Zaginięcie córki. Przeczytaj fragment kryminału „Miejsca cieniste” Jacka Kalinowskiego

14 lipca 2023

Zaginięcie dziesięciolatki, powrót z więzienia przyjaciela sąsiadów i pojawienie się w klasie nowej dziewczyny. Opublikowany nakładem imprintu Znak Crime książkowy debiut „Miejsca cieniste” Jacka Kalinowskiego to opowieść o tym, jak ludzkie losy – dawnych przyjaciół, niedoszłych kochanków, sąsiadów, bliskiej rodziny i przypadkowo poznanych osób – splatają się bezpowrotnie. A także o tym, że strata przychodzi niekiedy w najmniej spodziewanym momencie, stopniowo sącząc swój jad i nieodwracalnie zatruwając życie. Powieść znajdziecie w księgarniach, a u nas przeczytacie jej fragment.

2

– Jedziesz gdzieś?

– Tak. Nie będę czekał w domu nie wiadomo na co.

– Wiesz, że nie możesz kierować po alprazolamie?

– Wiem, że nie mogę bezczynnie siedzieć! – rzuca wściekle Łukasz, lecz po chwili łagodnieje. – Przepraszam, nie chodziło mi o to, że ty… Dzięki, że mnie uratowałaś. Widziałem, że płakałaś.

– Nie wiem, co innego mogę robić. – Pauli łamie się głos. – Też najchętniej przebiegłabym Polkowice wzdłuż i wszerz. Ale ten brzuch… Obdzwoniłam nasze przychodnie i szpitale w Głogowie i Lubinie. I jeszcze raz wszystkie koleżanki z klasy Igi.

– Dlatego ty zostań. Ktoś musi być w domu, jeśli, no wiesz… jeśli Iga wróci.

Oczy Pauli błyszczą cienką warstewką wilgoci. Usilnie stara się nie mrugnąć.

– Proszę cię, pobądź ze mną – mówi. – Spałeś trzy godziny, czekałam, aż wstaniesz.

Ale Łukasz łapie telefon i kluczyki od peugeota. Czuje się nagle jak na niewidocznej uwięzi. Albo w ciemnym, zatęchłym tapczanie, w którym jest przetrzymywany wbrew własnej woli.

Musi się uwolnić.

– Nasiedzimy się i nagadamy dzisiaj u twojego ojca.

– Nie o takie siedzenie mi chodziło.

– Kochanie, pierwsze godziny są najważniejsze – tłumaczy Łukasz. – Ona może gdzieś tam być, błąkać się i potrzebować pomocy.

– To zadanie dla policji.

– Nie, dla ojca! To ja tam powinienem być, ja powinienem jej szukać!

Wychodzi, nie dając Pauli szansy na odpowiedź.

Chwilę później przecina po dwa pasy w każdym kierunku na krajowej trójce i wjeżdża w biegnącą lekko pod górę ulicę Ogrodową. Po lewej mija nowoczesny budynek Starostwa Powiatowego z charakterystycznym okrągłym oknem nad głównym wejściem i, zupełnie spontanicznie, na pierwszym rondzie zjeżdża w trzecią odnogę, prowadzącą na starówkę.

Sam nie wie, czego oczekiwać od takiej niezaplanowanej przejażdżki po mieście. Ma pytać przypadkowych ludzi o dziewczynkę, dziesięć lat, metr pięćdziesiąt jeden wzrostu, włosy w kolorze kory dębu związane w wysoką kitkę? Trudno mu uwierzyć, że to cokolwiek da.

Dość szybko przekonał się, że sam nie ma żadnego planu i nie wie, od czego zacząć.

Jadąc nieco poniżej dozwolonej prędkości, dwukrotnie na chodniku dostrzega dziewczynki o posturze i włosach zbliżonych do Igi. Nie zgadzają się jednak ubrania, a gdy zwalnia najbardziej jak się tylko da i włącza awaryjne, nie zgadza się już nic.

O ile siedzenie w domu po ataku paniki wydawało mu się marnowaniem czasu, o tyle tak samo dojmujące uczucie zaczyna trawić go za kierownicą. Postanawia wrócić do Pauli. Żeby nie mieć poczucia niepotrzebnego marnowania benzyny, stara się przynajmniej ustalić miejsca, gdzie rozwiesi plakaty ze zdjęciem Igi. Na pewno wejście do aquaparku. Kaufland na ulicy Majora Hubala. Liceum, do którego chodzi syn Anki i Witka. Może jeszcze urząd pracy. Łukaszowi wydaje się, że bezrobotni mogą być dobrym źródłem informacji. Mają sporo czasu na spacery, często jeżdżą komunikacją miejską. Może coś widzieli. Po chwili gani się za takie myślenie. Robi jeszcze raz dużą pętlę aż do zjazdu na Rudną i postanawia, że niepotrzebnie się ogranicza do miejsc, które wydają mu się w jakiś sposób strategiczne. Po prostu wydrukuje całą ryzę papieru i rozklei plakaty wszędzie, gdzie się da. Jeżeli to miałoby pomóc, oblepi podobizną Igi każdą latarnię i każde wejście na klatkę schodową w Polkowicach.

Dojeżdżając do domu, Łukasz odkrywa ze zdumieniem, że z oczu płyną mu łzy. Same, bez pytania i bez pozwolenia. Nie spodziewał się tego, bo przez całą drogę nie czuł żadnej guli w gardle. Nawet chwilowo zajął myśli czymś innym niż koszmar, w którym tkwi z Paulą od dzisiejszej nocy.

Dlatego dziwią go mokre policzki. Wyciera je wnętrzem dłoni, jak farbę, której chce się szybko pozbyć ze skóry, zanim ktoś zauważy. Nie pamięta, kiedy ostatni raz płakał. Chyba… podczas porodu Igi. A w zasadzie tuż po, gdy trzymał na rękach małe zawiniątko. Iga od pierwszych chwil miała ładnie ukształtowany nosek i burzę ciemnych włosów, które położne zaczesały w irokeza.

Znowu historia zatacza pieprzone koło – myśli, kiedy gasi silnik pod domem. Czy życie jego córki miałoby zostać zamknięte klamrą składającą się z jego łez i obolałych mięśni?

Nie może do tego dopuścić.

Będzie walczył do samego końca, przeciwko wszystkiemu i wszystkim.

Nie podda się, dopóki nie odkryje, czyja ręka ośmieliła się rozedrzeć niebo, zacisnąć paluchy na jego córce i wyrwać jej drobne ciało z ich bezpiecznej, poukładanej codzienności.

***

Tadeusz w swoim dwupokojowym mieszkaniu w bloku na Koperniku nie słucha radia ani nie ogląda telewizji. Nic tu nie ma prawa wydać żadnego dźwięku. Parkiet nie trzeszczy, sprężyny w wersalce nie skrzypią, gdy się na nią siada. Z szóstego piętra nawet nie słychać szumu Głogowa, bo Tadeusz nie otwiera okien, twierdząc, że arsen z pobliskiej huty wytruje wszystkich jak leci.

Jedyne dźwięki, jakie Łukasz kojarzy z wizyt w mieszkaniu teścia, to jego donośny, huczący głos, którym wygłasza zero-jedynkowe mądrości, oraz szklisty dźwięk sztućców uderzających w talerze, gdy Tadeusz znosi naczynia do kuchni. Mimo dość zaawansowanego wieku robi to dynamicznie i zazwyczaj przy nich, jakby chciał dać do zrozumienia, że czas wizyty dobiega końca. (…)

Tadeusz trwa w tej ciszy, której się codziennie oddaje, delektuje się nią, po czym mówi zduszonym głosem, jakiego Łukasz u niego nigdy nie słyszał:

– Tak bardzo się boję o tę naszą małą dziewczynkę. Nie potrafię tego zrozumieć. – I dodaje dużo ostrzej: – Czy ktoś, do jasnej cholery, zechce mi wytłumaczyć, co się wczoraj wydarzyło?

Łukasza nie zawiodło przeczucie. Będą odpytywani jak uczniaki przy tablicy.

Czuje, że marnuje czas.

Paula wbija wodnisty wzrok w blat stołu. Nie wydaje się skora do jakiejkolwiek wypowiedzi. Odzywa się dopiero, gdy Łukasz chrząka i już ma otworzyć usta.

Opowiada wszystko na jednym wdechu, a przynajmniej tak się Łukaszowi wydaje. Trzyma się przy tym za brzuch. Mówi o ciepłym dniu, leniwym, takim, w którym nic złego nie powinno się wydarzać. Złe rzeczy dzieją się przecież w nocy.

O ostatnim telefonie Igi z pytaniem, czy może kupić sobie coś słodkiego. Paula odmówiła, tłumacząc, że zjadła już dzisiaj wystarczającą ilość cukru. Iga była zawiedziona, ale nie zła. O dziewiętnastej nie odebrała telefonu. O dwudziestej też. Pół godziny później, gdy niebo pociemniało i włączyły się latarnie, na telefonie uruchamiała się poczta głosowa. Chwilę po dwudziestej pierwszej zadzwoniła do Rafała.

– A nie do męża? – Tadeusz kieruje pełne zdziwienia spojrzenie na zięcia.

– Mąż miał wyłączony telefon – odcina się Łukasz.

– Bo?

– Bo się rozładował.

– I o której wróciłeś do domu?

Łukasza drażni ta zabawa w policjanta. Przyjechał tu tylko dlatego, że Paula jest mocno związana z ojcem, choć Łukaszowi ciężko zrozumieć zawiłości tej relacji. Początkowo nawet nie chciał wchodzić na górę.

– Dorośli gdzie wtedy byli? Konkretnie, no. – Tadeusz przerzuca wzrok ze swojej córki na zięcia. – Gdzie byliście? Między pytaniem o słodycze a pierwszym nieodebranym połączeniem?

– A ty co, z opieki społecznej jesteś? – pyta Łukasz, bo dobrze zna ten ton, ale ze względu na Paulę nie chce, żeby rozmowa zmierzała w tym kierunku.

– A ty z księżyca? Wiem, jak ją chowacie, i mówiłem tyle razy: mała ma za dużo swobody. Dziecko w tym wieku, proszę ciebie, nie może hasać samo do wieczora daleko od domu.

– Tato, jakie za dużo swobody? – Paula marszczy brwi. – Ma dziesięć lat, nie będziemy wiecznie nad nią krążyć i chronić jej kolan przed każdym upadkiem. Osiedle jest nieduże, każdy się zna. Gdzieś musi się uczyć samodzielności.

– No właśnie… – Tadeusz kiwa głową jak mędrzec, czym doprowadza Łukasza do szału. – I to się teraz mści.

– Co się mści? – Łukasz nachyla się nad stołem. – A za twoich czasów jak było? Rodzice mieli w dupie, co robią ich dzieci, a o tym, że coś się stało, dowiadywali się, gdy jedno z nich nie wracało na kolację.

– Wtedy było, proszę ciebie, inaczej. Nie słyszałem o żadnych pederastach i porwaniach. Świat był bezpieczniejszy.

– Wcale nie był – protestuje Łukasz. – Nie miałeś telewizora i czytałeś jedną jedyną gazetę, to skąd wiesz, co się wyprawiało? Zresztą dlaczego mówimy o porwaniach i jakichś zboczeńcach? O co ci chodzi?

Tadeusz pociąga łyk herbaty. Łukaszowi wydaje się, że specjalnie wydłuża tę chwilę do granic możliwości, żeby w domu przynajmniej na kilkanaście sekund znów zagościła cisza.

– O nic, no. Po prostu za dziecko odpowiada rodzic. To twoja wina. – Tu celuje swoim paluchem najpierw w Paulę, a później w Łukasza. – I twoja. O ukochane osoby trzeba dbać.

– Ja pierdolę, tato! – Łukasz podrywa się z krzesła. – Jak w ogóle możesz… Sam robisz jakiś upiorny ołtarzyk kobiecie, którą zamknąłeś w ośrodku jak jakąś niepotrzebną rzecz na dnie szafy i teraz chcesz orzekać o czyjejś winie?

– Miała alzheimera.

– Ma! Krystyna ma alzheimera! Dlaczego mówisz o niej, jakby nie żyła? Poza tym, gdy ją oddawałeś, to miała początki choroby. Przekładała w kółko rzeczy z jednego miejsca w drugie i myliła imiona. Tylko tyle! Mogła z tobą jeszcze kilka lat żyć w tym mieszkaniu! Ale wolałeś ją oddać do ośrodka, bezduszny, leniwy zakłamańcu! Będziesz mnie teraz uczył, jak dbać o ukochane osoby?

Policzki i szyja Tadeusza czerwienieją.

– Gdybyś nie stracił córki… – cedzi i znów wystawia palec w kierunku Łukasza.

– Nie straciłem, kurwa! Znajdę ją!

– …tobyś, proszę ciebie, wyleciał z tego mieszkania na kopach za to, co przed chwilą powiedziałeś.

Łukasz w myślach liczy od dziesięciu w dół, jak podczas ataku paniki. Jeżeli coś go powstrzymuje przed rzuceniem się na teścia, to jedynie Paula i dziecko, które w sobie nosi.

– Oszczędzaj lepiej nogi – mówi w końcu. – Przydadzą ci się przy ganianiu do tej twojej nowej dupy. A wyjść potrafię sam. (…)

– Cokolwiek się tu właśnie wydarzyło, musicie wiedzieć, że możecie do mnie dzwonić o każdej porze – zapewnia Tadeusz, ale Łukasz wie, że te słowa kieruje jedynie do swojej córki. On już jest skreślony. – Postaram się pomóc, jak potrafię.

Łukasz cofa się powoli o kilka kroków.

– Nie pomożesz, bo nie potrafisz – cedzi, czym zaskakuje sam siebie, lecz później już się z niego wylewa: – Całe dorosłe życie pracujesz na kopalni. Nie masz innych znajomych oprócz górników, nigdy nie musiałeś się martwić kredytem na dom. Co miesiąc brałeś dobrą pensję, a później emeryturę jako stróż na naszym parkingu z ciągnikami. Zresztą ja ci tę robotę załatwiłem! Jak niby chcesz nam pomóc? Nie znasz świata, w dupie byłeś, gówno widziałeś.(…) Gdy Iga się znajdzie, to dopilnuję, żebyś dowiedział się o tym jako ostatni.

Nie oglądając się na Paulę, wychodzi z mieszkania i zbiega ze schodów.
(…)

Jacek Kalinowski „Miejsca cieniste”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 432

Opis: Witek z pozoru jest wymarzonym mężem. Jednak kiedy decyduje się przyjąć pod swój dach przyjaciela, który właśnie wyszedł z więzienia, Anna jest przerażona. Przez lata Krzysztof był tylko odległym cieniem, historią z przeszłości. Od dziś będą dzielić z nim dom. Traf chce, że kilka dni po pojawieniu się mężczyzny w okolicy ginie dziesięcioletnia Iga, a życie jej rodziców – Łukasza i Pauli – przeradza się w piekło.


Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek