Kobiece sztuczki

12 lutego 2019

François Miville-Desch?nes, Sylvain Runberg „Podboje tom 3: Krew Scytów”, tłum. Maria Mosiewicz, wyd. Egmont
Ocena: 7,5 / 10

Ludzie biorący udział w wojnie nierzadko powodowani są pierwotnymi instynktami, dzikimi i zwierzęcymi. Ale czy tylko i wyłącznie? Odpowiedzi udziela scenarzysta Sylvain Runberg w komiksowej serii „Podboje”. A trzeci już album cyklu, zatytułowany „Krew Scytów”, potrafi zachwycić.

W „Podbojach” emocje często biorą górę nad racjonalnością bohaterów. A dzieje się to w zachwycającej scenerii: bliskowschodni, antyczny orientalizm miesza się z mistyką ? tutaj Atlantyda nie jest wcale mitem. Scenarzysta Sylvain Runberg oraz rysownik François Miville-Desch?nes konsekwentnie realizują ten zamysł od pierwszego tomu. „Krew Scytów” to dowód, że seria rozwija się w coraz ciekawszym kierunku.

W trzecim albumie doszło do kilku ciekawych i niespodziewanych rozstrzygnięć. Ujawnione zostały na przykład skrywane dotąd motywacje niektórych postaci. Szczególnie tyczy się to Simissee, dumnej i ponętnej królowej ludu Sarmatek, a także Thusi, uroczej, acz twardej kronikarce z Babilonu. Okazuje się bowiem, że siłą kobiet w tym świecie jest podstępne i inteligentne działanie z ukrycia. Motywacją może być natomiast na przykład poczucie zemsty. I troska o rodzinę. To tyle, aby nie zdradzać zbyt wiele z fabuły komiksu.

Można odnieść wrażenie, że Runberg bardzo stara się dbać o to, by czytelnikom nie brakowało zaskoczeń. Stopniowo pogłębia też portrety psychologiczne. A sposobność ku temu jest doskonała, bo przecież wojna, która trwa pomiędzy przymierzem Hordy a wojskami Scytów, rodzi sytuacje graniczne. Takie, w których ludzie zdolni są do prawdziwych poświęceń. I wyjątkowo haniebnych aktów. „Podboje” są zatem historią wojenną, polityczną, ale równocześnie romansem oraz opowieścią o rodzinnym dziedzictwie. W każdej z tych kategorii seria sprawdza się doprawdy znakomicie. Szkoda jedynie, że stosunkowo mało miejsca poświęca się ekspozycji króla Scytów, wszak jest to główny antagonista Hordy Żywych.

Wisienką na torcie są po raz kolejny aspekty wizualne. To ten rodzaj sztuki rysunkowej, którą można się delektować jeszcze na długo po tym, gdy skończy się lekturę komiksu. Miville-Desch?nes ożywia przedstawicieli Hordy Żywych w sposób iście magiczny. Wyjątkowy realistyczny jest wygląd postaci, kontury są prowadzone bardzo pewnie. Prawdziwą wartość prac kanadyjskiego artysty widać, gdy stworzeni przez niego bohaterowie zaczynają taniec ? zarówno erotyczny, jak i wojenny. W dynamicznych, czarownych kadrach aż kipi od emocji.

„Podboje” stają się coraz lepsze, bo wyrazistsze. To już nie tylko historia o wojnie totalnej, ale małej-wielkiej zemście i konsekwencjach samosądów. Serię rozrywkową Runberga i Miville-Desch?nesa polecić można z czystym sumieniem wszystkim ceniącym realistyczną kreskę i sprawnie prowadzone intrygi fabularne. Kobiece sztuczki potrafią być zaś wyjątkowo niebezpieczne, o czym zapewne przekonamy się jeszcze w kolejnej odsłonie cyklu.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje