„Najgłębsze Południe” Richarda Granta – historia miasta, w którym przeszłość nigdy nie umiera

24 września 2022

W opublikowanej w serii Amerykańskiej Wydawnictwa Czarne książce „Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missipi” Richard Grant zabiera czytelników do miasteczka, jakiego nie ma nigdzie indziej w Stanach Zjednoczonych, gdzie przeszłość jest często ważniejsza niż teraźniejszość, a złożoność problemów rasowych Ameryki odbija się jak w soczewce.

Richard Grant twierdzi, że wystarczyły trzy lub cztery godziny w Natchez, by zdecydował się napisać książkę o tej niezwykłej miejscowości i jej mieszkańcach. Po raz pierwszy przyjechał tam w 2017 roku na zaproszenie miejscowej szefowej kuchni i pisarki kulinarnej Reginy Charboneau, którą poznał na festiwalu literackim. Zorganizowała mu spotkanie z czytelnikami, a potem zabrała na wieczorne przyjęcie. Wtedy Grant się przekonał, że określanie „Natchez” mianem „wyjątkowego” nie jest wcale przesadą.

We wrześniu 1862 roku, w trakcie wojny secesyjnej, wojska Konfederacji z Natchez – jak rzadko kiedy – poddały się bez walki. Z tego powodu miasto nie spłonęło doszczętnie jak wiele innych miejscowości, a obecnie może poszczycić się największym skupiskiem okazałych rezydencji z czasów plantatorów i niewolnictwa na Południu Stanów Zjednoczonych. W 1931 roku, gdy kraj trawił wielki kryzys, sytuacja potomków dawnych właścicieli ziemskich w Natchez zrobiła się bardzo trudna. Damy zrzeszone w miejscowym klubie ogrodowym uznały, że mogłyby podreperować rodzinne budżety, gdyby zaczęły oprowadzać turystów po swoich domostwach. Z zakurzonych strychów wyciągnęły dawne krynoliny i liberie dla służących. Kiedy więc goście przybyli, mogli poczuć się, jakby cofnęli się w czasie. Pomysł okazał się wielkim sukcesem i zaowocował tradycją, która kultywowana jest po dziś dzień.

Wprawdzie najlepsze lata Natchez ma już za sobą, ale do miasta nadal ściągają licznie Amerykanie pragnący zobaczyć rezydencje sprzed wojny secesyjnej. Te tzw. wiosenne pielgrzymki i towarzyszące im parady nabierają jednak obecnie gorzkiego posmaku. Trudno bowiem pokazywać Dawne Południe, nie wspominając o niewolnictwie i wyzysku, o czym przypomina czarnoskóra społeczność. Z drugiej jednak strony część gości przyjeżdża w celach czysto rozrywkowych i nie chce słuchać o cierpieniu czyichś przodków, a i niektórzy gospodarze wolą podtrzymywać romantyczną wizję tamtych czasów, zakodowaną w popkulturze dzięki takim filmowym dziełom jak „Przeminęło z wiatrem”.

Grant pojawia się w mieście będącym u progu zmian, gdzie – jak sam pisze – „niewolnictwo połączyło dwie społeczności węzłem zależności i wrogości, a wewnętrzna sprzeczność tej pierwotnej relacji nigdy nie została rozwiązana”. Opisując historię Natchez i ludzi w nim mieszkających, daje wgląd w złożoność kwestii rasowych.

Jak to możliwe, że miasto, w którym kiedyś zorganizowano największy w kraju wiec Ku Klux Klanu, w 2016 roku przewagą 91% głosów wybrało czarnoskórego burmistrza? Dlaczego postępowa i tolerancyjna organizatorka przyjęć trzyma na ścianie duży obraz olejny przedstawiający jej syna ubranego w mundur konfederatów? Jak doszło do tego, że czarnoskóra kobieta w czasach segregacji otworzyła w samym centrum, tuż pod nosem burmistrza, szeryfa i duchowieństwa, całkiem jawnie działający, choć nielegalny burdel? Na te i wiele innych pytań Grant udziela odpowiedzi.

Na kartach „Najgłębszego Południa” poznajemy dwa miejscowe kluby ogrodowe, które są ze sobą w konflikcie od ponad 80 lat, odwiedzamy dom, gdzie w słoju stoi pleśniejący tort sprzed kilku dekad czy wreszcie oglądamy kolekcję pary gejów, którzy w odrestaurowanej rezydencji trzymają popiersie pierwszego Wielkiego Maga Ku Klux Klanu i unikatowe wydanie książki jedynego prezydenta Skonfederowanych Stanów Ameryki, bo – co przyznają z rozbrajającą szczerością – „uwielbiają Konfederację”. „To miejsce, o którym trzeba było napisać” – mówi o Natchez Richard Grant.

Swoje obserwacje na temat miasta autor przeplata opisem niezwykłych losów Abdula al-Rahmana Ibrahimy, afrykańskiego księcia sprzedanego w niewolę w XIX wieku i kupionego przez mieszkańca Natchez. „Zrozumienie Natchez bez zrozumienia niewolnictwa wydawało się niemożliwe” – wyjaśnia. „Chciałem napisać o niewolnictwie, ponieważ miasto zostało na nim zbudowane” – dodaje. Zadanie przedstawienia historii Natchez z perspektywy czarnoskórej osoby nastręczało o tyle trudności, że przetłaczająca większość z nich była analfabetami i nie pozostawili po sobie prawie żadnych bezpośrednich i pogłębionych relacji. Wyjątkiem był wykształcony Ibrahima, który spisał swoje wspomnienia. „Pomyślałem, że książka nabierze tempa, gdy jego historia będzie się przez nią przewijać” – przyznał Grant.

W ocenie autora Natchez to miejsce, w którym – zgodnie ze słowami Faulknera – „przeszłość nigdy nie umiera. Właściwie nawet nie jest przeszłością”, a bywa wręcz żywsza niż teraźniejszość. Jak zauważa, kwestie rasowe, którymi obecnie zajmują się Stany Zjednoczone, omawiano w Natchez już kilkanaście lat temu. I choć trudno ocenić, jak ostatecznie miasto się z nimi upora, nie umniejsza to jego wyjątkowości. Przy Natchez – podkreśla Grant – reszta świata zwyczajnie blednie. Gdy przeczytacie „Najgłębsze Południe”, być może sami nabierzecie takiego przeświadczenia.

Książka „Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi” Richarda Granta ukazała się w przekładzie Janusza Ruszkowskiego.

[am]
fot. (1) Patrick Q/Flickr, (2) Wydawnictwo Czarne, (3) Carol M. Highsmith/Wikimedia Commons


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi