Nowa powieść Zośki Papużanki zapowiedziana na 28 czerwca. Przeczytaj przedpremierowy fragment „Żadnego końca”
28 czerwca Wydawnictwo Marginesy opublikuje nową powieść Zośki Papużanki. W „Żadnym końcu” autorka wraca do sagi rodzinnej, lecz zamiast na narodzinach, skupia się na odchodzeniu. Pierwsze spotkania promujące książkę odbędą się w najbliższy weekend w Warszawie. W sobotę 17 czerwca Papużanka weźmie udział w spotkaniu w ramach otwarcia nowej sceny literackiej Big Book Cafe MDM, natomiast w niedzielę 18 czerwca zobaczy się z czytelnikami w Najlepszej Księgarni na Żoliborzu. Poniżej możecie przeczytać przedpremierowo początek „Żadnego końca”.
Najpierw należy zrobić życie, własne lub cudze, nikt nie sprawdza; technika dowolna, farby plakatowe, pastele, ołówek, linoryt, można nawet wydziergać na szydełku. Następnie my wycinamy elementy według nadesłanego rysunku. Kroimy życie na dwa tysiące elementów, pakujemy, wysyłamy pod wskazany adres. Zaczynasz układać i w ogóle cię to nie zajmuje, bo kto powiedział, że układanie puzzli jest interesujące, że sami dla siebie jesteśmy interesujący. A po południu, kiedy masz gotową ramkę i kawałek obrazka, przychodzi kot, kładzie się na środku, ty oczywiście się denerwujesz i podnosisz głos, a on odchodzi, bardzo obrażony, z ważnymi elementami niby niechcący przyklejonymi do łap.
Najgorszą rzeczą jest stwierdzić, że brakuje jednego elementu. Śmieszne, że gdy się zgubi dwadzieścia, nikt się tym nie przejmuje.
Nie wykonujemy modeli przestrzennych. Życie jest płaskie jak kałuża.
Wcześnie. Kwiecień wchodzi przez uchylone okno, przynosząc złotą smugę słońca na brzegu stołu, szmer pierwszych samochodów, biały puch topoli tak powszechny, jakby ktoś rozpruł ogromną kołdrę, zdenerwowany, że znów nie może zasnąć. Taki sam dzień jak wtedy, jak osiemdziesiąt, trzydzieści lat temu, jak dwa dni temu i jak za dwa dni. Wiemy to codziennie od rana i zapominamy, bo nie da się z tą myślą żyć, musielibyśmy codziennie umierać.
Jakub potrafi zasnąć w każdej sytuacji, w każdym miejscu. Przykłada głowę do poduszki i zasypia. Napełni brzuch obiadem, zapada w fotelu i zasypia. Żona trąca go w nocy łokciem z pytaniem, czy śpi. Ona nie śpi i chciałaby pogadać, najlepsze rozmowy są wtedy, gdy przynajmniej jedna osoba spośród tych, które mogłyby pogadać, nie śpi, ale Jakub śpi, mruczy coś przez sen i jego żona musi pogadać sama ze sobą albo z jego mruczeniem. To nawet śmieszne; ona pyta: kochasz mnie? On odburkuje: uhm. A co chciałbyś dostać na urodziny? Hmhmhm. Lornetkę? Mhmh. Nie lornetkę? Yhm. To co chciałbyś dostać? Hmhm hm. Motocykl? Mhmh! Jakub denerwuje się przez sen, że żona nie potrafi zrozumieć takich prostych rzeczy, a ona śmieje się razem ze swoją poduszką. Coś trzeba robić, gdy się nie umie zasypiać.
Jakub umie i zasypia, ale budzi się bardzo wcześnie, mimo że nie ma takiej potrzeby, nie powinien, jest niedziela i nikt nie powinien wstawać tak wcześnie. Jeśli ktoś jednak wstanie, musi nakarmić kota. Jakub to wie i kot to wie, siedzi już obok miski i pręży drżący ogon. Jakub wymienia wodę, nasypuje kotu kocie jedzenie, znajduje puszkę z ludzką kawą, ale wciąż nie o to chodzi, wciąż ma poczucie, że niedziela obudziła go niepotrzebnie i przedwcześnie, ponieważ istnieje jakaś potrzeba i na coś jest zbyt późno.
Kot już zjadł i aż do drugiego śniadania może znowu spać. Jakub też mógłby, gdyby miał podobnie na wszystko wywalone. Spośród stworzeń chodzących po świecie tylko kot nadaje się w stu procentach do życia w społeczeństwie, kot ma wywalone. Ludzie zupełnie nie nadają się do życia z ludźmi. Jakub też się nie nadaje, nie umie mieć wywalone, idzie do łazienki, myje zęby i goli się szybko, na pamięć, jakby jechał po swojej twarzy świetnie znaną trasą dom–sklep czy szkoła–dom.
Ogląda się w lustrze bez szczególnej odrazy, ale też bez przyjemności. Czterdziestka jest trudna do wytłumaczenia.
W pokoju na krześle wisi jasna koszula; żona Jakuba już w sobotę wiedziała, że w niedzielę nie będzie się jej chciało prasować, a wyprasowana koszula się przyda. Żony są takie przenikliwe, rozumieją czas. Wyprasowana koszula oznacza, że teściowie przychodzą do nas na obiad albo my idziemy na obiad do teściów, myśli Jakub, ale już wie, że ten obiad nie nastąpi, nie odbędzie się, że teściowie ani tu, ani tam, ponieważ on musi natychmiast włożyć koszulę i wyjść. Jakub nie wie, skąd wie, że musi włożyć koszulę i wyjść. Zapina guziki, zaraz wyjdzie. Ludzie czasem robią coś, co trzeba zrobić, chociaż nie wiedzą dlaczego. Koty wiedzą, ale nie powiedzą. Może jego żona by wiedziała, ale udaje, że śpi. Może udaje, bo wie, że Jakub musi teraz na chwilę odejść bez tłumaczenia, może tego tłumaczenia nie ma, może tak będzie lepiej albo jakoś po prostu będzie. Ludziom trudno się do tego przyznać.
Jakub nie wie, dlaczego ma na sobie niedzielną koszulę wyprasowaną w sobotę, dlaczego na stole, na którego blacie coraz szerzej i szerzej panoszy się światło z okna, przygotowuje portfel, klucze i telefon, dlaczego otwiera szafę i zdejmuje z wieszaka marynarkę i dlaczego stara się działać po cichu, a robi to na tyle głośno, że budzi żonę. Zaraz o coś zapyta. Pauza dialogowa, wielka litera.
– Już wstałeś?
Jakub uwielbia odpowiadać w niepotrzebny sposób na niepotrzebne pytania. Już. Co to znaczy już. Jest dwadzieścia po siódmej. Już wstałeś? Przecież widać. Stoję. Wstałem. Nie leżę. Wstałem. Ale małżeństwo w dużej mierze polega na odpowiadaniu sobie na oczywiste i niepotrzebnie zadane pytania, więc Jakub odpowiada, że tak, kochanie, że wstał i to się stało już. Na łóżko wskakuje kot i rozpoczyna koncert adresowany do pierwszej naiwnej, nic nie jadłem, nic nie piłem, w tym domu się głodzi zwierzęta, jesteście skandalicznie ludzcy.
– Trzeba nakarmić kota – mówi żona Jakuba.
– Już mu dałem jeść. Wstrętny kłamczuch.
– Nie chcesz przyjść tu do mnie? – Żona wystawia stopy spod kołdry. Wiecznie jest jej zimno w stopy, nawet w kwietniach, a mają ich za sobą tyle zgodnie spędzonych w zgodnym małżeństwie pełnym zbędnych pytań.
Jakub myśli, że miło byłoby wskoczyć do ciepłego łóżka, zrzucić kota z kołdry, wsunąć chłodne stopy żony pomiędzy swoje ciepłe uda i pomruczeć do jej ucha, że jeszcze chwilkę, że jest niedziela, tak wcześnie, i nikt niczego nie musi. Ale on właśnie musi. Właśnie tej niedzieli musi coś. Teraz, w tej chwili. Już.
– Nie – odpowiada, wkładając klucze do kieszeni marynarki. – Chcę, chcę bardzo, ale nie. Muszę, coś muszę.
Kot cieszy się, gdy Jakub, ten zdrajca, wychodzi. Nie ma teraz żadnych świadków, którzy by go widzieli przy pierwszym posiłku, i można z całą kocią bezczelnością żebrać o drugi.
(…)
Zośka Papużanka „Żaden koniec”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 320
Opis: Powieść nie musi wskazywać rozwiązań, nie musi się kończyć, skoro żaden koniec nie jest ani potrzebny, ani możliwy. Zośka Papużanka wraca do sagi rodzinnej, lecz zamiast na narodzinach, skupia się na odchodzeniu. „Żaden koniec” to próba zrekonstruowania historii rodziny, która rodziną w gruncie rzeczy nie jest. To kilka pokoleń ludzi, którzy niewiele o sobie wiedzą i nie potrafią mówić o swoich trudnościach. Dzieci i wnuki Krystyny, tolerując jej dziwactwa, bezskutecznie starają się odszyfrować sekrety zmarłych, obalić mur nieporozumień, usłyszeć przemilczane historie, by odpowiedzieć sobie na pytanie, kim są i jak ich własne losy są splecione z losami przodków.
Kategoria: fragmenty książek