Melancholik z Drohobycza. 10 faktów o Brunonie Schulzu, których (prawdopodobnie) nie znasz
Urodzony w Drohobyczu koło Lwowa pisarz żydowskiego pochodzenia, artysta samouk, nadwrażliwy marzyciel, zmarły tragicznie w 1942 roku, zastrzelony przez gestapowca. Autor „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod Klepsydrą”. Tajemniczy, wręcz enigmatyczny, na zdjęciach widać w jego twarzy smutek i subtelność. Bardzo blisko związany z ojcem, którego śmierć w 1915 roku była dla Bruna potężnym ciosem. To podstawowy zarys biografii Bruna Schulza, z którym spotykamy się w większości notatek prasowych na jego temat. Przed wami jednak zestawienie dziesięciu faktów z jego biografii, o których – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – dotąd nie słyszeliście.
1. Drohobycz był jedynym miejscem na Ziemi, gdzie naprawdę czuł się sobą.
W 1938 roku Schulz wybrał się na wymarzoną wycieczkę do idealizowanego Paryża, gdzie jego przewodnikiem, kompanem i partnerem w dysputach został Georges Rosenberg, brat pianistki Marii Chazen. Przyjaciółki Schulza, w większości artystki, były przekonane, że dla pisarza to znakomite posunięcie, że tylko Paryż pozwoli mu rozłożyć skrzydła tak, jak na to zasługuje, zapewniając sławę i popularyzację jego obrazów. Po początkowym oczarowaniu Schulz jednak szybko poczuł się przytłoczony atmosferą miasta. Chłonął jego dynamizm i napawał się śladami historii, tęskniąc jednak bezustannie do domu rodzinnego. Nie był stworzony do brylowania wśród bohemy. Rosenberg wspomina go jako człowieka nieśmiałego i delikatnego, „niewolnika swoich fantazji”, niezbyt szczęśliwego, który jednak „panował nad nami wszystkimi bogactwami ducha, myśli i swojej poezji”.
2. Jako gimnazjalista celował w rysunku, nie radził sobie z gimnastyką i fascynował się kinem.
Przy ulicy Ślusarskiej 3 mieściło się kino Urania, gdzie spędzał miłe chwile na seansach. Część z tych wrażeń uwiecznił potem w swoich opowiadaniach, między innymi „Nocy lipcowej”, gdzie wspomina „fantastyczną gonitwę po wertepach filmu”, pisząc, że „wieczory tego lata spędzałem w kinoteatrze miasteczka, opuszczałem go po ostatnim przedstawieniu”.
3. Jedną z najwcześniejszych artystycznych fascynacji Schulza była Anna Csillag, modelka z reklamy środka na porost włosów.
Anna, obdarzona sięgającą stóp gęstwą włosów (185 cm!), pojawiała się w reklamach od lat 80. XIX wieku aż do II wojny światowej. Obiecywała realizację marzeń za cenę pudełeczka magicznego specyfiku. Miała w sobie jednocześnie tajemniczość i zwyczajność, które niezwykle działały na wyobraźnię.
Bruno wiele inspiracji czerpał z gazetowych anonsów, obok Anny był też czarnoksiężnik Pan Bosco z Mediolanu, cudowny balsam ochronno-odmładzający Elsa i specjalistka „tresury ludzi”, długonoga Magda Wang. Młody, zaledwie 14-letni Bruno zaludniał swój szkicownik baśniowymi światami pełnymi fantastycznych istot, budząc podziw nauczyciela rysunku, pana Chrząstowskiego, który dostrzegł w nim olbrzymi talent.
4. Wielu członków rodziny Schulzów cierpiało z powodu problemów psychicznych.
Od najmłodszych lat Bruno był świadkiem zaburzeń na tym tle. Jego siostra Hania cierpiała z powodu nawracającej ciężkiej nerwicy i depresji poporodowej, a skłonności do „melancholii” odziedziczył po niej syn. Mąż Hani, szwagier Bruna Mojżesz, syfilityk, popełnił samobójstwo, podcinając sobie gardło brzytwą. Misy wypełnione krwią pojawiały się potem często na obrazach Schulza. Sam Bruno też doświadczał często stanów depresyjnych, a ponadto zmagał się z hipochondrią i agorafobią. Te doświadczenia zaowocowały po latach obfitą korespondencją, którą pisarz prowadził z psychiatrami, jak również jego fascynacją psychoanalizą.
5. Schulz marzył o Akademii Sztuk Pięknych, poszedł jednak na politechnikę.
Na studia politechniczne zdecydował się pod naciskiem brata Izydora, z którym był bardzo blisko związany i którego przedwczesną śmierć bardzo przeżył. Brat miał nadzieję, że opanowawszy rysunek techniczny, Bruno będzie miał w ręku pewny fach. Po kilku semestrach Schulz zrezygnował, postanowił jednak spróbować sił na uczelniach artystycznych. Ostatecznie okazał się bardziej praktykiem niż teoretykiem – wystawiał swoje prace, również w Berlinie i Wiedniu, studiów jednak nie ukończył.
6. Schulz był masochistą.
O tego typu upodobaniach nie mówiło się wówczas głośno (sam termin – masochizm – był stosunkowo młody, pojawił się pod koniec XIX wieku), a za to sporo plotkowało po cichu. W grafikach Schulza przewija się motyw seksualnej potęgi kobiet, dzierżących w dłoniach pejcze, i ich dominacji nad mężczyznami. Szczególnym fetyszem były dla artysty damskie nogi i stopy. Bardziej konserwatywni odbiorcy określali to wręcz z niesmakiem mianem „pornografii”. Schulz starał się zresztą znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd w nim takie skłonności, czym są i jakie mają źródło. To kolejny temat, który podejmował w korespondencji ze specjalistami, studiował też dzieła Freuda.
7. Jego najbliższą przyjaciółką i prawdopodobnie miłością życia była poetka i filozofka, tworząca głównie w jidysz, Debora Vogel.
Vogel (zwaną Dozią) i Schulza zapoznał Stanisław Ignacy Witkiewicz w Zakopanem. Była kobietą, która w pełni akceptowała neurotycznego pisarza – z jego oderwaniem od rzeczywistości, fobiami i nieśmiałością. Rozmawiali o małżeństwie, jednak nigdy do niego nie doszło – pod naciskiem matki Debora zdecydowała się wyjść za mąż za architekta Szulima Barenblutha, a Schulz zaręczył się z Józefiną Szelińską. Przyjaźń jednak przetrwała i zachowała się po niej obfita korespondencja, w listach do Vogel Schulz zawarł pierwszy szkic „Sklepów cynamonowych”. Również dzięki Vogel Schulz poznał Zofię Nałkowską, która doprowadziła do wydania „Sklepów…”.
8. Jego związek z Józefiną Szelińską był trudny.
Planując ślub, Schulz wystąpił z gminy żydowskiej w Drohobyczu, a potem zaczął starać się o fikcyjne zameldowanie na terenie byłego zaboru pruskiego. Józefina (zwana Juno) niezbyt dobrze znosiła związek na odległość i okazjonalne spotkania. Wspólnie Szelińska i Schulz pracowali nad przekładem „Procesu” Kafki, przy czym on, chociaż naniósł tylko poprawki, z powodów „marketingowych” firmował tłumaczenie swoim nazwiskiem, Józefiny na okładce nie wymieniono.
Kiedy para zaczęła spędzać więcej czasu razem w Warszawie, pojawiły się nieporozumienia. Nadwrażliwa, emocjonalna narzeczona osaczała Schulza, czując prawdopodobnie, że jej uczucie do niego jest silniejsze niż miłość żywiona przez niego do niej. Nie lubiła też Drohobycza, za którym Schulz stale tęsknił. Józefina połknęła tabletki nasenne – potem nazywała swoją nieudaną próbę samobójczą „ciężką chorobą” i wedle własnych słów powróciła do żywych „odmieniona”. Chociaż Schulz okazywał jej wiele troski i czuł się winny, ona była już na etapie oddalenia od niego i ostatecznie doszło do zerwania zaręczyn, co pisarz przyjął z wielkim bólem.
Józefina Szelińska popełniła samobójstwo w 1991 roku, mając 86 lat.
9. Losy zaginionej powieści Schulza „Mesjasz” to jedna z ciekawszych zagadek w historii polskiej literatury.
Prace nad „Mesjaszem” Schulz miał podjąć tuż po publikacji „Sklepów cynamonowych”. Wzmianki o nim, łącznie z narzekaniem na kryzys twórczy („’Mesjasz’ leży odłogiem”), można znaleźć w listach pisanych do przyjaciół. Opublikowane w „Wiadomościach Literackich” opowiadanie „Genialna epoka” miało w zamierzeniu stać się częścią „Mesjasza”, ale ostatecznie trafiło do zbioru „Sanatorium pod Klepsydrą”. W jakim stopniu rękopis był ukończony – nie wiadomo, ponieważ zaginął w czasie wojny. Zdaniem badacza twórczości Schulza Jerzego Ficowskiego pisarz spróbował przekazać przyjaciołom plik kartek przez mur getta, został on jednak przechwycony, najpierw przez gestapo, potem przez KGB. Po wojnie pojawiło się kilka ofert sprzedaży rzekomego rękopisu, między innymi taką ofertę otrzymał kuzyn Schulza – Alex, zmarł jednak, nim doszło do zawarcia jakiejkolwiek wiążącej umowy. W jakich archiwach ukrywa się obecnie „Mesjasz” i czy w ogóle istnieje – to zagadka. Znamy natomiast zdanie hipotetycznie otwierające utwór, które krytyk literacki Artur Sandauer zapamiętał z urywków czytanych mu przez Schulza:
„Wiesz – powiedziała mi rano matka – Przyszedł Mesjasz. Jest już w Samborze”.
10. Zginął przez tragiczny przypadek… a może jednak nie?
W dzień swojej śmierci Bruno Schulz próbował dotrzeć do budynku Judenratu, by odebrać rację chleba. Zdecydował się podjąć próbę ucieczki z getta, w co zaangażowała się Zofia Nałkowska. Tego samego dnia rano pewien żydowski aptekarz, broniąc się, zadrasnął gestapowca w palec. W odwecie Niemcy rozpętali tzw. dziką akcję, czyli bezładne strzelanie na ulicach getta do przypadkowych przechodniów. Zginęło wówczas ponad dwustu ludzi, w tym postrzelony w głowę Bruno Schulz, a sam dzień przeszedł do historii Drohobycza jako „czarny czwartek”. Istnieją jednak inne relacje opisujące śmierć pisarza, które sugerują odmienny scenariusz wydarzeń – w ich świetle Schulz nie zginął przez przypadek, ale w wyniku egzekucji, jako ofiara konfliktu między dwójką hitlerowców. Zamordował go niemiecki oficer Karl Günther w akcie zemsty za śmierć swojego protegowanego, dentysty Löwa, który z kolei zginął z rąk Felixa Landaua. Landau wykorzystywał zdolności plastyczne Schulza, angażując go do ozdabiania pokojów we własnej willi i w budynku kasyna, Günther uznał więc, że w ten sposób „wyrówna rachunki”: „on zabił mojego Żyda, a ja zabiłem jego Żyda” (relacja Iwańskiego z 1948 roku, znajdująca się w archiwach Jerzego Ficowskiego).
Ciało Schulza przez dłuższy czas leżało na ulicy, nim Niemcy pozwolili je zabrać. Zostało pochowane we wspólnej mogile z innymi ofiarami tego dnia, nie wiadomo gdzie dokładnie. Po wojnie miejsca spoczynku pisarza nie udało się odnaleźć.
Materiał opracowano na podstawie książki Anny Kaszuby-Dębskiej „Bruno. Epoka genialna”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.
Zebrała i opracowała: Karolina Chymkowska
TweetKategoria: zestawienia