosunków międzyrasowych panujących w krainie łączącej w sobie cechy literatury fantasy z literaturą postapokaliptyczną.

Najważniejszy był jednak wątek uczucia łączącego Huma z Serką, które w wypadku tego pierwszego śmiało można było określić mianem ślepej miłości. Hum chciał Serkę ratować, Hum chciał Serkę odmienić, chciał, żeby ukochana pasowała do jego wizji. Jak wiemy, skończyło się to źle i na początku trzeciego tomu widzimy zdruzgotanego barda próbującego ułożyć list do Serki, konwersującego od rzeczy z malejącą głową ylfa, która wciąż znajduje się w jego posiadaniu. Maszerując przed siebie, Hum dociera do enklawy znanej nam od pierwszego tomu Błotki i wówczas fabuła staje nagle na głowie. Błotka okazuje się bowiem kimś więcej niż zwykłą intrygantką, wyrastając niespodziewanie na geniusza zła, który ma chrapkę na władzę w całej krainie, a wiele wcześniejszych wydarzeń okazuje się być skrycie przez nią sterowanych.

Ten fabularny zwrot świadczy o tym, że od początku Simon Spurrier wiedział doskonale, w jakim kierunku podąży ten cykl i jaki los czeka głównego bohatera. Mimo że „Coda” jest jak na standardy fantasy serią krótką, bogactwo jej wątków, które łączą się zgrabnie w ostatnim tomie, autentycznie urzeka czytelnika. Dygresje, przeróżne walczące ze sobą stronnictwa, cała historia miłosna i zadziwiające stwory razem z niezwykłymi krajobrazami – to wszystko po coś było i coraz mocniej wciągało czytelnika w swój niezwykły świat. „Coda” – z fabułą skondensowaną w dwunastu zeszytach – to niewątpliwie jedna z najlepszych opowieści tego gatunku i to nie tylko w komiksie. Jest w równym stopniu refleksyjna i nieprzewidywalna, czy wręcz szalona, a pomysłami jej twórców można byłoby obdarzyć kilka innych komiksowych tytułów.

Pisząc o twórcach, nie sposób nie wspomnieć tego drugiego, odpowiedzialnego za stronę graficzną. Matias Bergara rysuje cudownie, miękkość jego kreski jest wręcz odurzająca, a wrażenie potęguje psychodeliczny zestaw kolorów użytych przez Michaela Douga. Aż żal, że tych plansz nie można oglądać w powiększonym formacie, bo w tym standardowym umyka wiele szczegółów poupychanych przez Bergarę na kadrach. Razem ze scenariuszem Spurriera składają się na wizję, jaka nie zdarza się często w sferze rozrywkowego komiksu. Zaś jej bohater – będący swoistym połączeniem Geralta z Jaskrem – z całą swoją sarkastyczną emfazą i drewnianą nogą (ta staje się dla niego rekwizytem, dzięki któremu nie raz wychodzi z opresji) jest postacią wyjątkową.

Przez moment wydaje nam się, że stracił nie tylko chęć do życia, ale i wenę, o czym świadczy mnóstwo skreślonych słów w liście do Serki, a wówczas sam świat „Cody” wydaje się trwać w zawieszeniu, jakby zabrakło materiału na opowieść, która ni stąd, ni zowąd się skończyła. To tylko pozory, bo jak możemy się domyślać, bard nie może żyć bez opowieści, bez niej jest w zasadzie nikim. I aby opowieść trwała, musi sam podjąć specjalne działania. A te doprowadzą nas ostatecznie do jednego z piękniejszych i mądrzejszych finałów, jakimi dysponuje literatura fantasy. Naprawdę, udała się ta opowieść – i twórcom, i wymyślonemu przez nich nietypowemu bardowi.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje