Autor „Kobiety w oknie” zmyślał, że chorował na raka i zrobił doktorat w Oxfordzie

6 lutego 2019


Dan Mallory, który opublikował pod pseudonimem A.J. Finn bestsellerowy thriller psychologiczny „Kobieta w oknie”, wielokrotnie zmyślał informacje na swój temat, mówiąc m.in., że chorował na raka i zrobił doktorat w Oxfordzie. Pisarz wystosował przeprosiny i wyznał, że kłamał, ponieważ chciał ukryć swoje zmagania z chorobą dwubiegunową.

Sprawę kłamstw Mallory’ego/Finna opisał amerykański „The New Yorker” w artykule długim na ponad 12 tysięcy słów, ale z powodzeniem mogłaby ona stanowić materiał na osobną książkę. O ile taka już nie powstała, ponieważ pisarza przyrównuje się często w tekście do Toma Ripleya, pełnego uroku, genialnego oszusta znanego z serii powieści autorstwa Patricii Highsmith, z których chciał doktoryzować się Mallory/Finn.

Autor „Kobiety w oknie” od początku wydawał się dobrym materiałem na gwiazdę literatury popularnej. Był przystojny, dowcipny i wygadany, co sprawiło, że z miejsca zjednywał sobie czytelników. Dużą część ostatniego roku spędził w trasie promującej książkę. Czasem podczas spotkań zdarzyło mu się coś przekręcić. Raz cytował żartobliwe komplementy, które usłyszał od goszczącej go chińskiej rodziny. Innym razem mówił, że chodziło o Japończyków. Najpierw zwierzał się, że elektrowstrząsy nie pomogły mu w walce z chorobą dwubiegunową, a potem, że zadziałały, za co był bardzo wdzięczny (a widownia zareagowała głębokim westchnieniem). Nikt o takie drobiazgi się nie czepiał. Każdemu zdarza się coś przekręcić, a pisarze tym bardziej lubią manipulować publicznością.

Ale podczas jednego ze spotkań poszedł o krok dalej. Powiedział, że kiedy pracował w londyńskim wydawnictwie Little, Brown, J.K. Rowling złożyła tam anonimowo jako Robert Galbraith manuskrypt kryminału „Wołanie kukułki”, i to z jego rekomendacji książka się ukazała. Przyznał też, że wykładał na Uniwersytecie w Oksfordzie, gdzie otrzymał doktorat. Zresztą to drugie powtórzył też w wywiadzie udzielonym polskiemu „Newsweekowi”: „Doktorat na Oksfordzie to było sześć lat męki i ledwo udało mi się go dokończyć”. Bez trudu udało się ustalić, że Mallory/Finn nie posiada doktoratu z Oxfordu. Wprawdzie podczas pracy we wspomnianej oficynie mógł czytać książkę nadesłaną przez Rowling, jednak to nie z jego polecenia została ona opublikowana. Dziennikarzowi „New Yorkera” zapaliła się ostrzegawcza lampka. Szybko okazało się, że młody pisarz od lat zmyślał i oszukiwał ludzi, opowiadając im nieprawdziwe historie o własnej chorobie i śmierci bliskich mu osób. Pierwsze przypadki, na które udało się natrafić, pochodziły z czasów, kiedy Mallory/Finn był nastolatkiem.

Dan Mallory urodził się w zamożnej rodzinie i w dzieciństwie uczęszczał do prywatnej szkoły. Jego dziadek ze strony matki, John Barton Poor, był prezesem i dyrektorem generalnym firmy R.K.O. General, która posiadała stacje telewizyjne i radiowe. Ma braci Johna i Jake’a oraz siostry Hope i Elizabeth. Choć twierdził, że jako nastolatek nie cieszył się popularnością, jego kolega ze szkoły ma zupełnie inne zdanie i przypomina, że przyszły pisarz był jedną z głównych gwiazd w szkolnym przedstawieniu „Arszenik i stare koronki”.

Kiedy był nastolatkiem, jego matka zachorowała na raka. W napisanym pod koniec drugiego roku studiów artykule, który opublikowano w uczelnianej gazecie, przywołał tamto zdarzenie. Jak wspominał, matka nalegała, aby pisząc podania do uczelni, wspominał, że ona choruje na raka. Przyznaje, że zastosował się do jej słów. Nie traktował jednak tego jako „kapitalizowania tragedii”, uważał raczej, że można to określić „wyciskaniem lemoniady z przysłowiowych cytryn”. Strategia „na chorą matkę” nie zawsze przynosiła efekty. Obojętność okazano w Princeton, dlatego dziekana ds. rekrutacji tej uczelni nazwał w artykule „bezdusznym draniem”. Zdaniem dziennikarza „New Yorkera” tekst wydaje się zwiastunem tego, co Mallory/Finn stosować miał później wielokrotnie, często w zmienionej, dużo bardziej „tragicznej” formie.

Przekonano się o tym już w pierwszej pracy w branży, którą podjął w charakterze asystenta w amerykańskim wydawnictwie Ballantine (komercyjnym imprincie Random House). Podczas rozmowy kwalifikacyjnej powiedział, że pokochał popularną literaturę kobiecą, czytając ją ciężko chorej na raka matce. Później przyznał, że kiedyś sam miał raka mózgu. Gdy zakończył współpracę i przeniósł się do Wielkiej Brytanii, odkryto, że wciąż korzystał z firmowej karty kredytowej, robiąc zakupy na angielskim Amazonie. Przyłapany na tym, przyznał się, ale nalegał, żeby potraktowano to jako pomyłkę. Zapewne w celu usprawiedliwienia dodał, że doświadcza nawrotu raka.

Na jeszcze większą skalę fantazje Mallory’ego/Finna poznał Craig Raine, wykładowca literatury angielskiej w New College w Oksfordzie. Każdej wiosny czytał podania od studentów, którzy zostali przyjęci na doktorat w Oksfordzie i mieli nadzieję związać się z kolegium podczas nauki. Mniej więcej dziesięć lat temu przeczytał aplikację Mallory’ego/Finna, który chciał pisać o homoerotyce w prozie Patricii Highsmith, a przy okazji „zwierzył się” z osobistych przeżyć. Przyszły autor „Kobiety w oknie” starał się wyjaśnić, dlaczego jego wcześniejsze wyniki jako magistra w Oksfordzie były tylko dobre, a nie znakomite. Wyznał, że w tym czasie musiał wrócić do Stanów, aby zająć się matką, która chorowała na raka piersi. Miał też brata upośledzonego umysłowo, który umarł. Mallory/Finn opisał, jak jego rodzicielka stopniowo gasła, a on cały czas starał się ją wspierać. W pewnym momencie wykryto u niego guza mózgu, ale nie zamierzał jej nic mówić, żeby nie pogarszać stanu chorującej. W końcu matka zmarła. Z tekstu wynikało, że ojciec też już nie żył. Choć takie nagromadzenie tragedii może wzbudzać podejrzenia, wykładowca zapewnia, że tekst napisany był ze spokojem i wyczuciem, bez skłonności do przesady. Raine nie tylko pomógł studentowi zdobyć miejsce w New College, ale też zaproponował publikację wspomnień w formie eseju. Mallory/Finn pracował nad tekstem kilka miesięcy, ale w końcu powiedział, że nie chce go upubliczniać, bo jego matka, osoba dbająca o swoją prywatność, na pewno by sobie tego nie życzyła.

Raine nie mógł uwierzyć, kiedy usłyszał od dziennikarza, że matka pisarza, Pamela Mallory, ma się dobrze. Jej synowie także. Na dodatek raczej żaden nie był upośledzony umysłowo. Ojciec, niegdyś członek zarządu w Bank of America w Charlotte, również żyje. Spotkał się z dziennikarzem i przyznał, że jego żona chorowała ciężko na raka, ale z tego wyszła. Dzieci ominęły takie nieszczęścia. Całą rodzinę zresztą sfotografowano podczas wykładu, który Mallory/Finn dał na uczelni w rodzinnej miejscowości. Oczywiście tytułu doktora w Oksfordzie nie zdobył, co potwierdzili przedstawiciele uniwersytetu. Choć są dowody w postaci e-maili, że już na drugim roku doktoratu swoją korespondencję podpisywał jako „dr Daniel Mallory”.

Mallory/Finn opuścił uczelnię i zaczął szukać pracy w angielskich wydawnictwach, przedstawiał się jako były redaktor w Ballantine (tymczasem, jak już wiemy, zajmował tam jedynie stanowisko asystenta) i posiadacz dwóch (!) tytułów doktorskich. Był to okres, kiedy standardy zatrudnienia na rynku wydawniczym nie były zbyt wysokie (teraz ponoć się to poprawiło), dlatego przyszły pisarz został przyjęty. Otrzymał posadę redaktora średniego szczebla w oficynie Sphere, będącej komercyjnym imprintem Little, Brown. W Nowym Jorku wieść o tym wywołała niemałe zdziwienie w branży. Nikt za oceanem jednak nie wiedział o niestworzonych historiach, które opowiadał nowemu pracodawcy Mallory/Finn. Na dodatek, co trzeba podkreślić, młodzieniec potrafił się sprzedać. Robił bardzo dobre wrażenie. Nie tylko na wydawcach, ale też autorach, z którymi współpracował w ramach obowiązków. Koledzy podkreślają jednak, że nie warto było wchodzić mu w drogę. Liczyła się przede wszystkim kariera.

W 2010 roku Mallory/Finn poinformował współpracowników, że ma nieoperacyjnego guza mózgu. Rzekomo już wcześniej walczył z rakiem, ale nastąpił nawrót i lekarze dawali mu góra dziesięć lat życia. Niektórzy na wieść o tym płakali. Nad jego biurkiem powieszono balony z życzeniami powrotu do zdrowia. On sam przez jakiś czas nosił czapkę bejsbolową, nawet w pomieszczeniu. Wszyscy myśleli, że chce w ten sposób ukryć wypadanie włosów po chemioterapii. Kłamstwa dotyczyły oczywiście nie tylko raka, ale również spraw wewnątrzfirmowych. Żeby dostać podwyżkę, zmyślał, że otrzymał lepszą ofertę od konkurencyjnego wydawnictwa. W którymś momencie szefostwo Little, Brown dowiedziało się, że niekoniecznie to, co mówi Mallory/Finn, musi być prawdą, dlatego w sierpniu 2012 roku zakończono współpracę. Warunki objęte są klauzulą poufności, ale trudno nie odnieść wrażenia, że firma starała się pozbyć niewygodnego pracownika.

Mallory/Finn przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie z miejsca dostał pracę jako redaktor wykonawczy w wydawnictwie William Morrow, oddziale HarperCollins. Osoba odpowiedzialna za jego przyjęcie nie udzieliła komentarza, dlaczego został zatrudniony na tym stanowisku, zważywszy na fakt, że na referencje z Wielkiej Brytanii nie mógł raczej liczyć.

Zimą Mallory przestał przychodzić do nowej pracy, nie informując o niczym współpracowników. W lutym 2013 roku do niektórych dawnych znajomych w Londynie dotarł mail od jego brata Jake’a, którego nigdy nie spotkali. Pisał, że Dana czeka operacja usunięcia guza w kręgosłupie. Wiadomość przekazano do Stanów. Redaktorzy, nawet z konkurencyjnych wydawnictw, wysyłali mu wyrazy sympatii i książki w prezencie. Mężczyzna w kolejnych e-mailach obszernie i dokładnie relacjonował pobyt brata w szpitalu. Oczywiście podkreślał, że cały ten czas spędził u jego boku. Jednak specyficzne osobliwości w tekście oraz celne, dowcipne uwagi sugerowały, że autorem wiadomości mógł być sam Mallory /Finn. Poprzez swojego rzecznika pisarz zdementował te przypuszczenia, ale dziennikarz „New Yorkera” przekopał profile na Facebooku i okazało się, że w tygodniu rzekomego zabiegu brat Mallory’ego, Jake, raczej nie przesiadywał w szpitalu, ponieważ jego narzeczona opublikowała w sieci profesjonalne „przedślubne” zdjęcie pary. Oboje wyglądali na szczęśliwych, co zupełnie kłóciło się z emocjami zawartymi w e-mailach.

Kiedy Mallory wrócił wiosną do pracy, nie było po nim widać żadnych oznak wyniszczającej choroby. Pojawiał się w biurze bardzo nieregularnie, rzadko uczestniczył w spotkaniach redakcji. Szefostwo albo uwierzyło w historię z rakiem, albo przeszło nad tym do porządku dziennego. Liczyło się w końcu, że Mallory/Finn jest dobrym redaktorem. Jeden z pracowników biura powiedział „New Yorkerowi”, że ludzie nie przejmują się czymś, jeśli to nie jest molestowanie seksualne.

Historia zmyśleń autora „Kobiety w oknie” jest długa. Mówił na przykład, że brat Jake, który rzekomo rozsyłał wieści ze szpitala, popełnił później samobójstwo. Chwalił się, że w 1999 roku doszlifowywał scenariusz filmu „Oszukać przeznaczenie”, czemu zaprzecza reżyser James Wong. O skali kłamstw może świadczyć fakt, że niektórzy byli współpracownicy nie wierzyli nawet, że naprawdę nazywa się Dan Mallory.

Pisarka Sophie Hannah, która odpowiedzialna jest za oficjalne kontynuacje przygód Herkulesa Poirot, w związku z czym współpracowała redakcyjnie z Mallorym/Finnem, zdaje się wręcz inspirować w swej twórczości jego manipulacjami. Domyślą się tego wszyscy, którzy czytali „Zamkniętą trumnę”. Nie chcąc spoilerować, polecamy przyjrzeć się wątkowi związanemu z Josephem Scotcherem. Autorka przyznała, że istnieją podobieństwa między fabułą a plotkami, które krążyły w branży. Pewien anonimowy pracownik wydawnictwa z Nowego Jorku zdradził, że w 2013 roku Hannah do tego stopnia nękały podejrzenia, że Mallory/Finn kłamie o leczeniu raka, że wynajęła prywatnego detektywa do zbadania sprawy. Zdaje się to potwierdzać archiwalny wpis na blogu autorki, w którym relacjonuje podjęte poczynania, które miały pomóc rozwikłać „dziwną zagadkę”. Dziennikarzowi „New Yorkera” autorka przyznała, że myślała o tym, aby zatrudnić kogoś do zbadania tej historii, ale jednak nigdy tego nie zrobiła. Wprawdzie zleciła raz detektywowi zadanie, ale dotyczyć miało… problemu graffiti w Cambridge. Niestety nie pamięta jego nazwiska i usunęła całą starą korespondencję. Znajomi Sophie Hannah wyjawili, że autorka uwielbia dyskusje o Mallorym/Finnie i często wraca do tej sprawy. Świadczy o tym fakt, że tropy tej zagadki znajdziemy też w opowiadaniu „The Warning” i musicalu „The Generalist”.

W kontekście kłamstw warto również przyjrzeć się okolicznościom wydania „Kobiety w oknie”. Mallory/Finn twierdził, że agencja rozesłała książkę do wydawców pod pseudonimem, nie informując, kto rzeczywiście ją napisał, ponieważ jako autor nie chciał, żeby ktokolwiek proponował wydanie książki (lub rezygnował z niego) z uwagi na znajomość z nim. Zanim doszło do licytacji powieści, wydawcy, którzy przeczytali manuskrypt i zgłosili chęć publikacji, poznali prawdziwą tożsamość pisarza. Na tym etapie miało to pozwolić uniknąć kolejnych kłopotliwych sytuacji. Co ciekawe, licytację wygrała oficyna William Morrow, czyli pracodawca Mallory’ego. Ta „oficjalna” wersja historii nie uwzględnia jednego szczegółu. W połowie aukcji, gdy ujawniono oferentom nazwisko autora, większość wydawców się wycofała. Posunięcie to odzwierciedlało nieufność branży wobec Mallory’ego/Finna, o którym krążyło już wiele pogłosek.

W oświadczeniu wysłanym do „New Yorkera” za pośrednictwem rzecznika autor „Kobiety w oknie” przypomina, że w ostatnich dwóch latach wielokrotnie opowiadał publicznie, iż cierpi na chorobę dwubiegunową typu II, dlatego doświadczał głębokich depresji, urojeniowych myśli, chorobliwych obsesji i problemów z pamięcią. Przyznaje, że wcześniej robił i mówił rzeczy, których nie powinien, a także zmyślał na temat choroby fizycznej, ponieważ panicznie wstydził się swoich dolegliwości psychicznych. Jednocześnie przeprosił, że wykorzystał czyjąś dobrą wolę i nigdy nie było to jego celem.

Kiedy Mallory/Finn po raz pierwszy wyjawił, że zmaga się z zaburzeniami dwubiegunowymi, znajomi ze światka wydawniczego byli zaskoczeni. Przez lata był gotów mówić o raku, śmierci, samobójstwie brata, ale nie wspomniał o chorobie psychicznej na tyle ciężkiej, że szukał ulgi w elektrowstrząsach i ketaminie? Na prośbę pisarza jego psychiatra potwierdził zaburzenia i przyznał, że z powodu choroby matki Mallory/Finn czasami miał „somatyczne dolegliwości, lęki i zaabsorbowania”, w tym dotyczące raka. Ale jak twierdzi cytowany przez „New Yorkera” psychiatra sądowy, choć pacjenci mogą doświadczać okresów zawyżonego poczucia własnej wartości, hipomaniakalne epizody „nie mogą odpowiadać za utrzymujące się aroganckie i oszukańcze zachowania interpersonalne”.

[am]

Tematy: , , , ,

Kategoria: newsy