Od rzezi Woli do idylli Stawiska – o „Upragnionym synu Iwaszkiewiczów” Wiesławie Kępińskim

12 marca 2019


Wiesław Kępiński, wychowanek i w zasadzie przybrany syn Iwaszkiewiczów, prowadził od 1947 roku notatnik. Były to szczątkowe, jednozdaniowe zapiski, które sześćdziesiąt lat później postanowił połączyć i skomponować. Połączyć, by, przede wszystkim, uchronić od zapomnienia to, co związane jest ze Stawiskiem: dom, sad, staw, ludzi, zwierzęta, narodziny i śmierci do tego miejsca przynależne. Był tylko jeden drobny problem – nie wierzył w swoje umiejętności pisarskie. Ów brak wiary był jednak dużo mniej silny niż miłość do miejsca, w którym odnalazł szczęście i spełnienie. Jak pisał, wyraz „Stawisko” brzmiał dlań jak imię kochanej kobiety, od zawsze, do dziś i do końca jego życia. Pokłosiem próby ocalenia pamięci o majątku ziemskim autora „Panien z Wilka” są wspomnienia zatytułowane „Upragniony syn Iwaszkiewiczów”.

2 sierpnia 1944 roku, tuż po wybuchu powstania warszawskiego, dwunastoletni Kępiński wraz z rodziną i mieszkańcami domów na Górczewskiej i Elekcyjnej przeniósł się do podziemi cerkwi. Przetrwali tam do 5. dnia walk. O 10. rano przyszli Niemcy, którzy kazali im ustawić się w rowie między kościołem a cmentarzem. Na szynach tramwajowych stał ciężki karabin maszynowy, po bokach zaś czekali już żołnierze z karabinami. Tuż przed masakrą Kępiński wyrwał rękę z dłoni matki i wbiegł na wał. Niemcy zaczęli strzelać. Autor otrzymał postrzał w bok, centymetr od kręgosłupa. Stracił przytomność i stoczył się na drugą stronę wału, pod druty kolczaste, co ocaliło mu życie. Podczas rzezi rozstrzelano sześćdziesiąt osób, Kępiński miał być sześćdziesiąty pierwszy. Stracił ojca, matkę, dwu braci i kilkoro osób z bliskiej rodziny. Jak się później okazało, ocalała również siostra bratowej, jedenastoletnia Marysia Cyrańska.

Zapiski prowadzone przez Wiesława Kępińskiego od pierwszego dnia pobytu na Stawisku.

Kiedy Kępiński się ocknął, przedarł się przez cmentarz rosyjski, po czym trafił do domu, w którym mieszkała jego matka chrzestna. Kilka razy zmieniał miejsce pobytu, w końcu znalazł się we wsi Stefanów pod Rogowem, gdzie doczekał końca wojny. Niebawem wrócił do Warszawy, by odwiedzić miejsce egzekucji. Wszedł do rowu, jak wspominał, szukając Bóg wie czego. Na dnie leżała czarna książeczka kasy chorych, w niej zaś zdjęcia, na których widnieli rodzice Kępińskiego. Dolny róg wyrwała kula. Prawdopodobnie, gdy noszono zabitych na teren cmentarza, by ich spalić i zakopać, dokument wypadł z kieszeni ojca. Pod krzakiem, nieopodal miejsca masakry, leżała zakrwawiona bluza, którą Kępiński zostawił podczas ucieczki. Niestety, bluza przepadła w późniejszych latach, ale książkę kasy chorych autor przechowuje do dziś niczym najcenniejszą relikwię.

Jarosław Iwaszkiewicz na Stawisku.

