Mikael Blomkvist jedzie na północ. Przeczytaj fragment „Krzyku orła”, czyli 7. tomu „Millennium” autorstwa Karin Smirnoff
Siódmy tom popularnej serii kryminalnej zapoczątkowanej przez Stiega Larssona trafił do księgarń nakładem Wydawnictwa Czarna Owca. W powieści „Krzyk orła”, pierwszej odsłonie napisanej przez Karin Smirnoff, na czytelników czekają niemałe zmiany w życiu bohaterów. Magazyn „Millennium” przestaje ukazywać się drukiem i ma odrodzić się w formie podcastu. Lisbeth Salander musi zaopiekować się siostrzenicą, która będzie ważną postacią również w kolejnych dwóch tomach. Natomiast Mikael Blomkvist uda się na północ Szwecji. W jakim celu? Przekojancie się, czytając poniżej jeden rozdział książki.
3
A czego się, kurde, spodziewał. Po trzecim komunikacie, że pociąg do Sundsvall, Umeå, Luleå i Kiruny z godziny 18.11 jest opóźniony, a nowy termin odjazdu to 19.34, Mikael Blomkvist postanawia iść na piwo w restauracji Luzette.
W normalnych warunkach taka chwila na sztokholmskim Centralen byłaby dla niego momentem odprężenia. Siedzi się w swojej bańce i obserwuje przepływający obok tłum. Jednak nie dziś. Jest za bardzo zmęczony, żeby interesować się otoczeniem. Zmęczony z wielu powodów, z których większość jest dobrze znana. Za dużo pracy. Za dużo zawracania głowy w redakcji. Siedzenie po nocy, za mało snu i deadline, który rzeczywiście jest śmiertelny.
Ciągle ta gazeta. „Millennium”. Dama ponad innymi damami. Która ciągle wygrywa z rodziną, przyjaciółmi i partnerkami. Teraz, po jej śmierci, musi zapytać sam siebie, czy było warto? Tak. Bez wahania. „Millennium” jest powietrzem, którym oddycha. Krwią, która płynie w jego żyłach. Przecież nie wszyscy mogą być idealnymi mężami i ojcami rodzin. Ktoś, między innymi on, musi opowiadać tym idealnym mężom i ojcom rodzin, jak się rzeczy mają poza wygracowanymi ścieżkami do ich willi.
I właśnie dlatego to takie niepojęte, że już jest po wszystkim. Zło, niesprawiedliwości, całe to gówno, a jakoś nikt nie ma siły się tym przejmować. Ludzie wracają do domu po dniu spędzonym w biurze, nalewają sobie szklaneczkę whisky, sprawdzają maile, jedzą kolację, grają w padla i idą spać. W takiej cholernej bańce żyje większość znanych mu osób. Zestresowani życiem, przejmują się tylko swoimi najbliższymi, jeśli w ogóle. Służenie sprawiedliwości to przeżytek.
Skroluje listę połączeń. Wciąż ani słowa od Eriki Berger. Albo od kogoś innego z redakcji.
Mikael Blomkvist nie jest samotny. Jednak czuje się osamotniony. A to jest coś nowego.
Wypiwszy piwo, idzie do kiosku z gazetami, gdzie kupuje sobie kubek kawy i „Morning Star”. Jego uwagę przykuwa artykuł o brytyjskiej firmie wydobywczej, która próbuje się zainstalować w Norrbotten. Dopiero po chwili reaguje na głos.
– Mikael, halo, Mikael.
Podnosi wzrok. Siostra. Annika.
– A ty co tu robisz? Nie jesteś w Åre?
– Byłam, ale w pracy coś się stało i musiałam wracać. Właśnie przyjechałam. A ty? Czekasz na kogoś?
– Pociąg mi się spóźnia – odpowiada. – Chciałem pojechać trochę wcześniej. Chyba przyjedziecie na wesele?
– W każdym razie pozostała la famiglia – mówi Annika. – Ja przyjadę trochę później. Przecież nawet nie znam narzeczonego Pernilli.
– Chyba jak wszyscy. Stało się coś szczególnego?
– Nie – odpowiada Annika. – Chociaż tak. Jednak nie mogę o tym rozmawiać.
– No weź, coś tam byś mogła.
– E tam. Jeden polityk naknocił i tyle.
Mikael czeka na dalszy ciąg, który nie następuje. A ponieważ zna swoją siostrę, to wie, że nic jej nie skłoni do mówienia, skoro postanowiła milczeć.
– Nadawałabyś się na szpiega – odzywa się.
– Tak? – śmieje się Annika. – Dlaczego akurat na szpiega?
– Bo nawet na torturach nie puściłabyś pary.
W milczeniu obserwują przechodzącego mężczyznę pchającego wózek ze swoimi rzeczami. Coś mu się stało w plecy. Wózek to jednocześnie rolator.
– Wiedziałeś, że ochrona co noc wyrzuca na godzinę wszystkich śpiących na ławkach, kiedy odbywa się tutaj sprzątanie? – odzywa się Annika. – Wyobraź sobie, jak im się musi dłużyć ta godzina. Paskudna rzecz, że też państwo nie może załatwić mieszkań bezdomnym – ciągnie. – Niektórzy tkwią tu tylko dlatego, że zalegają z opłatami. Podczas gdy inni oczywiście…
– O którego polityka chodzi? – przerywa jej.
– Daj spokój – odpowiada, obejmując go. – Pewnie dowiesz się z gazet. Pozdrów Pernillę. – Nagle zaczyna jej się spieszyć.
Do odjazdu zostało zaledwie parę minut, gdy udaje mu się wtaszczyć walizkę do przedziału, i od razu żałuje, że szkoda mu było wydać na bilet w pierwszej klasie albo wagonie sypialnym. Kiedy w przedziale powstaje chaos, bo sześciu facetów jednocześnie rozściela prześcieradła, Mikael wrzuca walizkę na środkową pryczę, zabiera swoją torbę na ramię i przez kolebiące się wagony idzie do restauracyjnego. Kupuje piwo i kanapkę, po czym kieruje się do upatrzonego miejsca siedzącego, które ktoś mu właśnie zajmuje.
– Cholera jasna – mówi głośno i wtedy jakaś dłoń ciągnie go za rękaw.
– Zmieści się pan tutaj. Jedziemy w tym samym przedziale – odzywa się mężczyzna. Mikael go rozpoznaje. Wcześniej częstował wódką i Mikael mu odmówił. Niepotrzebnie szorstko, żeby trzymać dystans.
– IB – mówi tamten i podaje mu rękę.
– MB – odpowiada Mikael. Ściągając plastikowe opakowanie z kanapki, zastanawia się, jak daleko jedzie IB. Oby się okazało, że wysiądzie już w Gävle.
– Boden – mówi tamten i podnosi szklankę. – A ty?
Cholera, co za nazwa, nie sposób zapamiętać: Norrbyn, Sköbyn, Storbyn – Älvsbyn.
– Älvsbyn. Córka wychodzi za mąż. Za gościa z Gasskas. Mężczyznę z Gasskas – poprawia się. Określenie gość nie pasuje do Henry’ego Salo.
– Jeśli jedziesz do Gasskas, to też powinieneś wysiąść w Boden – mówi IB. – Tak jest najbliżej. Odchodzi stamtąd bezpośredni szynobus.
– Będę miał podwózkę z Älvsbyn – odpowiada Mikael, nagle bardzo zajęty swoją komórką.
Na temat jego przyszłego zięcia Henry’ego Salo sporo już napisano. Burmistrz gminy Gasskas. Od dość niedawna. Taki, co to na każdym zdjęciu jest uśmiechnięty i wydaje się lubiany. Cóż, takiego sobie wybrała. Na pewno jest w porządku. Przystojny. Może nawet za bardzo. Nie żeby z Pernillą było coś nie tak, przeciwnie, zresztą u Sala przeszkadza mu nie tyle twarz, ile jego mina albo raczej mowa ciała. Na zdjęciach lokuje się zawsze w centrum, niezależnie, czy gratuluje jakiejś młodej osobie otrzymania stypendium, czy uroczyście otwiera park.
„Jest dobry dla Lucasa”. Córka mówi to za każdym razem, kiedy rozmawiają ze sobą. A on zawsze odpowiada: „Wierzę ci”. Jednak po odłożeniu słuchawki ma zupełnie przeciwne odczucie. Chłopiec. Jego wnuk. Mikael go prawie nie widywał, odkąd się urodził. Aż do ostatniego lata.
Najpierw jej odmawia, nie ma czasu opiekować się dzieckiem, ale Pernilla się upiera.
– Prawie nigdy cię o nic nie prosiłam – mówi.
To prawda. Nigdy się specjalnie nie zajmował córką. Zawsze mu coś w tym przeszkodziło. Zwykle było to „Millennium”. A więc gdy Pernilla prosi go o zajęcie się chłopcem przez parę tygodni, bo ona musi pojechać na kurs w Skanii, podczas gdy Salo będzie na konferencji w Helsinkach, Mikael od razu odpowiada odmownie. Niemożliwe. Nie ma czasu. W następny czwartek ukazuje się kolejny numer pisma. Zresztą nie umie zajmować się dzieckiem.
Mimo to Lukas zostaje wysadzony na brzeg w Sandhamn, a Pernilla wraca do miasta tym samym statkiem.
Dwa tygodnie później Mikael ściska chłopczyka, który najchętniej by u niego został. A może to on chciałby dziecko zatrzymać. Będzie pusto bez niego. Lukas wypełnił jakieś miejsce, wypierając uporczywy smutek, który od wielu miesięcy tkwił w nim jak grypa. Wystarczyło, że było dziecko, które realizuje swoje natychmiastowe potrzeby, takie jak choćby wstać wcześnie, bo dzień oferuje całe mnóstwo możliwości. Radość życia, Blomkvist. Przydałoby ci się więcej tego towaru.
– Niedługo się zobaczymy – mówi do chłopca, a potem: – Czekaj! – Ściąga z szyi łańcuszek, który dawno temu sam dostał od dziadka i od tamtej pory zawsze nosił; jest na nim krzyżyk, kotwica i serduszko. Mikael zakłada go na szyję Lukasowi.
– Teraz jest twój – mówi. – Będzie cię osłaniał przed złem.
Wciąż brzmi mu w uszach odpowiedź chłopca:
– Ale nie przed całym złem.
Mikael skroluje wiadomości na stronie „Gaskassen”. Też mi nazwa gazety, myśli sobie i na widok tytułów na czołówce uśmiecha się. PRZEDSZKOLE ÄLGEN SPRZEDAJE KORALIKOWE PRASOWANKI. DOCHÓD PRZEKAZUJE UKRAINIE. PRZEGRANA Z BJÖRKLÖVEN. BRAMKARZ USUNIĘTY Z BOISKA. Salo patrzy ponuro, siedząc w loży dla VIP-ów razem z innymi facetami, którzy mają takie same miny. Gminne szychy. Czy tak się jeszcze mówi? O mężczyznach, którzy mają na względzie dobro gminy i własne.
A potem zatrzymuje się na tytule dopiero co przeczytanym. Chociaż nie w „Gaskassen”, tylko wcześniej: MIMER MINING BLISKI OTRZYMANIA KONCESJI NA WYDOBYCIE.
Na mniejszym zdjęciu widać wesołą buźkę Salo. Na większym demonstrantów z plakatami.
– Słyszałeś o tym? – pyta Mikael, podsuwając tamtemu zdjęcia.
– Oczywiście – odpowiada IB. – Mój stary pracował w kopalni, jak większość mężczyzn w Gasskas. Miała być nowa Kirunavaara, ale ruda skończyła się już w latach siedemdziesiątych i zalali kopalnię wodą. Nawet sobie nie zawracali głowy wyciągnięciem maszyn.
– To dlaczego znów chcą ją otwierać?
– Nie chodzi o otwieranie starej kopalni. Anglicy robią próbne odwierty w rejonie położonym kilka kilometrów dalej, gdzie zamierzają zrobić odkrywkę. Na razie zarząd prowincji się nie zgadza, co zupełnie zrozumiałe. Odkrywka doprowadziłaby do zagłady jezior, naraziłaby na niebezpieczeństwo zatrucia wody pitnej w pobliskiej Gasskasälven, a hodowcy renów zostaliby jak zwykle z niczym. Ale gdy w grę wchodzą duże pieniądze, nie przyjmuje się odmowy. Ponoć w zarządzie prowincji zrobili przemeblowanie i Mimer otrzymał wstępną zgodę.
– Tak po prostu – odzywa się Mikael.
– Gdybyś nie wiedział, to powiem ci, że Gasskas jest siedliskiem gangsterów – mówi IB. – A właściwie gmina Gasskas. – Wypija kilka łyków piwa, ściera pianę z brody i znów pije. – To szambo w sam raz dla oszustów – dodaje, beka parę razy, opróżnia do reszty butelkę i otwiera następną. – Gmina zgadza się na prawie wszystko, a kopalnia to niejedyna sprawa na tapecie. Następny projekt to największa farma wiatrowa w Europie, cholera wie, jak by to miało wyglądać. Powstałby teren przemysłowy o promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
Mikael Blomkvist się uśmiecha. Malmö to szambo. Sztokholm też. W porównaniu z nimi licząca ze dwadzieścia tysięcy mieszkańców gmina Gasskas to raczej zagroda dla jagniątek.
– Dlaczego akurat Gasskas? – pyta Mikael.
– Dobre zaopatrzenie w energię – odpowiada IB. – Gdybyś nie wiedział, to gminy mające stabilną i tanią energię rządzą światowym rynkiem. Lista zagranicznych firm, które chciałyby działać w gminie, jest długa.
– No tak, ale dla Norrlandii to chyba dobrze, że ludzie będą mieli pracę.
– Od razu można poznać, że jesteś z południa. Wy wciąż żyjecie mitem, że ludzie z Norrlandii muszą się stamtąd wyprowadzać za pracą. Tymczasem pracy jest całkiem sporo. W niektórych miejscowościach więcej niż ludzi do pracy. W dodatku na otwarciu kopalni w Gasskas nie skorzystaliby miejscowi, tylko kiepsko opłacani robotnicy ze wschodu i dojeżdżający do pracy mieszkańcy Sztokholmu, którzy nigdy nie meldują się na miejscu – burczy IB i kieruje wzrok na mijany krajobraz.
Mikael korzysta z okazji i wyciąga maca, jego ekran stanowi wystarczającą barierę między nimi.
Właśnie ukazał się ostatni numer „Millennium”, nie tylko w sensie aktualny, ale naprawdę ostatni. Mikael otwiera PDF i patrzy na czarno-białą czołówkę pozbawioną zarówno zdjęć, jak i blurbów. Wygląda jak pierwsza strona gazety z trzydziestego dziewiątego roku i taki był zamiar. Tylko trochę tekstu i jeden jedyny tytuł: KONIEC EPOKI, ALE WOJNA TRWA.
Trzydzieści jeden lat w służbie dziennikarstwa śledczego, ale dłużej się już nie dało. Musiał to przyjąć do wiadomości nawet Mikael Blomkvist.
Papierowa gazeta idzie do ziemi i powstaje z niej w formie podcastu. Podcastu! Tego nie da się wypowiedzieć, nie sycząc. Słowo pisane jest przeżytkiem. Teraz wszyscy mają się nawzajem przekrzykiwać, on też. Męczące to mało powiedziane.
„Zestarzałeś się, Mikaelu”, tak się wyraziła Erika Berger. „Stary i uparty jak osioł. To będą nie tylko podcasty. Będziemy również prowadzić blogi i vlogi”.
I co jej odpowiedział? Że ona, stara klempa, powinna rozumieć, że media społecznościowe nigdy nie będą mogły zastąpić prawdziwego dziennikarstwa. „Co ty sobie, kurde, myślisz? Nie zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś żałosna. Podcasty są dla dzieciaków. Egocentrycznych dwudziestolatków gadających o kosmetykach i zaburzeniach odżywiania”.
Od tamtej pory się nie kontaktowali. Na pewno nie odezwie się pierwszy, Erika może być tego pewna.
– Proszę – mówi IB. Przyniósł dwie butelki piwa, jedną podaje Mikaelowi. – Napij się, to będziesz lepiej spał.
– Cholera z tym zasięgiem – klnie Mikael, waląc palcem w klawisz.
– Wybacz, ale jesteś w pociągu jadącym do Norrlandii – podkreśla IB.
Mikael chowa laptopa i chce wstać, kiedy tamten znów otwiera usta.
– W Gasskas dzieją się dziwne rzeczy – mówi. – Ludzie znikają. Mężczyźni wychodzą po gazetę i już nie wracają do domu. Chłopcy idą do szkoły i… – Nie kończy zdania.
– To chyba nie jest takie niezwykłe. Dziewięćdziesiąt pięć procent wszystkich zaginięć następuje podobno z własnej woli.
– Może i tak – odpowiada IB – ale co z pozostałymi pięcioma procentami?
Patrzą na siebie znad piwa.
– Nie wiem – odzywa się w końcu Mikael. – A ty co o tym myślisz?
– Pieniądze. Cały czas chodzi o pieniądze. O to, jak je zdobyć. Wydać. Pomnożyć. Ukryć. Zadłużyć się. Zrobić z siebie durnia. Zadłużyć się jeszcze bardziej. Zniknąć.
– Mówisz teraz o dragach? – dopytuje Mikael.
– Nie tylko – odpowiada tamten – chociaż Gasskas zaczyna się upodabniać do Järfälla. Dzieciaki ćpają na śmierć, a policja jest bezradna.
– Smutne to – mówi Mikael, przełykając ostatnie ciepławe krople piwa.
– I będzie jeszcze gorzej, uwierz mi – ciągnie IB. – Kiedy kapitał przesuwa się na północ, suną za nim ciemne interesy. Już dojechał gang motocyklowy. Import prosto ze Sztokholmu.
– Hells Angels? – pyta Mikael.
– Nie, jakoś inaczej, ale też biblijna nazwa. Abbadon, Gehenna, Hades…
– Svavelsjö?
– Właśnie, tak się nazywają.
Do Mikaela dociera, że gość może mieć rację co do Gasskas. Svavelsjö MC, a to dopiero. Powinni już dawno być starci z powierzchni ziemi. Szybko sprawdza rzecz w smartfonie. Ostatnia wiadomość na ich temat pochodzi z ubiegłego lata. NA MOTORACH NA RZECZ DZIECI CHORYCH NA RAKA.
– Sprytne łobuzy – zauważa IB. – Przejechali kawalkadą przez miasto i kazali sobie płacić za przejażdżki. Do każdej zarobionej przez nich korony gmina dopłaciła podwójnie. Zebrali sto czterdzieści tysięcy i wpłacili na dzieci chore na raka. Ślicznie, co?
– Faktycznie – mówi Mikael, starając się dojrzeć twarze ukryte pod kaskami i za okularami słonecznymi. Prawdopodobnie wszystkich wymienili. Możliwe, że została tylko marka. W każdym razie wolno mieć taką nadzieję.
– A ty czym się zajmujesz? – pyta.
– Niczym, jestem od paru lat emerytem.
– A przedtem?
– Byłem psychologiem. Ostatnie dwadzieścia lat w Säpo.
– Co może tam robić psycholog?
– Różne rzeczy – odpowiada ogólnikowo IB. – Głównie profilowanie sprawców.
Mikael wie, jak rozmowni, a raczej nierozmowni bywają ludzie z Säpo. IB nie jest wyjątkiem.
– Po przejściu na emeryturę poznałem kobietę z Uppsali. Można powiedzieć, że jesteśmy parą na odległość.
Potem nie ma już nic do dodania poza życzeniem dobrej nocy, podziękowaniem za towarzystwo i piwo.
To był długi dzień. A następne będą jeszcze dłuższe. Mikael kładzie się w ubraniu. Od razu gasi światło i zamyka oczy. Wprawdzie nie zakłada, że uda mu się zasnąć. A jednak chyba przysnął, kiedy IB z Säpo zasuwa drzwi przedziału i gramoli się na pryczę nad nim.
– Nie śpisz? – pyta.
Mikael nie jest pewien, czy odpowiadać, a jednak mówi:
– Mhm, chyba nie.
– Mam córkę – mówi tamten. – Latem chodzimy razem na ryby, a zimą polujemy na pardwy. Zawsze była córeczką tatusia. Lubi pracować rękami. Miała ledwo piętnaście lat, jak latem zaczęła pracować w stolarni.
– A, to fajnie – odpowiada obojętnie Mikael w nadziei, że zaraz skończy się ten rodzinny narcyzm.
– Tak, syn też jest całkiem w porządku, ale Malin ma w sobie coś szczególnego. Ma, jak by to powiedzieć, dobre serce. Pewnie dała się nakłonić do jakiegoś świństwa tylko przez to, że chciała być miła. Zmieniła się z dnia na dzień. Rzuciła szkołę, chociaż do matury został jej tylko jeden semestr. Przestała spotykać się z przyjaciółmi. Nie chciała powiedzieć, o co chodzi, nawet bratu. Ciągle jeździła do Lule albo Kalix, czasem dzwoniła, żeby po nią przyjechać. Próbowałem być twardy, niech sama wraca, jak taka mądra. A kiedy nie wracała, nie spałem po nocach. Dzwoniłem do niej, zgłaszałem zaginięcie, sam jej szukałem. Odzyskiwałem ją na kilka dni, a potem znów znikła. Po paru tygodniach przyszła kartka ze Sztokholmu. Wszystko w porządku, pisała. Wrócę, jak będę gotowa. Potem dość długo nie mieliśmy kontaktu, aż tu nagle znów się pojawiła w Gasskas. Zapisała się do szkoły wieczorowej, żeby zrobić tę maturę. Wróciła do gry w hokeja i była taka jak dawniej.
Mężczyzna milknie. Nawet chrapanie pozostałych pasażerów cichnie. Strzała Laponii ryczy jak zwierzę, sunąc przez noc, a Mikael w końcu pyta:
– I co było dalej?
– Zniknęła. To było dwa lata temu. Od tamtej pory nikt nie miał z nią kontaktu. Ani śladu. Do wczoraj. Zadzwoniła policja. Myśliwy znalazł szczątki ludzkie. Sądzą, że to może być Malin. Jadę tam, żeby pobrali ode mnie próbkę DNA.
(…)
Karin Smirnoff „Krzyk orła”
Tłumaczenie: Inga Sawicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 440
Opis: Zanurz się w świat spisku i zdrady, starych wrogów i nowych przyjaciół, zasypanej śniegiem dziczy i korporacyjnej chciwości. Lisbeth Salander powraca!
Na dalekiej północy Szwecji szykują się zmiany. Chęć przejęcia naturalnych terenów wzbudza pożądanie nie tylko globalnych korporacji, ale także organizacji przestępczych. Jednak nie to sprowadza Lisbeth Salander do miasteczka Gasskas. Zostaje ona opiekunką swojej siostrzenicy Svali, której matka niedawno zniknęła. Wkrótce dwie rzeczy stają się jasne: dziewczyna jest niezwykle utalentowaną nastolatką i… jest obserwowana.
Mikael Blomkvist również zmierza na północ. Magazyn „Millennium”, w którym pracuje, nie będzie już drukowany. Co gorsza, na temat mężczyzny, którego ma poślubić jego córka, krążą niepokojące plotki. Kiedy skrywana przez wielu prawda zaczyna niepostrzeżenie wychodzić na światło dzienne, Salander staje się ostatnią nadzieją Blomkvista.
„Krzyk orła” to siódma część przygód Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista. Trzy pierwsze książki autorstwa Stiega Larssona opublikowano w latach 2005-2007, a kolejne napisane przez Davida Lagercrantza ukazały się w latach 2015-2019.
Kategoria: fragmenty książek