Na linii uskoku. „Współrzędne tęsknoty”, czyli powieściowy debiut indyjskiej pisarki Shubhangi Swarup
„Współrzędne tęsknoty” nie bez powodu stały się międzynarodową sensacją. Debiut indyjskiej pisarki Shubhangi Swarup to fascynująca powieść zaludniona przez postaci wywodzące się z kilku krajów i kultur, ale równie ważną rolę odgrywają w niej góry, wyspy, morza, zwierzęta, rośliny, duchy, wizje i sny. Wszyscy ci niezwykli bohaterowie są strażnikami historii – tych jednostkowych, jak i tej jednej wielkiej, powstającej wciąż od niepamiętnych czasów.
Kiedyś było tu dno morza
Młode małżeństwo urządza sobie życie na jednej z wysp archipelagu Andamanów w pierwszych latach niepodległości Indii. Birmański student na długie lata trafia do więzienia, prześladowany przez wojskową juntę. Drobny szmugler próbuje odnaleźć się w Nepalu u boku młodej striptizerki. Patriarcha wioski położonej w Karakorum przygląda się miejscu na pograniczu dwóch krajów, które poznał jak nikt inny.
Wszystkich tych ludzi łączy misternie utkana sieć powiązań, w którą wplątane są zarówno ich losy, polityczno-ekonomiczne zawirowania rozgrywające się na przestrzeni kilku dekad, jak i wreszcie liczona w milionach lat historia południowo-centralnej Azji. Kraina położona na równoleżnikach tęsknoty i południkach niepokoju. „Moi bohaterowie noszą w sobie dogłębną samotność” – mówi Shubhangi Swarup. „Nie tylko pozostaje ona z nimi przez cały czas, ale także skłania do nawiązywania więzi z innymi ludźmi i z siłami przyrody. Pisanie, w podobny sposób, pomogło mi spojrzeć w głąb siebie i wyjść daleko poza własną osobę. Samotności jako doświadczenia nie można sprowadzić wyłącznie do fizycznej przestrzeni lub stanu umysłu”.
Osobiste pragnienia, rozterki, poszukiwanie prawdy i równowagi. Obok nich upadek kolonializmu, krwawe dyktatury, geopolityczne zatargi, gwałtowne przemiany późnego kapitalizmu. A jeszcze na szerszym planie – nieustające ruchy lądotwórcze i taniec potężnych żywiołów, przypominające o wszechmocy sił przyrody. Jak wyjaśnia autorka, akcja „Współrzędnych tęsknot” rozgrywa się wzdłuż linii uskoku oddzielającego indyjską płytę tektoniczną. Uskok jest nie tylko miejscem wydarzeń, ale i – jak Swarup nazywa ją z indyjska – sudratharem (narratorem). „Kiedy stoisz na dużej wysokości na pustyni w Ladakh, skamieniałości i muszle opowiadają inną historię” – mówi pisarka. „Przypominają, że kiedyś było tu dno morskie. Podobnie Andamany są szczytami górskimi wystającymi z oceanu. Klejnoty znalezione w Myanmarze mówią o głębokiej przemocy geologicznej doświadczanej przez ten region oraz o tym, jak owa przemoc łączy go z himalajskimi lodowcami i dolinami oraz wyspami oceanicznymi. Uskok tektoniczny jest kluczowy dla narracji mojej powieści, a kiedy skierujesz wzrok w jego stronę, wyłania się zupełnie inna opowieść. Taka, w której ramy naszego życia wyznacza historia naturalna, a nie granice polityczne czy sztuczne intrygi”.
Maleńki amonit starszy niż Himalaje
Shubhangi Swarup dorastała w Mumbaju, w – jak sama przyznaje – miejskim, uprzywilejowanym otoczeniu. Opowieściom swojej, pochodzącej z Andamanów, matki przypisuje największą rolę w rozbudzeniu jej ciekawości świata, podczas gdy kolejnych wielkich odkryć dostarczyły jej podróże. „Pamiętam, jak kiedyś w Ladakh natknęłam się na morskie skamieliny” – wspomina. „Moją pierwszą reakcją było niedowierzanie, ale szybko dotarło do mnie, jak wszystko w naturze jest z sobą związane. Miałam objawienie. Podróż zawiodła mnie od niedowierzania poprzez ciekawość do zakochania się w przyrodzie. Wiedziałam już, że muszę o niej pisać!”.
Zanim jednak Hinduska zadebiutowała w roli prozatorki, zyskała w rodzinnym kraju renomę uznanej dziennikarki. Do jej osiągnięć należy m.in. realizacja krótkometrażowego filmu dokumentalnego „When Borders Move”, który to obraz – w reżyserii Swarup i według jej scenariusza – opowiada o wiosce Hunderman, położonej na ziemi niczyjej pomiędzy Pakistanem i Indiami. Reporterskie obowiązki pozwalały przyszłej pisarce stykać się z ludźmi, a wraz z nimi poznawać także ich historie. „Po jakimś czasie przestałam nosić z sobą dyktafon na wywiady” – opowiada. „Nauczyłam się słuchać mowy ciała rozmówców – widziałam jak w ich oczach zbierają się łzy, jak z trudem wyrażają swoje myśli. To mnie otworzyło. Zaczęłam słuchać całą sobą. Język może coś ukryć, manipulować, podczas gdy słuchanie pozwala mi być wierną prawdzie stojącą za opowieścią”.
Właśnie z tych rozmów wynikło przekonanie Shubhangi Swarup o potrzebie oddania głosu tym, którzy zazwyczaj są go pozbawieni. Oznaczało to zarówno niewidocznych na co dzień mieszkańców odizolowanych od wielkiego świata krain, jak i otaczającą ich niemą przyrodę. „Malutki skamieniały amonit wielkości dłoni znaleziony w Nepalu jest starszy niż same Himalaje. Dlaczego sztuka ma więc trzymać się jedynie szczytów i ich zdobywców?” – dopytuje Hinduska. „Sztuka może zabrać nas do miejsca, w którym kończy się nauka i pozwolić na grę możliwościami, wyimaginowanymi alternatywnymi wersjami przyszłości. Sztuka może pomóc nam wyrazić wizję”.
Dopóki istnieją kamienie
„Współrzędne tęsknoty” prawdopodobnie nie powstałyby, gdyby ich autorka nie otrzymała stypendium na Uniwersytecie Wschodniej Anglii w Norwich. Pobyt w Wielkiej Brytanii umożliwił jej uporządkowanie pomysłów, a przede wszystkim – rozległe badania. Swarup wiedziała już, że chce napisać powieść o Azji, jej historii oraz związkach pomiędzy ludźmi, ziemią a naturą. Wymagało to od niej jednak gruntownych studiów dziejów regionu. „Przeprowadziłam wszelkie możliwe badania” – zapewnia po latach. „Czytałam o faunie i florze, długościach i szerokościach geograficznych, historii i polityce. Chociaż otrzymałam stypendium wydziału kreatywnego pisarstwa Uniwersytetu Wschodniej Anglii, to najwięcej czasu spędzałam na wydziale nauk o Ziemi, aby dowiedzieć się czegoś o geologii i pokrewnych dyscyplinach”.
Książka powstawała siedem lat, nie zawsze w warunkach pozwalających na skupienie i wyciszenie. Jak wyjaśnia autorka: „Fragmenty powieści były pisane w egzotycznych miejscach, w zupełnej samotności, ale większość powstała w zatłoczonym domu dzielonym z dziewięcioma osobami, gdzie nic, nawet strona, nie była świętością. Czasami moja siostrzenica bazgrała w moim manuskrypcie albo któryś z członków rodziny notował w nim numer telefonu”.
Ostatecznie „Współrzędne tęsknoty” doczekały się premiery w 2018 roku i natychmiast spotkały się z entuzjastycznym odbiorem. Wraz z kolejnymi tłumaczeniami na obce języki recenzenci z całego świata chwalili debiutantkę za wysmakowany język, rozmach powieści i liryczny, miejscami nieco odrealniony ton. „Nasiona powieści znajdują się w niedowierzaniu” – opowiadała o swoim dziele Swarup. „Ponieważ w naturze istnieją wzorce, powiązania i prawdy, znajdujące się poza ludzkim zasięgiem”. Właśnie owe relacje z przyrodą okazały się szczególnie frapujące dla czytelników z Zachodu. W tym miejscu warto przytoczyć fragment opowieści, po którą sięga pisarka: „Wciąż pamiętam, jak podczas pobytu w Nepalu, tuż po trzęsieniu ziemi, nie zetknęłam się z żadnymi pretensjami miejscowych wobec natury. Pewien mężczyzna powiedział mi: Jab tak patthar hain, hum hain (dopóki istnieją kamienie, istniejemy my)”.
Nowa fala nadchodzi z Indii
Przy wszystkich wyrazach uznania, jakie spłynęły na „Współrzędne tęsknoty”, Swarup nie mogła znieść jednego – ilekroć o jej dziele pisano jako o przejawie realizmu magicznego. „Jeśli historie dotyczące natury uważamy za coś magicznego, unaocznia to jedynie, jak oderwani od niej jesteśmy” – wyjaśnia. „Postrzegamy ją jako magię, a nie rzeczywistość. Pozorna magia w mojej powieści inspirowana jest naturalną historią i jej prawdziwymi detalami, z którymi zetknęłam się w trakcie moich badań. Podczas podróży spotkałam się z poglądem głoszącym, że tylko wówczas, gdy akceptujemy naszą własną omylność i nietrwałość w świecie, będziemy mogli odnaleźć harmonię z naszym miejscem w ekosystemie”.
Wobec książki Hinduski bardziej stosowne wydaje się więc określenie „fikcja naturalna”, które ukuło jury nagrody im. Émile’a Guimeta, jednego z wielu laurów, jakimi uhonorowano „Współrzędne tęsknoty”. Niektórzy krytycy piszą nawet o nowym nurcie azjatyckiej literatury, na czele którego stoją Swarup i jej rodaczka Janice Pariat, która rok temu przedstawiła równie głośno komentowaną powieść „Everything the Light Touches”.
„Muzą tej powieści jest nasza niepozorna planeta, byt, który ma w sobie więcej piękna, magii i hartu, niż ludzki rozum jest w stanie ogarnąć” – czytamy w posłowiu do powieści. „Jako pisarka odczuwam też wdzięczność wobec samego procesu pisania – ta proza zbliżyła mnie jeszcze bardziej do prawd, które najsilniej odzywają się w moim sercu”. Nic dziwnego, że „Współrzędne tęsknoty”, rzecz o potrzebie zachowania i pielęgnowania więzi z naturalnym otoczeniem, rezonuje tak silnie w świecie, w którym psychologowie mówią już o epidemii niepokoju klimatycznego, czyli obaw wynikających z niepewnej przyszłości Ziemi. Pytana o zmiany klimatyczne, Shubhangi Swarup odpowiada zresztą bardzo rzeczowo: „Jako nowoczesne społeczeństwo nie jesteśmy zainteresowani naukami przyrodniczymi, historią naturalną i szeroką siecią życia, która nas wychowuje. W rezultacie obecne dyskusje na temat kryzysu klimatycznego są krótkowzroczne i solipsystyczne. Są wyzbyte podziwu, miłości i osobistego zaangażowania, na które zasługuje nasza planeta”. Lektura „Współrzędnych tęsknoty” to całkiem dobry punkt wyjścia, aby zmieniać tę postawę.
„Współrzędne tęsknoty” Shubhangi Swarup ukazały się w Polsce nakładem Wydawnictwa Bo.wiem w przekładzie Mikołaja Denderskiego.
Sebastian Rerak
fot. Nikhil Hemrajani
Kategoria: premiery i zapowiedzi