Pewnego dnia czternastoletni Wiesław Kępiński napisał list do „Expressu Wieczornego”, gdzie przychodziły błagalne prośby o pomoc. Opisał w nimswoją historię – chłopca cudem ocalonego z wolskiej masakry. List wydrukowano 26 stycznia 1947 roku. Niecały miesiąc później do autora zawitał goniec z wiadomością o spotkaniu w redakcji. Tam, wraz z redaktorką gazety, Karoliną Beylin, ustalono dalsze działania, wskutek których Kępiński niebawem siedział przed sympatycznym panem mającym swój gabinet w Teatrze Polskim. Okazało się, że był nim Jarosław Iwaszkiewicz, człowiek, który postanowił przygarnąć chłopca, zapraszając go do Stawiska. I tak biedny Wiesio z Woli, zostawiwszy mieszkanie siostry, gdzie pokój dzieliła na pół tkanina rozwieszona na suficie, nagle, 23 lutego 1947 roku trafił w piękne otoczenie, pozostające dotychczas – jak sam napisał – poza jego wyobrażeniami. Był tam traktowany jako wychowanek, a praktycznie syn państwa Iwaszkiewiczów.

W ogrodzie na Stawisku. Na zdjęciu: Jarosław Iwaszkiewicz, Wiesław Kępiński oraz jego mały syn Michał.

Wiesław Kępiński pozostał na Stawisku do pełnego usamodzielnienia się. W jego wspomnieniach miejsce to jawi się jako idylliczne i gwarne. Willa liczyła czternaście pokoi, każdy inny, niektóre były zamieszkane. Po wojnie Stawisko powoli wracało do funkcji ośrodka literacko-artystycznego. Gościł tu m.in. Tuwim, Rubinstein, Putrament i sama królowa Elżbieta. Podczas licznych podróży z Iwaszkiewiczem Kępiński spotykał innych tuzów, takich jak m.in. Broniewski, Wajda, Gałczyński, Hanuszkiewicz czy Słonimski. Niestety, we wspomnieniach nie znajdziemy zbyt wielu szczegółów tych spotkań – o spotkaniu z Gałczyńskim dowiemy się na przykład tylko tyle: „Panowie o czymś tam gadali, a ja się nudziłem”. Pozostałe „relacje” są bardzo podobne, toteż ciężko jest traktować „Upragnionego syna Iwaszkiewiczów” jako książkę przybliżającą czytelnikowi ówczesne realia, kontekst i ludzi w nich umocowanych. Kępiński skupia się przede wszystkim na Stawisku jawiącym się jako azyl, miejsce przykryte szklaną kopułą, wolne od dziejowych wichrów przewalających się dookoła. Relacjonuje swój dziennik, usiłując rozwinąć poszczególne, zdawkowe wpisy – przyznam, że z różnym skutkiem: „Tymczasem spędziłem jeszcze jakiś czas na moim Stawisku i przeżyłem wiele szczęśliwych i ciekawych dni”. I tyle. Czytamy więc u Kępińskiego o utopii zamieszkałej przez idealnych ludzi. Utopii, która kończy się dlań w listopadzie 1955 roku, gdy zdał sobie sprawę, że musi opuścić Stawisko – dom, w którym, jak twierdzi, stał się człowiekiem. Kiedy wracał do Warszawy, Iwaszkiewicz płakał.

Kępiński zawsze był mile widziany w swym dawnym domu. Nie jako gość, nie musiał dzwonić, że przyjedzie – wystarczyło, że po prostu jechał. Wspomina, że nigdy nie zatracił i nie zatraci więzi ze Stawiskiem. Dawniej było to dlań miejsce, w którym – jak pisał cytowany przez niego Konstanty Paustowski – królował staropolski patriarchalizm, o którym czytało się już jedynie na kartach powieści. Dom, który tętnił życiem, przechowujący ślady po tych wszystkich, którzy w nim mieszkali. Dom ciasny od niezliczonych książek i map, skryty w półmroku za sprawą wiekowych drzew za oknami. Po śmierci Iwaszkiewicza Stawisko zostało przekazane Ministerstwu Kultury i Sztuki. Mieści się tam muzeum, w którym znajdują się pamiątki po pisarzu i jego żonie. Sosna Urania, stojąca przez lata „pośrodku świata”, tak ukochana przez upragnionego syna Iwaszkiewiczów, niedługo po odejściu Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów uschła.

Mirosław Szyłak-Szydłowski
fot. prywatne archiwum Wiesława Kępińskiego
Artykuł na podstawie książki „Upragniony syn Iwaszkiewiczów” Wiesława Kępińskiego, wyd. Prószyński i S-ka.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: artykuły