Kto ją przysłał? Przeczytaj fragment nominowanej do Nagrody Goncourtów „Pocztówki” Anne Berest

27 lipca 2023

Jedna z najgłośniejszych powieści we Francji 2021 roku doczeka się wkrótce polskiego wydania. „Pocztówka” Anne Berest to intymna i rodzinna opowieść, która powstała w wyniku śledztwa przeprowadzonego przez autorkę we współpracy z matką, Lélią Picabią. Enigmatyczna pocztówka, znaleziona w skrytce pocztowej rodziców, staje się przyczynkiem do rekonstrukcji losów przodków autorki, którzy zginęli w Auschwitz. Książka, która należy do gatunku znanego we Francji jako roman vrai (z fr. powieść prawdziwa), została nominowana do Nagrody Goncourtów i podbiła listy bestsellerów. 6 września ukaże się w Polsce nakładem Wydawnictwa W.A.B. w tłumaczeniu Doroty Maliny. Poniżej przeczytacie sam początek „Pocztówki”.

Moja matka zapaliła pierwszego porannego papierosa, swojego ulubionego, tego, który okadza płuca tuż po przebudzeniu. Potem wyszła z domu, żeby podziwiać krajobraz w bieli. Przez noc spadło co najmniej dziesięć centymetrów śniegu. Mimo zimna matka długo stała z papierosem na zewnątrz, żeby nasycić się nierealną atmosferą ogrodu. Urzekła ją pustka, wymazane kolory i kontury.

Nagle usłyszała dźwięk przytłumiony przez śnieg. To listonosz rzucił pocztę na ziemię, pod skrzynkę na listy. Matka poszła ją podnieść, ostrożnie stawiając stopy w pantoflach, żeby się nie poślizgnąć. Nie wypuszczając z ust papierosa, którego dym kłębił się w mroźnym powietrzu, szybko wróciła do domu ogrzać zgrabiałe palce.

Pobieżnie przejrzała koperty. Były wśród nich tradycyjne kartki z życzeniami, w większości od jej studentów, rachunek za gaz, kilka reklam. Przyszło też parę listów do mojego ojca – współpracownicy z CNRS-u i doktoranci życzyli mu szczęśliwego Nowego Roku.

Właśnie wśród tej korespondencji, typowej jak na początek stycznia, znalazła się ta pocztówka.

Tym, co od razu zaintrygowało mamę, było pismo: dziwne, nieporadne, zupełnie jej nieznane. Potem odczytała cztery imiona, wypisane jedno pod drugim w formie listy.

Ephraïm
Emma
Noémie
Jacques

Były to imiona jej dziadków po kądzieli oraz ciotki i wujka. Wszyscy czworo zostali deportowani dwa lata przed jej narodzinami. Zginęli w Auschwitz w 1942 roku. A sześćdziesiąt jeden lat później pojawili się w naszej skrzynce pocztowej. Było to w poniedziałek szóstego stycznia 2003 roku.

– Kto mógł mi przysłać coś tak okropnego? – zastanawiała się.

Mama bardzo się przestraszyła, jakby ktoś jej groził, czając się w mrokach przeszłości. Ręce zaczęły jej drżeć.

– Pierre, zobacz, zobacz, co przyszło pocztą.

Tata wziął pocztówkę i zbliżył ją do oczu, żeby dobrze się jej przyjrzeć. Nie znalazł jednak żadnego podpisu ani wyjaśnienia.

Nic. Tylko imiona.

W tym czasie u moich rodziców pocztę podnosiło się z ziemi, jak dojrzałe owoce, które spadły z drzewa. Skrzynka tak się zestarzała, że z czasem nie była już w stanie niczego utrzymać – przypominała sitko, ale i tak ją lubiliśmy. Nikt nie zamierzał jej wymieniać. W naszej rodzinie problemów nie rozwiązywało się w ten sposób. Żyliśmy z przedmiotami tak, jakby zasługiwały na taki sam szacunek jak ludzie.

W deszczowe dni listy przemakały. Atrament się rozmazywał i słów już nie dało się odczytać. Najgorzej miały pocztówki, roznegliżowane jak dziewczęta, z gołymi ramionami, bez płaszczy w zimie.

Gdyby nadawca tej kartki użył pióra, wiadomość na zawsze popadłaby w zapomnienie. Wiedział o tym? Tekst został napisany czarnym długopisem.

Na następną niedzielę moja mama, Lélia, zwołała całą rodzinę, to znaczy ojca, moje siostry i mnie. Siedzieliśmy przy stole w jadalni, a pocztówka przechodziła z rąk do rąk. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy – co zdarza nam się rzadko, zwłaszcza podczas niedzielnych obiadów. W naszej rodzinie ktoś zawsze ma coś do powiedzenia i koniecznie musi powiedzieć to natychmiast. Tym razem nie wiedzieliśmy, co myśleć o tej wiadomości znikąd.

Pocztówka była pospolita – zwykła kartka dla turystów ze zdjęciem opery Garniera, jakich setki zalegają w kioskach ruchu, na żelaznych stojakach w całym Paryżu.

– Czemu opera Garniera? – zapytała moja mama.

Nikt nie potrafił odpowiedzieć.

– Stempel z poczty przy Luwrze.

– Może można by tam pójść i zapytać?

– To największa poczta w Paryżu. Jest olbrzymia. O co chcesz pytać?

– Myślisz, że ktoś zrobił to celowo?

– Tak, większość anonimowych listów wysyła się z poczty przy Luwrze.

– Kartka nie jest nowa, ma co najmniej dziesięć lat – zauważyłam.

Ojciec skierował ją do światła. Przez kilka sekund bardzo uważnie się jej przyglądał, żeby stwierdzić, że zdjęcie faktycznie zrobiono w latach dziewięćdziesiątych. Kolory odbitki – nasycona sepia – oraz brak reklam wokół opery potwierdzały moją intuicję.

– Powiedziałbym nawet, że z początku lat dziewięćdziesiątych – doprecyzował tata.

– Czemu tak myślisz? – zapytała mama.

– Bo w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym zielono-biały autobus SC10, taki, jaki widać na drugim planie, został zastąpiony modelem RP312. Z platformą. I silnikiem z tyłu.

Nikt się nie zdziwił, że ojciec zna historię paryskich autobusów. Nigdy nie prowadził nawet samochodu – a co dopiero autobusu – ale jako badacz znał mnóstwo szczegółów z różnorodnych i niszowych dziedzin. Tata opracował sposób obliczania pływowych sił grawitacyjnych, a mama tłumaczyła traktaty z gramatyki generatywnej Chomsky’ego. Razem mieli więc rozległą wiedzę, zazwyczaj zupełnie nieprzydatną w codziennym życiu. Z pewnymi wyjątkami – jak tego dnia.

– Czemu ktoś czekał z wysłaniem pocztówki aż dziesięć lat?

Rodzice nadal się zastanawiali. Mnie kartka zupełnie nie obchodziła. Moją ciekawość wzbudziła natomiast lista imion. To byli moi przodkowie, a nic o nich nie wiedziałam. Jakie przejechali kraje, jakie wykonywali zawody, ile mieli lat, kiedy zostali zamordowani? Jeśli pokazano by mi ich portrety, nie potrafiłabym rozpoznać ich wśród nieznajomych. Poczułam wstyd.

Po obiedzie rodzice schowali pocztówkę do szuflady i więcej o niej nie rozmawialiśmy. Skończyłam dwadzieścia cztery lata, absorbowało mnie życie, które miałam przed sobą, i inne opowieści, które chciałam napisać. Wymazałam z pamięci pocztówkę, choć nie porzuciłam myśli, że kiedyś powinnam zapytać mamę o historię naszej rodziny. Tyle że lata płynęły, a mnie ciągle brakowało czasu.

Aż do chwili, gdy dziesięć lat później miałam rodzić.

Szyjka rozwarła się za wcześnie. Musiałam leżeć, żeby nie przyspieszyć porodu.

Rodzice zaproponowali, żebym spędziła kilka dni u nich, gdzie nie musiałabym nic robić. W tym stanie oczekiwania myślałam o mamie, babci, o pokoleniach kobiet, które rodziły przede mną. Właśnie wtedy poczułam, że muszę usłyszeć opowieść o przodkach.

Lélia zaprowadziła mnie do ciemnego gabinetu, w którym spędza większość czasu i który zawsze przywodził mi na myśl wnętrze brzucha: jest wyłożony tomiszczami i segregatorami, skąpany w słabym zimowym świetle paryskiego przedmieścia, z atmosferą zagęszczoną dymem papierosów. Zrobiłam sobie kącik pod regałem z książkami i przedmiotami bez metryki, pamiątkami przykrytymi kołderką kurzu i popiołu. Mama wyjęła upstrzone czarnymi cętkami zielone pudło spośród kilkunastu identycznych, które stały na półce. Jako nastolatka wiedziałam, że te pudła zawierają ślady mrocznych opowieści o historii naszej rodziny. Przypominały mi trumienki.

Lélia wzięła kartkę i długopis – jak wszystkie emerytowane profesorki nadal zachowuje się jak belferka, nawet wobec własnych córek. Studenci z uniwersytetu Saint-Denis bardzo ją lubili. W tych cudownych czasach, kiedy mogła kopcić w sali, prowadząc zajęcia z językoznawstwa, wzbudzała ich podziw: potrafiła palić tak, że popiół nigdy nie spadał na ziemię, tylko tworzył w jej palcach długi szary cylinder. Nie potrzebowała popielniczki – wypalonego papierosa odkładała na biurko i sięgała po kolejnego. Ten wyczyn wzbudzał w młodzieży szacunek.

– Uprzedzam, że opowieść będzie połatana. Niektóre fakty są bezsporne, ale sama ocenisz, ile w tym wszystkim moich hipotez, dzięki którym odtworzyłam tę historię. Zresztą jakieś nowe dokumenty mogą ją oczywiście uzupełnić albo znacząco zmienić.

– Mamo, dym z papierosów nie jest chyba dobry dla mózgu dziecka.

– Daj spokój. W każdej ciąży paliłam paczkę dziennie, a nie urodziłam raczej trzech debilek.

Zaczęłam się śmiać. Lélia skorzystała z okazji, żeby zapalić papierosa i rozpocząć opowieść o życiu Efraima, Emmy, Noemie i Jacques’a, czterech postaci z pocztówki.
(…)

Anne Berest „Pocztówka”
Tłumaczenie: Dorota Malina
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 496

Opis: Niezwykle szczera i poruszająca powieść, nazywana jedną z najlepszych książek ostatnich lat we Francji. W skrzynce pocztowej matki Anny Berest znalazła się dziwna pocztówka. Nie była podpisana. Zdjęcie opery paryskiej Garnier, a na odwrocie imiona dziadków jej matki oraz jej ciotki i wujka, którzy zginęli w Auschwitz w 1942 roku. Autorka postanowiła dowiedzieć się, kto ją przysłał. Wynajęła prywatnego detektywa i kryminologa, przepytała mieszkańców wioski, w której zatrzymano jej przodków. Udało jej się odtworzyć epopeję rodziny Rabinowiczów: ucieczkę z Rosji, przeprowadzkę na Łotwę, a potem do Palestyny, osiedlenie w Paryżu i tragiczne wojenne losy. I udało się wreszcie odkryć, kto był nadawcą dziwnej pocztówki… „Pocztówka” to zarówno powieść detektywistyczna oparta na faktach, saga rodzinna, jak i próba zrozumienia własnej tożsamości.

Anne Berest aktorką, pisarką i scenarzystką oraz współautorką „Gabriële”, docenionej przez krytyków biografii jej prababci, Gabriële Buffet-Picabii, kochanki i muzy Marcela Duchampa. Jest prawnuczką malarza Francisa Picabii.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek