Psychodeliczna wyprawa na łono przyrody w „Miesiącu miodowym na Safari” Jessego Jacobsa

26 maja 2017


Wydawnictwo Kultura Gniewu przedstawia polskim czytelnikom kolejnego po Charlesie Burnsie i Danielu Clowesie oryginalnego twórcę komiksowego zza oceanu. Tym razem jest to Kanadyjczyk Jesse Jacobs. Jego „Miesiąc miodowy na Safari” to porcja wybornej groteski i osobliwości rozgrywająca się w egzotycznej scenerii i przyprawiona garścią mocnych psychodelików.

Świeżo upieczone małżeństwo spędza swój miesiąc miodowy na łonie przyrody. On jest niezbyt urodziwym, roszczeniowym ważniakiem na posadzie, ona – młodą, piękną i ciekawą świata kobietą, której nie zależy na jego pieniądzach. Jak przystało na typowych mieszczan z odpowiednio zasobnym portfelem, wybierając się na wyprawę do dżungli, skorzystali z najbardziej luksusowej oferty, jaka była dostępna. Towarzyszy im najlepszy przewodnik, który jest także mistrzem kuchni i przetrwania. Codziennie więc, mimo że przebywają z dala od cywilizacji, raczą się wykwintnymi posiłkami, a w obozowisku zawsze czeka na nich wygodne łóżko.

Wynikające z ignorancji beztroska i poczucie bezpieczeństwa szybko jednak zostają zakłócone. Otaczający las kryje w sobie liczne zagrożenia – wiele zamieszkujących go stworzeń nie wydaje się być przyjaznymi dla człowieka, stąd też jest to rzadki cel wędrówek turystycznych. Kiedy jeden z niebezpiecznych pasożytów przedostaje się przez ucho do głowy przewodnika, lokuje się wokół jego mózgu i wyjada mu duszę, mężczyzna przemienia się w agresora, który urządza sobie polowanie na rozpieszczonych podopiecznych. Państwo młodzi muszą salwować się ucieczką, a to, co spotka ich pośród gęstwin niezwykłej dżungli, godne jest najbarwniejszych kwasowych wizji, jakich doznawali w latach 60. długowłosi adepci wolnej miłości.

Tematem przewodnim „Miesiąca miodowego na Safari” jest zespolenie z naturą. To odzwierciedlenie fascynacji samego autora. „Gdybym nie został rysownikiem, byłbym prawdopodobnie farmerem” – mówi. Jacobs przez jakiś czas pracował dla niewielkiej spółdzielni zajmującej się sprzedażą organicznej żywności, interesuje się metodami permakultury, kupuje ekologiczne produkty. „Moje życie ma silny wymiar duchowy” – wyznaje. Jeśli jednak w tym momencie przed oczami zobaczyliście rozanielonego hipisa zespolonego z Matką Ziemią, to warto czym prędzej zrewidować mylne wyobrażenia. „Miesiąc miodowy na Safari” przekonuje raczej, że mamy do czynienia z szalonym guru pokroju Timothy’ego Leary’ego, który karmi szczodrze swoje owieczki bibułkami nasączonymi kwasem. Dżungla na ilustracjach Jacobsa bardziej niż fotografie z tropikalnych wypraw znanego podróżnika przypomina bowiem niepokojące obrazy tworzone przez sztuczną inteligencję Google. Wystarczy dodać do tego odrobinę body horroru i lynchowskiej dziwaczności oraz humor w stylu nieco bardziej stonowanego Świdzińskiego, a otrzymamy „Miesiąc miodowy na Safari”.

Komiks w przekładzie Agaty Napiórskiej ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

Artur Maszota
fot. na podst. Koyama Press
wypowiedzi autora z wywiadów dla: New Yorker, Fumetto Logica

Tematy: , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi