Historia żołnierza, który przez 29 lat nie wiedział, że zakończyła się wojna. Powieść „Zmierzchanie świata” Wernera Herzoga w księgarniach

18 listopada 2023

Werner Herzog po raz kolejny wybrał się na krańce świata, by zbadać granice ludzkiego doświadczenia. Tym razem jednak uczynił to nie w formie filmu fabularnego lub dokumentalnego, lecz książki. Powieściowy debiut wielkiego niemieckiego reżysera nosi tytuł „Zmierzchanie świata” i opowiada historię Hiroo Onody, ostatniego żołnierza II wojny światowej, który poddał się i zszedł ze służby w 1974 roku. Książka trafiła niedawno do sprzedaży nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego.

Przez ponad 60 lat kariery reżyserskiej Werner Herzog nakręcił ponad 70 filmów – zarówno fabularnych, żeby wymienić chociażby dzieła „Aguirre, gniew boży”, „Zagadka Kaspara Hausera” czy „Fitzcarraldo”, jak również nagradzanych dokumentów, w tym „Grizzly Man” czy „Lo i stało się. Zaduma nad światem w sieci”. Ale aktywność twórcza Herzoga nie ogranicza się jedynie do kinematografii. „Ludzie czasami się dziwią, że jestem pisarzem, ale byłem nim od samego początku” – wyznaje.

Zimą 1974 roku Herzog przeszedł ponad 900 kilometrów z Monachium do Paryża, aby odwiedzić umierającą przyjaciółkę, niemiecką krytyczkę filmową Lotte H. Eisner. Trzytygodniową pieszą wyprawę opisał w książce „Vom Gehen im Eis” („Chodząc po lodzie”). Reżyser pisał też wiersze i prowadził dzienniki. Ostatnie jego dzieło pojawiło się na księgarskich półkach w 2009 roku i nosiło tytuł „Die Eroberung des Nutzlosen” („Zdobycie bezużytecznego”). Zawarł w nim refleksje związane z pracą na planie filmu „Fitzcarraldo”, gdzie musiał zmierzyć się nie tylko z arcytrudnym logistycznie wyzwaniem, jakim było przeniesienie statku przez górę, ale także z narastającym konfliktem z odtwórcą głównej roli, Klausem Kinskim.

„Moje książki zostaną zapamiętane bardziej niż filmy” – twierdzi Herzog. Choć może w słowach tych jest trochę przesady, to jednak pokazują one, jak ważne miejsce w jego dorobku, przynajmniej dla samego reżysera, zajmuje pisarstwo. „W pewnym sensie moje filmy są moją podróżą, a pisanie ma miejsce, kiedy jestem w domu” – wyjaśnia. Słowa te po części też tłumaczą, dlaczego na każdą nową książkę reżyser każe czekać tak długo i dlaczego właśnie teraz otrzymaliśmy nową.

Pracę nad „Zmierzchaniem świata” Herzog rozpoczął jesienią 2020 roku. Był szczyt pandemii, nie mógł w tym czasie kręcić filmów. Jego małżonka, Lena, z którą mieszka w Los Angeles, zasugerowała więc, żeby znów zaczął pisać. Tak też zrobił, a w efekcie powstały dwie książki: autobiografia „Jeder für sich und Gott gegen alle” („Każdy dla siebie, a Bóg przeciwko wszystkim”) oraz powieść „Zmierzchanie świata”, która ukazała się właśnie w Polsce.

To nie przypadek, że głównym bohaterem swojego powieściowego debiutu Werner Herzog uczynił Hiroo Onodę. Postać japońskiego żołnierza, który przez blisko trzy dekady po zakończeniu wojny nie schodził z posterunku w dżungli, fascynowała go od lat. O skali tej fascynacji niech świadczy zdarzenie z 1997 roku. Reżyserując w Tokio operę, Herzog popełnił duży nietakt, gdy odrzucił propozycję prywatnej audiencji u cesarza Japonii. „Była to gafa, straszna, idiotyczna gafa, i do dziś na myśl o tym chciałbym się zapaść pod ziemię” – wspomina na początku książki. Zmieszani gospodarze zapytali więc, czy jest ktoś inny, z kim chciałby się spotkać. Reżyser bez namysłu odparł: z Onodą.

Porucznik Hiroo Onoda to w Japonii prawdziwa legenda. W 1944 roku jako żołnierz Cesarskiej Armii otrzymał rozkaz utrzymania filipińskiej wyspy Lubang pod okupacją aż do powrotu japońskich wojsk. Charakter misji był wyjątkowy. Onoda miał operować z dżungli jak nieuchwytny duch, uniemożliwiając wrogowi przejęcie rzekomo strategicznego kawałka lądu. Żołnierz podszedł do swojego zadania nad wyraz ambitnie. Wspólnie z trzyosobowym oddziałem zaszył się w buszu i wypełniał rozkaz.

Porucznik Hiroo Onoda dokonuje symbolicznego poddania przed prezydentem Filipin Ferdinandem Marcosem (fot. Malacañang Palace)

Onoda pozostał na służbie przez 29 lat po zakończeniu II wojny światowej, był bowiem przekonany, że konflikt się nie zakończył. Utwierdziły go w tym amerykańskie bombowce przelatujące nad dżunglą i pływające w pobliżu okręty wojenne. Nie wiedział, że w międzyczasie wybuchły i skończyły się kolejne wojny – w Korei i Wietnamie, a wojska USA nadal miały w pobliżu bazę. Kiedy Onoda znajdował strony japońskich gazet lub ulotki nakłaniające go do poddania się, nie dawał im wiary, przekonany, że to sprawka nieprzyjacielskich agentów, próbujących wywabić żołnierza z dżungli.

Do zejścia z posterunku w końcu przekonał go były student, Norio Suzuki, który postawił sobie trzy życiowe cele: znaleźć pandę w naturalnym środowisku, porucznika Onodę i yeti. Żołnierz zgodził się zejść z posterunku pod warunkiem, że rozkaz taki wyda mu jeden z jego dawnych dowódców. Ściągnięto więc na miejsce 88-letniego już majora, który odczytał zagubionemu w czasie podwładnemu instrukcje kwatery głównej.

Kiedy Onoda wrócił do Japonii, stał się prawdziwą gwiazdą, a jego historia wytrwałości zainspirowała wielu twórców. Japońscy gospodarze zorganizowali Herzogowi spotkanie z byłym żołnierzem. Obaj panowie szybko nawiązali dobry kontakt. „Zbliżyliśmy się do siebie w toku wielu rozmów, bo pracowałem w trudnych warunkach w dżungli i umiałem z nim gadać oraz zadawać mu pytania, jakich nikt inny mu nie zadawał” – wyjaśnia w książce reżyser.

Od tego czasu Herzog rozważał pomysł nakręcenia filmu o Onodzie. Długo jednak nie mógł znaleźć odpowiedniej formy narracji. Niewykluczone też, że trudno było mu zdobyć w dzisiejszych czasach finansowanie na produkcję realizowaną w wymagających warunkach w dżungli, na dodatek z niepewnym do oszacowania zyskiem. Projekt nie doszedł więc do skutku, a niemieckiego reżysera ubiegł w końcu inny filmowiec, Arthur Harari, któremu ledwo udało się zebrać skromny budżet (3 miliony euro) na nakręcenie produkcji zatytułowanej „Onoda. 10 000 nuits dans la jungle” („Onoda. 10 000 nocy w dźungli”). Film ten zresztą poniósł w kinach spektakularną komercyjną klęskę. W przypadku Herzoga książka wydawała się więc najwłaściwszym medium.

„Zmierzchanie świata” można by określić powieścią faktu, ale trzeba pamiętać, że u Wernera Herzoga – jak zauważył to niegdyś krytyk Roger Ebert – granica między prawdą a fikcją jest jedynie mirażem. Mówiąc o swoich filmach dokumentalnych, reżyser przyznał, że używa wyobraźni i stylizacji do wzbudzenia w widzu „ekstazy prawdy”. Stan ten ma miejsce, gdy odbiorca ma uczucie, że jego spojrzenie sięga głębiej, poza fakty. Taki sam modus operandi zastosował przy pisaniu swojej książki. Szansę na doznanie „ekstazy prawdy” mają teraz polscy czytelnicy.

Powieść „Zmierzchanie świata” ukazała się w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz.

[am]
fot. główna: „Werner Herzog: Radical Dreamer”


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi