Życie online i cała reszta. Przeczytaj fragment nominowanej do Bookera powieści „Nikt o tym nie mówi” Patricii Lockwood

25 maja 2023

W 2021 roku w gronie finalistów Nagrody Bookera znalazła się powieść „Nikt o tym nie mówi” Patricii Lockwood. To szczery i uroczo bluźnierczy list miłosny do niekończącego się skrollowania oraz medytacja nad miłością, językiem i związkami międzyludzkimi. Główna bohaterka wpada w wir popularności internetowej, aż pewnego dnia prawdziwe życie zderza się z tym wirtualnym. Duża część książki pisana jest fragmentarycznym stylem, który ma oddawać doświadczenie przebywania online. Poniżej udostępniamy fragment tej nietuzinkowej książki.

Istnieje taka kultowa fotografia, szeleszcząca pielęgniarskim kitlem: zdjęcie kobiety odchylonej do tyłu i całowanej w Dniu Zwycięstwa na nowojorskim Times Square przez jakiegoś żołnierza. Widywaliśmy ją przez całe życie i zdawało nam się, że pojmujemy ten szczególny entuzjazm, który na niej uchwycono, tymczasem kobieta wyłoniła się z mroku dziejów, by powiedzieć wszystkim, że tego mężczyzny nie znała, a całe spotkanie bardzo ją wystraszyło. Dopiero wtedy nabrały oczywistości jej stulona jak koliber lewa dłoń, nieprawdopodobne wygięcie kręgosłupa, łokieć żołnierza przytrzymujący jej kark. „W życiu go nie widziałam” – powiedziała kobieta i oto był na zdjęciu i w naszych głowach. Ściskał ją jak zwycięstwo i nie wypuszczał z objęć.

• • •

Oczywiście najwięcej kradli zawsze ludzie nazywający się oświeconymi. Ci, którzy najwcześniej podchwycili nowy żargon. Żeby pokazać… co? Że nie są tacy jak inni? Że wiedzą, co warto kraść? To oni byli najbardziej winni. Ale wina była nic niewarta.

• • •

Pojawiła się nowa zabawka. Z początku wszyscy się z niej śmiali, lecz gdy ktoś powiedział, że wymyślono ją dla autystów, nikt się już nie śmiał, drwiono jedynie z ludzi, którzy śmiali się wcześniej. Niedługo później ktoś odkrył w jakimś muzeum jej kamienną wersję sprzed miliona lat i wydawało się, że to czegoś dowodzi, po czym okazało się, że pochodzenie zabawki ma coś wspólnego z Izraelem i Palestyną, więc wszyscy zawarli milczący pakt, by nigdy więcej o tym nie mówić. Wszystko wydarzyło się mniej więcej w ciągu czterech dni.

• • •

Otworzyła portal. „Ale co, będziemy to robić aż do śmierci?” – pytali się ludzie nawzajem tym samym tonem, którym zadawali wcześniej pytanie: „Czy jesteśmy w piekle?”. Nie w piekle – pomyślała – w oświetlonej jarzeniówkami poczekalni, gdzie oczekuje się na wprowadzenie do pamięci historii, kartkując w międzyczasie wieczyście przestarzałe numery pisma „Mama i ja” albo „Werandy”.

• • •

W tym miejscu, w którym niemal traciliśmy cielesność, ciało stawało się nagle najważniejsze. W tym wielkim tyglu nabierało znaczenia, czy jako dziecko mówiłeś przyszedłem czy przyszłem, czy twoja matka gotowała w domu czy kupowała garmaż, czy w twoim mieszkaniu wisiały prawdziwe obrazy czy może pozowane zdjęcia krewnych siedzących na zwalonym pniu przed namalowanym tłem, i wreszcie, czy miałeś w kuchni plastikowy pojemnik na jedzenie kompletnie przebarwiony na żółto. Oglądaliśmy się pod mikroskopem i przez teleskop, braterstwo ludzkości, i pod pewnymi względami nigdy nie byliśmy bardziej oddaleni od siebie. Powiększaliśmy się i przybliżaliśmy tak bardzo, że wreszcie zaczynaliśmy wyglądać jak zlodowaciały księżyc.

• • •

– Co robisz? – zapytał jej mąż miękko i niezobowiązująco, powtarzając swoje pytanie tak długo, aż uniosła nieprzytomne spojrzenie. Co robiła? Nie widział, że miała ręce pełne klejnotów natychmiastowości? Nie wiedział, że tamtego dnia męski feminista zamieścił na portalu zdjęcie swojego sutka?

• • •

Zasłynęła bardzo krótkim postem, zwykłym: Czy pies może być bliźniętami? To wszystko. Czy pies może być bliźniętami? Jej post niedawno osiągnął współczynnik penetracji, przy którym nastolatki zaczęły jej wysyłać emotki płaczącej buźki. To licealistki. Zapamiętają Czy pies może być bliźniętami? zamiast daty traktatu wersalskiego, której – spójrzmy prawdzie w oczy – sama też nie znała.

• • •

Zdobyła w ten sposób efemeryczną rozpoznawalność. Na całym świecie zapraszano ją do wypowiadania się z wysokości wału szkwałowego, tak to w każdym razie odbierała, na temat nowych mediów i strumienia zaśmigłowego informacji. Zasiadała na scenie obok mężczyzn znanych najlepiej pod swoimi nickami i kobiet rysujących sobie brwi tak wyraźne, że sprawiały wrażenie nienormalnych, a potem próbowała wyjaśnić, dlaczego mówienie „w internetach” zamiast „w internecie” jest obiektywnie zabawniejsze. Nie wyglądało to na prawdziwe życia, w każdym razie nie całkiem, ale co dziś tak wyglądało?

• • •

W Australii, gdzie była zagadkowo popularna, tonęła w blasku jupiterów obok innego eksperta od internetu, z wypisaną na twarzy satysfakcją z tytułu bycia Kanadyjczykiem i włosami bardzo widocznie wystylizowanymi żelem po trzydzieści dolarów tubka. Trafnie i obszernie wypowiadał się na wiele tematów, ale nosił szerokie bojówki, które zakładaliśmy w czasach, gdy sądziliśmy jeszcze, że po internecie wypada jeździć na desce. Ani na chwilę nie zdjął odblaskowych okularów, jakby chronił się przed oślepiającym blaskiem cyfrowości, padającym ze słońca, które nosił dokładnie na linii wzroku – gwiazdy przyszłości osadzonej w starej panewce nieba.

– W internetach jest zabawniejsze, nie? – zapytała go.

– Bez wątpienia – odparł. – W internetach zawsze żywe.

• • •

Podczas takich wystąpień wstępowało w nią coś, co w myślach nazywała demonem spektaklu: nieskazitelna osobowość, do której zwykle nie miała dostępu. Demon wchodził w nią i rozlewał się na zewnątrz, krzesząc z jej ciała obszerne gesty. Późniejsze nagrania oglądała zawsze w osłupieniu. Kim była tamta kobieta? I kto jej powiedział, że może zwracać się do ludzi w taki sposób?

• • •

– Problem! – Brzmiała bardzo wojowniczo, jak mało znana sufrażystka. W tuszu do rzęs utknął jej komar nieznanego gatunku, w ustach czuła posmak nieco inaczej parzonej kawy, którą Australijczycy uznawali za smaczniejszą od latte. Widownia utkwiła w niej zachęcające spojrzenia. – Problem polega na tym, że szybko zbliżamy się do punktu, w którym nie będziemy umieli świntuszyć inaczej niż zdaniami w rodzaju: Dojeb mi dopaminy, strono internetowa!

• • •

Czemu wybrała życie ograniczone do portalu? To miało coś wspólnego z dzieckiem przykutym łańcuchem na podwórku. Jej prababka, inwalidka z urojenia, trzymała swojego pierworodnego przykutego do słupka na podwórku, żeby zawsze widzieć przez okno, co robi. Wolałaby inną linię rodowodową ze strony matki – jakieś pilotki, wyzwolone miłośniczki jazzu, agentki międzynarodowego wywiadu – ale dostało jej się dziecko przykute na podwórku i już nie chciało puścić.

• • •

Chyba w każdym kraju wydawano gazetę o nazwie „The Globe”. Wyszukiwała ją wszędzie tam, gdzie ją akurat zaniosło, kładła na ladzie swoje korony, funty i franki, lecz często porzucała lekturę w połowie dla natychmiastowości portalu. Bo przecież jak długo czytała wiadomości linijka po linijce, minuta po minucie, tak długo miała coś do powiedzenia w tej sprawie, prawda? Musiała mieć coś do powiedzenia w sprawie tego, co się zdarzyło, choćby to było gołe: COOO?

Choćby to było tylko: EJ!

• • •

W tym miejscu wiedziała, co się zdarzy. W tym miejscu zawsze wybierała słuszną stronę i klęskę ponosiła historia, nie ona. W tym miejscu nie czytała niesłusznych pisarzy, nie unosiła się na fali entuzjazmu dla niesłusznych przywódców, nie jadała niesłusznych zwierząt, nie oklaskiwała walk byków i nie nazywała małych dziewczynek cipciami. W tym miejscu nie wierzyła we wróżki ani w media, w fotografię spirytystyczną ani w czystość krwi, w Objawione Przeznaczenie i nocne powietrze. Nie ordynowała córkom lobotomii i nie wysyłała synów na wojnę. Nie ciskały jej tu i tam prądy, pływy i zawieje ducha czasów, któremu umknąć potrafił jedynie geniusz, a i ten zapewne niezależnie od wszystkiego lał żonę, porzucał dzieci, szczypał w tyłek służące i w ogóle miał służące. Obserwowała stulecie dochodzące wreszcie do konkluzji i wiedziała, jak się to wszystko skończy, bo wszystko zostało zadekretowane przez niebo w sędziowskich togach, ona zaś unosiła się ponad nim jako głowa i widziała wszystko, wszystko, wstecz, wstecz, aż zalękniona odwróciła twarz od własnego jasnego dnia.

• • •

– Kolonializm – syknęła na piękną kolumnę, a przewodnik popatrzył na nią z troską.

Każde włókno w jej ciele drżało z napięcia. Starała się nienawidzić policji.

– Startuj z niskiego pułapu i powoli podnoś poprzeczkę – zaproponował jej terapeuta. – Zacznij od nienawiści do Oficera Bic Maca, zdrajcy swojej klasy, który uniemożliwia innym mieszkańcom McDonaldlandu zdobycie kanapek, które są im potrzebne. Rewolucja, kiedy już nadejdzie, za wszystkie jego zbrodnie zje mu hamburgerową głowę.

Ta przenikliwa uwaga wzbudziła w niej jedynie nową falę zniechęcenia. Jej terapeuta był bardziej radykalny od niej?

• • •

Sęk w tym, że jej ojciec był policjantem znanym z zatrzymywania samochodów i niepotrzebnego rewidowania chłopców z jej ogólniaka podczas pijackich eskapad. Utrudniało jej to umawianie się na randki, a jeśli już się umówiła, oczekiwano od niej przejęcia inicjatywy.

• • •

Jako dziecko nie spała po nocach, rozpalona bardzo konkretnym pytaniem: Skąd Francuzi wiedzą, co do siebie mówią? Gdy wreszcie zadała je matce, ta również nie znała odpowiedzi, co oznaczało, że problem musiał zostać odziedziczony.

• • •

nie mogę się uczyć? – wpisała w wyszukiwarkę późną nocą. – nie mogę się uczyć, odkąd straciłam dziewictwo?

• • •

Jej najsekretniejszą przyjemnością były zdania, które rozumiało pół procenta ludzi na Ziemi i które za dziesięć lat miały już nic nikomu nie mówić.

makabryczne czarcie doły odkryte w anglii

seks na księżycu przyszłego lata

co znaczy sucz

co znaczy kaczan

tyle kosztuje mój wegański lunch

spalone spodnie oparzenia nóg

• • •

Nie czuła opuszka palca wskazującego. Kiedyś na tej samej zasadzie od gadania przez telefon ucho robiło się miękkie, różowe i plastyczne, a wokół niego splątane włosy, jak mokra plama w kroku spodni.

• • •

Mąż podchodził do niej czasem od tyłu, gdy powtarzała pod nosem nie, nie, nie albo ratunku, ratunku, ratunku, i kładł jej dłoń na karku jak wiktoriańska pielęgniarka.

– Zacięłaś się? – pytał, a ona kiwała głową i robiła coś, co jakimś cudem zawsze wyrywało ją z odrętwienia, a mianowicie wyszukiwała piękne brązowe zdjęcia pieczonych kurczaków. Może dlatego, że kiedyś kobiety właśnie na tym spędzały całe dnie.

• • •

Nie miał tego problemu, tych rakowych przerzutów słów dalej i więcej. Nakładał sobie tyle, ile potrzebował, i to mu wystarczało. Kiedyś zapytała, jak będzie wyglądał ostatni posiłek w jego życiu, a on odparł natychmiast, lecz rozważnie: „Banan. Nie chciałbym umrzeć przejedzony”.

• • •

Sto lat temu jej kot mógłby się nazywać Puszek albo Mufcia. Teraz jednak nazywał się Doktor Dupek. Nie było wyjścia. Doktorze Dupku! – nawoływała nocą niemal w rozpaczy, póki nie przytruchtał pod drzwi z jaskrawymi piórami jej godności zwisającymi z pyska i nie zniknął za progiem wraz ze swoim pręgowanym ciałem.

• • •

W Bristolu zachód słońca ociekał jak plaster miodu.

– A więc to jest pani wkład w społeczeństwo? – zapytał jakiś mężczyzna i uniósł wydrukowany post Czy pies może być bliźniętami?

– Tak – pisnęła. Chciała jeszcze dodać, że spopularyzowała także koncepcję „manikiuru lakowego”, polegającą na lakierowaniu całego końca palca, co dawało efekt niedbałej czerwonej plamy, torując drogę 1776-core, ironicznym stylówkom wykorzystującym elementy wizualne charakterystyczne dla ojców założycieli, ale mężczyzna już odwrócił się ze wstrętem, przedzierając przy tym wydruk na pół. No i dobra. Anglik pewnie i tak by się z tego nie uśmiał.
(…)

Patricia Lockwood „Nikt o tym nie mówi”
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 256

Opis: Książka „onieśmielająco utalentowanej autorki” („The New York Times Book Review”) stawiająca pytanie: Czy jest życie po Internecie? Fragmentaryczna i wszechogarniająca, przenikliwa i autentyczna książka „Nikt o tym nie mówi” jest listem miłosnym do nieskończonego skrolowania, a jednocześnie głęboką, współczesną medytacją na temat miłości, języka i związków międzyludzkich wygłoszoną przez bardzo osobny i wyjątkowy głos literatury amerykańskiej. To opowieść o istnieniu podzielonym na dwie połowy. O tym, co się wydarza, gdy prawdziwe życie zderza się z narastającym absurdem świata udostępnianego za pośrednictwem ekranu.

Na początku tej ogromnie aktualnej i wymykającej się podziałom gatunkowym książki kobieta, która niedawno zyskała rozpoznawalność dzięki postom zamieszczanym w mediach społecznościowych, podróżuje po całym świecie, by spotykać się z zakochaną w niej publicznością. Jest przytłoczona lawirowaniem w meandrach nowego języka i obyczajów tego, co nazywa „portalem”, i nie potrafi się pozbyć poczucia, że ten chór nieprzeliczonych głosów dyktuje jej myśli. Gdy na horyzoncie zaczynają majaczyć zagrożenia egzystencjalne – zmiana klimatu, niestabilność gospodarcza, epidemia samotności, dojście do władzy nienazwanego dyktatora – kobieta swoimi postami coraz głębiej zatapia się w pustce portalu. Lawina obrazów, szczegółów i odniesień stwarza pejzaż post-rozsądku, post-ironii, post-wszystkiego. „Czy jesteśmy w piekle?” – pytają się nawzajem obywatele portalu. „Czy wszyscy będziemy to robić aż do śmierci?”.

Przez ten chaos przebijają się dwie wiadomości od matki: „Coś poszło nie tak” i „Jak szybko możesz przyjechać?”. Gdy prawdziwe życie zderza się z narastającym absurdem portalu, kobieta konfrontuje się ze światem, który wydaje się zawierać zarówno mnóstwo dowodów na istnienie dobra, empatii i sprawiedliwości, jak i mnóstwo świadectw, że jest wprost przeciwnie.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek