Chciałam jednocześnie uszanować książkę oraz znaleźć w niej swoje miejsce – wywiad z Audrey Diwan, reżyserką i współscenarzystką ekranizacji „Zdarzyło się”

6 listopada 2022

W polskich kinach wyświetlany jest film „Zdarzyło się” na podstawie autobiograficznej powieści tegorocznej noblistki Annie Ernaux. To poruszająca opowieść o kobiecie walczącej o prawo do decydowania o własnym ciele i życiu. Historia ta wydarzyła się naprawdę we Francji w latach 60. XX wieku. Poniżej możecie przeczytać rozmowę z Audrey Diwan, reżyserką i współscenarzystką filmu, która opowiada o powodach nakręcenia i samej realizacji „Zdarzyło się”.

Co skłoniło cię do zekranizowania powieści Annie Ernaux „Zdarzyło się”?

Audrey Diwan: Znam twórczość Annie Ernaux od dawna, siłę jej myśli i klarowność stylu. „Zdarzyło się” odkryłam jednak późno. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie dychotomia pomiędzy – oklepanym samym w sobie – motywem nielegalnej aborcji a zimną rzeczywistością zabiegu. W pierwszej chwili myślałam o ciele tej młodej kobiety, o tym, co musiała przeżywać od momentu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. I dylemacie, przed jakim została postawiona. Zaryzykować życie i usunąć ciążę czy urodzić i poświęcić własną przyszłość. Ciało lub umysł. Nie chciałabym stanąć przed podobnym wyborem. Wszystkie te kwestie pojawiają się w tekście, a ja starałam się przełożyć je na obrazy – cielesny proces, który pozwoliłby mi zmienić narrację w fizyczne doświadczenie. W podróż, która, jak mam nadzieję, jest możliwa niezależnie od okresu historycznego czy płci.

Czy omawiałaś z Annie Ernaux swoje podejście do jej tekstu?

Tak, od samego początku. Chciałam jednocześnie uszanować książkę oraz znaleźć w niej swoje miejsce, wąską, ale kluczową ścieżkę. Najpierw spędziłyśmy razem jeden dzień, w trakcie którego Annie Ernaux zgodziła się szczegółowo przypomnieć realia tamtych czasów. Rzuciła nieco światła na pewne fragmenty tekstu, co dało mi lepszy wgląd w polityczny kontekst, a tym samym także pozwoliło zrozumieć obawy, które ogarniały kobiety w momencie, gdy podejmowały decyzję. Kiedy doszła do opowieści o swojej aborcji, jej oczy wypełniły się łzami. Wróciły wspomnienia tego, do czego – jako młodą dziewczynę – zmuszało ją społeczeństwo. Jej smutek bardzo mnie poruszył i często wspominałam o nim w trakcie pisania. Następnie poprosiłam Annie Ernaux o przeczytanie kilku wersji roboczych scenariusza. Pomogła mi znaleźć najbardziej uczciwe podejście, które potem przyświecało mi na każdym etapie pracy, łącznie ze scenografią, kostiumami, makijażem. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć Annie Ernaux przesłała mi cytat z Czechowa: „Bądź dokładna, reszta przyjdzie we właściwym czasie”.

Po co ekranizować tę powieść dzisiaj?

Spodziewam się, że to pytanie będzie pojawiać się regularnie, co – muszę przyznać – mnie zaskakuje. Wątpię, aby o to samo pytano ludzi, którzy decydują się nakręcić film historyczny, przywoływać wydarzenia społeczne i polityczne z przeszłości. A gdy mówię o „przeszłości”, nie dotyczy to wszystkich tych krajów, w których aborcja nadal nie jest legalna. Akcja „Zdarzyło się” rozgrywa się w okresie naszej historii, który wciąż rzadko jest przedstawiany. Moim zdaniem film nie ogranicza się jednak wyłącznie do swojego tematu. W przeciwnym wypadku mogłabym po prostu nakręcić dokument. Realizując „Zdarzyło się”, chciałam zbadać uczucia, skupić się na intymnym poczuciu napięcia, narastającym w miarę rozwoju wydarzeń. Dni mijają, horyzont się kurczy, a ciało staje się więzieniem. Aborcja też nie jest jedynym problemem. Moja bohaterka Anne jest społeczną renegatką. Pochodzi z klasy pracującej i jako pierwsza w rodzinie zaczyna studiować. Atmosfera na uniwersytecie wydaje się zgoła burżuazyjna, podporządkowana bardziej surowemu kodeksowi i zasadom moralnym. Anne porusza się pomiędzy dwoma światami, jednocześnie skrywając tajemnicę, mogącą pogrzebać wszystkie jej nadzieje. Kiedy masz dwadzieścia lat, szukasz swojego miejsca w świecie. Tylko jak to robić, kiedy twoja przyszłość jest zagrożona?

Kadr z filmu „Zdarzyło się”.

Jak doszło do tego, że w głównej roli obsadziłaś Anamarię Vartolomei?

Od pierwszych przesłuchań było jasne, że Anamaria Vartolomei pasuje do tej roli fizycznie. Poza tym było w niej coś jeszcze – coś tajemniczego i potężnego. Jej prześwitująca skóra, jej zinternalizowana wizja świata, trudna do odczytania i urzekająca zarazem. Ona bardzo wiele wyraża przy pomocy minimum środków. Jest minimalistyczną aktorką, a ja jestem wrażliwa na ten rodzaj delikatności. Zaczęłyśmy od zdefiniowania jej bohaterki w kwestii cielesności, począwszy od postawy. Powtarzałam: „Anne jest żołnierką”, więc ona trzymała się na uboczu, mocno stąpając po ziemi, patrząc przed siebie, gotowa zmierzyć się ze światem. Musiała doświadczyć swojego statusu renegatki, w którym wszystkie oczy zwrócone są na nią, a społeczeństwo ją przytłacza. Anamaria inteligentnie wykuła zbroję niezbędną dla swojej bohaterki.

Czy sporo rozmawiałyście na temat aborcji?

Tak, to decydujący akt kształtowania się postaci. Przez cały film rozgrywa się konflikt pomiędzy ciałem a umysłem. Akceptacja cierpienia jednego dla zbawienia drugiego. To przykład myślenia wertykalnego, które skłoniło mnie do zastanowienia nad tym, jak bohaterka definiuje samą siebie, jak zdołała stanąć na własnych nogach. Dostrzegłam w tym także sposób wyrażania jej ambicji. Jak to jest czuć się zdolną do zostania pisarką, kiedy nie jest się temu przeznaczoną? Co skłoniło tę dziewczynę do powiedzenia: „Chcę pisać”? Jakie ma to konsekwencje społeczne? Moja bohaterka wybiera poddanie się aborcji, a potem pisze resztę swojej historii. Fundamentalny akt.

Anne jest otoczona przez młodych mężczyzn. Jak byś ich scharakteryzowała?

Mężczyźni, ci młodzi i ci starsi, są kluczowi w rozwoju postaci Anne. Nie chciałam oceniać swoich bohaterów, widzę w nich to, czym są: odbicie swoich czasów. Jean, kolega Anne ze studiów (grany przez Kaceya Motteta-Kleina), chce wymusić na niej pocałunek, mówiąc: „Nic się nie stanie, i tak już jesteś w ciąży”. Widzę w tym zupełną ignorancję „drugiej płci”, jaka panowała we Francji w latach 60. Odpowiedzialność za ciążę spoczywała wówczas wyłącznie na kobiecie. Z kolei lekarze, do których trafia Anne, mają różny stosunek do aborcji. Wprawdzie nie ma wśród nich pozytywnej postaci, kogoś, kto przeciwstawiłby się niewidzialnemu prawu, ale nie każdy potępia sam zabieg. Bohaterowie filmu robią to, co mogą, w zależności od swojej wiedzy i uczuć.

Anamaria Vartolomei i Audrey Diwan.

Dlaczego zdecydowałaś się na format obrazu 1,37:1?

Ten format pozwolił mi ominąć ideę rekonstrukcji i skupić się na tym, co kluczowe. Dostrzegłam możliwość tworzenia historii w czasie teraźniejszym. Kamera miała stać się jednym z aktorką – być Anne, a nie patrzeć na nią. Odbyłyśmy wiele prób z moim operatorem Laurentem Tangym, który ciężko pracował z Anamarią nad poruszaniem się w tym samym rytmie. Kamera przemieszcza się równo z nią, ale na tyle dyskretnie, że jest to niezauważalne. W efekcie widzimy to, co widzi Anne. Im bardziej posuwa się naprzód, tym bardziej mglista jest jej trajektoria. Kiedy opuszcza wytarte medyczne ścieżki, zapuszcza się w mroczne zaułki. Następnie kamera ustawia się za nią, odkrywając w czasie rzeczywistym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.

Można powiedzieć, że jest to immersyjna perspektywa?

Taki był zamysł. Cała ekipa pracowała nad wdrożeniem jednej idei: połączeniem intymnego z „zewnętrznym”, co pozwoliło na wniknięcie w umysł bohaterki w miarę rozwoju narracji. Wielką rolę miał tym samym do odegrania dźwięk, ponieważ czasem ilustruje jej myśli, a czasem bezpośrednie relacje z innymi. Gra Anamarii zależała od monologów z muzycznym akompaniamentem. Choć nie wiem, czy słowo „muzyka” jest w pełni adekwatne. Miałam szczęście pracować z kompozytorami Evguénim i Sachą Galperine’ami. Nie chcieliśmy, aby melodia wzmacniała lub oznaczała daną emocję. Poszukiwaliśmy minimalistycznych akordów, które oddziaływałyby jak słowa. Niczym wewnętrzna frazeologia.

Istotnym elementem akustycznym jest także oddech…

W tym filmie oddech odgrywa znaczącą rolę. Wciąż w ramach tej samej idei zanurzenia się w intymność bohaterki. Jej westchnienie ulgi jest cielesną transkrypcją emocji, podobnie jak wówczas, gdy wstrzymuje oddech bądź go traci. Co to znaczy być bez oddechu? Co to znaczy złapać drugi oddech?

Wszechobecna jest także cisza. Co ona oznacza?

Cisza jest punktem wyjścia. Czasem coś nie może być wypowiedziane. Lub usłyszane. Słowo „aborcja” nie pada w filmie ani razu. Anne narusza tabu, tłumi swoje cierpienie. Jej walka jest walką wewnętrzną. Nie tylko doświadcza bólu, ale może też trafić przed sąd.

Wokół jej cierpienia, zarówno fizycznego, jak i moralnego, skupia się kilka szokujących sekwencji. Jak podeszłaś do ich realizacji?

Nie będę się rozwodzić nad co bardziej „hardcore’owymi” scenami w filmie. Nigdy nie chciałam szokować, ale nie sposób odwrócić wzroku od takich wydarzeń. Przede wszystkim należało poprowadzić film od początku do końca, bez żadnych cięć. Zwłaszcza że nie uznaję sekwencji, które objaśniają przeżycia bohaterki zamiast pozwolenia jej, by sama ich doświadczyła.

Koncept czasu determinuje rytm filmu przypominający odliczanie. Dlaczego zdecydowałaś się podkreślić upływ kolejnych tygodni?

W oryginale literackim pojawiają się wpisy z pamiętnika. Często myślałam nad tym zdaniem z powieści: „Nie było już dni do zapełnienia wykładami i pracami, stały się bezkształtnym czymś, co rosło we mnie”. Wyczuwałam to napięcie poprzez kontrasty: beztroski świat studentów cieszących się wolnymi dniami przeciwko wyścigowi Anne z tykającym zegarem.

Fundamentalne znaczenie ma przekonanie, że jednostka musi mieć pełną kontrolę nad swoim ciałem i duszą. Czy to z powodu skupienia na tej idei nie mamy w filmie historii miłosnej? Bohaterka się nie zakochuje?

Mój film nie jest o miłości, lecz o pożądaniu. Innym tematem filmu – bardzo ważnym dla mnie – jest cielesna przyjemność. Anne pośrednio walczy o swoje prawo do rozkoszy. Nie podoba mi się przekonanie, że kobieca przyjemność jest akceptowalna tylko w relacji do jej uczuć. W tym sensie historia Anne pełna jest współczesnej, młodzieńczej energii. Ona odczuwa równie wiele gniewu, co pożądania.

Najważniejsza w twoim filmie jest wolność?

Dla mnie wolność w kinie oznacza przełamywanie ograniczeń, coś, co wydaje mi się jeszcze bardziej pociągające, ponieważ mój film jest tak powściągliwy. Historia Anne to swoisty szkic. Dlatego film nieprzypadkowo kończy się słowami „weźcie swoje pióra” (w polskim tłumaczeniu filmu: „to do dzieła” – przyp. red.) i odgłosem pisania na papierze. Anne sama pisze swoją historię i nie pozwala, by ktokolwiek jej dyktował.

Tłumaczenie: Sebastian Rerak
fot. i źródło: materiały prasowe

Tematy: , , , , , , , , ,

Kategoria: film, wywiady